78. - „Masz dla kogo żyć"

275 34 2
                                    

Dziś mija tydzień od feralnego wypadku Christiana, a jego stan nadal jest bardzo poważny. Lekarze zwlekają z wybudzeniem go ze śpiączki farmakologicznej. Codziennie odwiedzamy go razem z Louisem, który zmienił się diametralnie. Chodzi ciągle przygnębiony, co zaniepokoiło jego nauczycieli. Jego wychowawczyni dzwoniła do mnie na początku tygodnia, dlatego też poinformowałam ją o tym, co się stało. Obiecała, że będzie miała go na oku i w razie czego niezwłocznie informować, gdyby coś się stało.

- Louis, nie będzie imprezy! Mama i David odwołali ślub! - Jacob atakuje nas od razu od progu.

Starszy syn już o tym wie. Poinformowałam go zaraz po rozmowie z Davidem. Ten postanowił dziś przekazać tę informację młodemu. Miałam sama to zrobić, jednak wiedziałam, że będzie zły. Był bardzo nakręcony na to przyjęcie.

- To nie koniec świata. - Starszy wzrusza ramionami, zdejmując obuwie.

- Wy wszyscy jesteście jacyś dziwni! - Pokazuje swoją złość. - Mamo, o co tu chodzi? - Spogląda na mnie.

- Nic się nie dzieje. Po prostu postanowiliśmy z Davidem przenieść ceremonię na inny termin. - Pochylam się nad nim. - Już nie bądź taki wściekły. - Całuję go w policzek.

Przechodzę w głąb domu, szukając pozostałej dwójki. Nie musiałam daleko szukać, gdyż odnajduję córeczkę w krzesełku do karmienia, zaś Davida tuż obok. To już kolejny dzień, kiedy zadbał o obiad dla nas.

- Jesteśmy. - Informuję, wchodząc do jadalni. - Chodźcie, chłopcy! - Wołam ich, jednak przybiega sam Jacob.

- Louis poszedł na górę, powiedział, że znów chce być sam. Głupi jest! - Frustruje się młody.

- Jacob! - Unoszę się. - Nie obrażaj brata. Chce być sam i to nic złego. A teraz siadaj i kończ jeść obiad. - Rozkazuję.

- Ale ja nie chcę tego jeść. - Mruży oczy. - Mówiłem już, że nie lubię warzyw. Nie słuchacie mnie w ogóle! - Ponownie się unosi.

- Marsz do swojego pokoju! Zachowujesz się okropnie! - Wybucham, czym zaskakuję syna. Zazwyczaj mam dużo więcej cierpliwości.

Po chwili znika nam z oczu, a ja czuję momentalnie wyrzuty sumienia. Jego zachowanie jest spowodowane przez panującą atmosferę w domu. Doskonale wie, że coś się dzieje, jednak nikt nie chce mu tego wyjaśnić. Nie powinnam na niego krzyczeć.

- Mam dość. - Siadam na krześle i patrzę z bezsilnością na partnera.

Relacja między nami również uległa zmianie. Wiem, że David jest bardzo zwiedziony tym, że nie weźmiemy ślubu w przyszłym tygodniu. Próbuje pomóc nam w obecnej sytuacji, jednak nie potrafi się odnaleźć. Widać to gołym okiem.

- On mnie ciągle pyta o Christiana. Powiedz mu w końcu prawdę. - Mówi mężczyzna.

- Mam powiedzieć sześciolatkowi, że jego tata prawdopodobnie umrze? - Kręcę głową.

- Nie wiem, Sharon. Przerasta mnie ta cała sytuacja. Już nie mam pojęcia, co mu mówić, kiedy jedziecie do szpitala z Louisem. - Wzdycha, odkładając sztućce na stół. - Też mam tego dość. A najbardziej tego, że w ogóle o siebie nie dbasz. - Wyrzuca mi.

- O czym Ty teraz mówisz? - Pytam niezrozumiale.

- Nie śpisz prawie w ogóle, mało jesz, a zamiast tego siedzisz w tym szpitalu. - Przewraca oczami.

- David, przypominam Ci, że tu chodzi o ojca moich dzieci. - Oznajmiam zdenerwowana.

- A ja Ci przypominam, że pod sercem nosisz nasze dziecko. - Wstaje wkurzony od stołu i od razu kieruje się na zewnątrz.

Others IV Historia SharonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz