BILLIE
Miałam wrażenie, jakbym dopiero wczoraj spacerowała z Jakiem po Hyde Parku, jakbym dosłownie pięć minut temu dowiedziała się, że jest piosenkarzem, tymczasem właśnie ekscytowałam się premierą albumu Unfamiliar, który o północy wleciał na serwisy streamingowe. Gdybym tylko nie padła ze zmęczenia około dziesiątej, pewnie zarwałabym noc przesłuchując nowe piosenki.
Nie poznawałam samej siebie. Nigdy nie byłam typem fanki, a muzykę traktowałam jak zwykłe umilenie czasu. Jacques sprawił, że zaczynałam poszerzać swoje horyzonty i niezmiernie mnie to cieszyło.
Najchętniej położyłabym się na łóżku, zamknęła oczy i chłonęła muzykę w ten sposób, ale niestety musiałam iść do pracy. Nie mogłam jednak czekać aż do końca dnia; byłam strasznie niecierpliwa. Dlatego gdy wsiadłam do pociągu i zajęłam wolne miejsce, od razu wetknęłam do uszu słuchawki, znalazłam Unfamiliar na Spotify i włączyłam pierwszy utwór z listy, którym był Sunset.
Oczywiście znałam już tę piosenkę bardzo dobrze, ale to nie powstrzymało mnie, by przesłuchać ją jeszcze raz. Lubiłam ją, wprowadzała mnie w przyjemny nastrój, a poza tym chciałam przesłuchać album od pierwszego do ostatniego dźwięku. Omijanie czegokolwiek mijałoby się z celem.
Drugi kawałek nosił tytuł New Paradise. Utrzymany w podobnym klimacie co Sunset, ale bardziej... radosny? Sielankowy? Sprawił, że miałam ochotę udać się na jakąś tropikalną wyspę, usiąść na leżaku i obserwować chmury, popijając egzotycznego drinka z palemką. Gdyby album ukazał się w wakacje, to ten kawałek rozgrzewałby parkiety na każdej plażowej imprezie. Może niekoniecznie nadawał się do szalonego tańca, ale do subtelnego kręcenia biodrami jak najbardziej.
Trzeci kawałek zatytułowany Just Wait brzmiał znajomo już od pierwszych sekund. W końcu zorientowałam się, że to jeden z utworów, który Jacques zagrał mi na gitarze. Pomyślałam wtedy, że brzmiałby świetnie na elektryku i miałam rację. Melodia była super chwytliwa i moje palce aż rwały się do wystukiwania rytmu na kolanie.
All I Am to kolejny utwór, który znałam. Był to drugi singiel z albumu, do którego teledysk ukazał się poprzedniego dnia i zdążyłam już go obejrzeć. Został nagrany w jakimś studiu i wyglądał trochę jak kameralny koncert. Prosto i bez szaleństw, tylko Jacques, jego zespół i wpadający w ucho refren, który świetnie nuciło się pod nosem.
Album zwolnił tempo wraz z piosenką tytułową, czyli Unfamiliar. Zaczęła się od nastrojowego pianina, które sprawiło, że przymknęłam oczy i przypomniałam sobie, jak Jacques grał na fortepianie, co przywołało uśmiech na moją twarz. Jednak to, co najbardziej mnie zachwyciło, to tekst. Piękne słowa, niczym poezja, mówiące o odkrywanie siebie, płynące prosto z głębi duszy. Jacques bez wątpienia był zdolnym tekściarzem.
Horizons to kolejna liryczna perełka. Utwór był prosty, a linia wokalna grała tu pierwsze skrzypce. W pełni mnie to satysfakcjonowało, nie potrzebowałam nic więcej. Cudowne, wspaniałe, piękne.
Ech, powoli zaczynało brakować mi przymiotników, by opisać to, co czułam, słuchając tych wszystkich piosenek. Może i byłam trochę stronnicza, ale nic nie mogłam poradzić na to, że przez głos Jacques'a rozpływałam się jak deser lodowy na słońcu.
I wreszcie przyszedł czas na Downstream... Jeśli wcześniej byłam zachwycona, to nie wiem, jak miałam opisać to uczucie. Gdybym teraz stała, pewnie upadłabym z wrażenia. Utwór zaczął się niepozornie, od rytmicznej gitary i lekkiej perkusji, ale to w jaki sposób się rozkręcił i jaki popis wokalny dał Jacques na sam koniec... Dosłownie wbiło mnie w siedzenie. Wiedziałam, że ten mężczyzna potrafi śpiewać, ale chyba nie spodziewałam się, że aż tak.
CZYTASZ
Kawa w południe ✔
RomanceOn jest sławnym piosenkarzem. Ona nie ma o tym pojęcia. Znajomość Billie i Jacques'a zaczęła się w sposób banalny - ona wylała na niego kawę, a wtedy on zauroczył się od pierwszego wejrzenia, zresztą z wzajemnością. Mimo dzielącej ich odległości, ob...