BILLIE
Nienawidziłam lekarzy. Nienawidziłam karetek, leków, kroplówek, szpitali. To wszystko kojarzyło mi się najcięższym okresem mojego życia – okresem, gdy chorowała moja mama. Nawet nie potrafiłam zliczyć, ale razy odwiedziłam ją na szpitalnej sali, ile razy robiłam dla niej zakupy w aptece, ile godzin spędziłam siedząc przy jej łóżku i trzymając ją za rękę. Teraz gdy patrzyłam jak ratownicy medyczni pochylają się nad bezwładnym ciałem Jaspera, mierzą jego parametry, wypytują Reę o jego choroby, a potem kładą go na noszach, wszystkie wspomnienia wróciły. Wróciły też wszystkie najgorsze emocje: strach, stres i najczarniejsze z czarnych myśli.
Musiałam stamtąd wyjść, jak najszybciej.
— Rea, dasz radę zostać tu sama?— zapytałam, dotykając lekko jej ramienia, by zwrócić jej uwagę. — Muszę się przewietrzyć.
— Tak, idź — powiedziała drżącym głosem. Jej spojówki były czerwone, a wzrok rozbiegany. — Niedługo pewnie będą go zabierać, więc do ciebie dołączę.
— Będę czekać na dole.
Chciałam wybiec z budynku jak najszybciej się da, ale moje nogi były tak ociężałe, że ledwo co zeszłam po schodach. Musiałam przytrzymywać się poręczy, aby się nie przewrócić. Kiedy znalazłam się już na zewnątrz, wypełniłam płuca świeżym powietrzem i pozwoliłam, żeby wiatr ochłodził moje rozgrzane policzki. Niebieskie, migoczące światła zaparkowanego nieopodal ambulansu, które rozjaśniały ciemną ulicę, kłuły mnie w oczy. Odwróciłam nieco wzrok, aby na nie nie patrzeć, po czym przeszłam na drugą stronę, gdzie obok czarnego mercedesa stał Jacques. Od razu rzuciłam mu się w ramiona, a on zaczął głaskać mnie po plecach.
— Wszystko będzie dobrze — powiedział czułym głosem, który łagodził mój ból niczym najlepszy balsam. — Jasper wyjdzie z tego.
— Ale jeśli nie wyjdzie... to nigdy sobie tego nie wybaczę.
— Hej, przecież to nie twoja wina. To nie ty wlałaś mu alkohol do ust.
— Nie, Jacques, ty nic nie rozumiesz — załkałam. — To właśnie jest moja wina. Wszystko moja wina.
— Co ty wygadujesz? — Jacques ujął w dłonie moją twarz. W jego smutnych oczach odbijały się niebieskie światła ambulansu. — Rozumiem, że jesteś zestresowana tą sytuacją, ale nie masz podstaw, żeby się o cokolwiek obwiniać.
Miałam podstawy, nawet spore. I kiedy ponownie to sobie uświadomiłam, zalałam się łzami. Próbowałam powstrzymać się od płaczu przez długi czas i mój organizm w końcu nie dał rady. Wszystkie moje emocje puściły.
Przylgnęłam do Jacques'a i zaczęłam moczyć jego płaszcz swoimi gorzkimi łzami. Jacques nieprzerwanie gładził mnie po plecach, pozwalając mi na ten upust emocji. Musiałam wylać z siebie to wszystko; ten żal, złość i wyrzuty sumienia. Jednak po paru minutach płakania nic się nie zmieniło. Nie czułam się ani trochę lepiej.
Usłyszałam zbliżające się głosy oraz metaliczny stukot. Odwróciłam się i zobaczyłam ratowników wychodzących z klatki oraz nadal nieprzytomnego Jaspera leżącego na noszach. Zaraz za nimi szła Rea. Nawet z daleka widziałam jej nieobecny wzrok oraz trzęsące się dłonie.
— Zabierają go do szpitala św. Tomasza — powiedziała słabo, kiedy znalazła się już obok nas. — Muszę tam pojechać.
— Pojedziemy wszyscy razem — powiedział Jacques. — Wsiadajcie.
Ruszyliśmy zaraz za ambulansem. Ten jechał bardzo szybko i wkrótce zniknął nam z pola widzenia. Jacques wklepał adres szpitala w nawigację i jechaliśmy własnym tempem. Mapa pokazywała nam, że dotrzemy tam za niecałe piętnaście minut.
CZYTASZ
Kawa w południe ✔
RomansOn jest sławnym piosenkarzem. Ona nie ma o tym pojęcia. Znajomość Billie i Jacques'a zaczęła się w sposób banalny - ona wylała na niego kawę, a wtedy on zauroczył się od pierwszego wejrzenia, zresztą z wzajemnością. Mimo dzielącej ich odległości, ob...