Rozdział 10

136 5 1
                                    

JACQUES

— Czy to twoja pierwsza wizyta w Anglii? — zapytała kobieta siedząca naprzeciwko mnie. — Jak ci się u nas podoba?

— Nie, to nie jest moja pierwsza wizyta. Zdarzyło mi się odwiedzić Anglię kilkukrotnie. — Starałem się przyjaźnie uśmiechać, mimo że miałem ochotę stamtąd wyjść. — Pisałem w Londynie część swojego nowego albumu oraz kręciłem teledysk do Sunset w zamku w Edenbridge.

— Jak więc pisało ci się tutaj muzykę? Czy Londyn w jakiś sposób natchnął cię? Pobudził twoją kreatywność?

— Na pewno dzięki zupełnie nowemu otoczeniu poruszyłem tematy, których nie poruszałem wcześniej. Pierwszy raz pisałem po angielsku i tak, zdecydowanie potrzebowałem nowej perspektywy, aby się wczuć.

Cóż za idealna, niekonkretna, ale jednocześnie wystarczająco konkretna odpowiedź, pochwaliłem sam siebie w myślach. Gdybym miał odpowiedzieć na to pytanie całkowicie szczerze, musiałbym zdradzić parę smaczków ze swojego prywatnego życia, co niezmiernie uradowałoby dziennikarkę o imieniu Camille, ale ja dostałbym po głowie od Bruce'a i całej zgrai moich szefów. Bo w rzeczywistości ja i tylko ja wiedziałem, w jaki sposób naprawdę natchnął mnie Londyn.

Kolejne pytania dotyczyły bezpośrednio mojej płyty, która miała ukazać się już za niecałe dwa miesiące oraz poprzednich, francuskojęzycznych płyt. Pytania były proste, płytkie, bez ani grama kreatywności i poruszały tematy, o których mówiłem już w dziesiątkach innych wywiadów. Dziennikarka ewidentnie nie była przygotowana na rozmowę ze mną, zrobiła tylko pobieżny research i prawdopodobnie mało ją interesowałem. Wywiad jednak należało odklepać. Miał znaleźć się na łamach popularnego, brytyjskiego portalu internetowego, a to przecież część promocji. Jedyna dobra strona tej rozmowy, to kierunek, w którym podążała. Pytania o moją muzykę i karierę, nic więcej. Żadnych durnych wzmianek o życiu prywatnym, a przede wszystkim sercowym. Zresztą pytania o związki widniały na czarnej liście, którą dostawał każdy dziennikarz przed wywiadem. Mogłem więc być pewny, że obejdzie się bez większych kłamstw z mojej strony.

Wywiad z dziennikarką, której pełnego nazwiska nie zapamiętałem, był na szczęście ostatnim wywiadem tamtego dnia. Niestety nie oznaczało to, że to koniec moich obowiązków. Czekało mnie jeszcze spotkanie w wytwórni, którego nieco się obawiałem. Teoretycznie chodziło tylko o parę formalności, ale propozycja, którą zamierzałem złożyć na ów spotkaniu, mogła wywołać małą burzę. Byłem przygotowany na wszystko; kręcenie nosem, durne pytania i stanowczą odmowę zakończoną kłótnią. Na szczęście miałem poparcie ze strony Bruce'a i wierzyłem, że jego zdanie zostanie wzięte pod uwagę.

Gdy wysiadłem z auta pod budynkiem wytwórni, zerknąłem okiem na dom towarowy znajdujący się po drugiej stronie ulicy. Zastanawiałem się, czy Billie nadal siedzi w pracy, czy może już wyszła. Zastanawiałem się, gdzie dokładnie znajduje się jej redakcja; czy okna wychodzą na wytwórnię, czy może na Kensington Street. Czy jeżeli wychodzą na wytwórnię, to czy może właśnie stoi przy jednym z okien i patrzy się na mnie. Myślałem też o tym, że prawdopodobnie była na wyciągniecie ręki, a ja nie mogłem jej teraz dotknąć.

— Sprzedaż singla nie jest tak wysoka, jakbyśmy tego oczekiwali — powiedział Jason Marley przerzucając stos papierów na swoim biurku. — Wskoczyliśmy w pierwszą dziesiątkę, ale z taką promocją liczyłem na coś więcej.

— We Francji osiągnęliśmy już złoto — oznajmił Basile Cloutier, który obecny był na spotkaniu w formie telefonicznej. — Ale tutaj pozycja Jacques'a jest dobrze ugruntowana, więc wcale mnie to nie dziwi.

— Przypominam, że promocja w Anglii się jeszcze nie skończyła — wtrącił Bruce. — Nadal czekamy na publikację kilku wywiadów. A do tego pojutrze pokaz i after party w Annabel's.

Kawa w południe ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz