Rozdział 39

128 4 0
                                    

JACQUES

O godzinie dziesiątej rano uśmiechnięty od ucha do ucha Bruce stanął w moim progu z butelką czerwonego wina w ręce. Wprawdzie umówiliśmy się na spotkanie i czekałem na niego, ale nie spodziewałem się, że przyniesie ze sobą alkohol. Czyżbym zapomniał o czyichś urodzinach?

— Mamy do oblania sukces, Jacques! — Bruce klepnął mnie po plecach, po czym wszedł do mieszkania. Zamknąłem za nim drzwi. — Album sprzedaje się jak ciepłe bułeczki.

— Tak, mnie też to niezmiernie cieszy, ale dopiero co jadłem śniadanie.

— Wypijesz sobie na deser. — Odstawił wino na kuchenny blat, a sam zajął miejsce przy stole. — Pomyślałem, że ci się spodoba. No i zasłużyłeś.

Zauważając roześmiane spojrzenie Bruce'a, wziąłem butelkę, którą ze sobą przyniósł i wpatrzyłem się w etykietę.

— Margaux... Limitowana edycja. Skąd to wytrzasnąłeś?

— Ma się swoje dojścia.

Oto Bruce Darby, człowiek wielu talentów. Załatwi ci wyższą stawkę na umowie, bilet na samolot, w którym nie ma już miejsc oraz niedostępne już nigdzie wino.

— Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że to jakaś łapówka — zaśmiałem się, po czym wziąłem się za robienie kawy. — A może jednak chcesz coś w zamian?

— Dobre espresso wystarczy.

Usiadłem obok Bruce'a z dwiema filiżankami kawy. Bruce wziął pierwszy łyk i wydał z siebie dźwięk zachwytu, jakby właśnie po raz pierwszy w życiu pił coś tak wyśmienitego jak świeża kawa z ekspresu.

Zaczęliśmy omawiać statystyki z pierwszych dni sprzedaży Unfamiliar. Album rzeczywiście świetnie się sprzedawał, a sam singiel nieźle radził sobie w notowaniach. All I Am podbijało iTunes, pojawiało się na niezliczonej ilości składanek na Spotify oraz wskakiwało na listy przebojów w kolejnych krajach Europy. W końcu ogłosiliśmy też daty krajowej trasy koncertowej. Niestety mieliśmy spore obsuwy czasowe i fani się niecierpliwili, ale już niedługo w sprzedaży miały pojawić się bilety. Dochodziły do nas liczne głosy ludzi spoza Francji, którzy również chcieli, abym u nich zagrał. Hiszpania, Niemcy, nawet Rosja. Niestety obecnie mogłem sobie pozwolić jedynie na trasę po Wielkiej Brytanii, co i tak wydawało się ekscytujące. Pierwszy raz, nie licząc pojedynczych koncertów w Brukseli czy Zurychu, miałem grać na obcej ziemi i już nie mogłem się doczekać, aż druga część trasy zostanie dopięta na ostatni guzik.

Wzrost mojej popularności w ostatnich tygodniach był zauważalny i nie miałem pojęcia, jak do tego doszło. Sunset też radziło sobie dobrze na listach przebojów, ale według Marleya niewystarczająco. Do tej pory pamiętałem jego narzekania, bo liczył na więcej. Teraz nikt nie narzekał, a zamiast tego każdy opijał sukces. Bruce i Leo twierdzili, że to dzięki mojej „znajomości" z Kimberly May. Podobno nasze wspólne selfie stało się jednym z najpopularniejszych postów na jej Instagramie, a od tej pory zarówno mi jak i jej przybyła spora liczba obserwujących. Nie wiedziałem, co o tym sądzić. Czy powinienem być jej za to... wdzięczny? Wcale nie chciałem czuć takiej wdzięczności. Wolałem wierzyć, że ludziom zwyczajnie przypadła do gustu moja twórczość i bez zdjęcia z Kimberly dałbym radę osiągnąć to samo.

Bruce poinformował mnie o zmianach w moim harmonogramie na najbliższe dni. Z różnych względów niezależnych ode mnie musiałem między innymi przełożyć wyjazd do Genewy. Nie miałem z tym większego problemu. Jedyne co się dla mnie liczyło, to wizyta w Londynie, a ta na szczęście raczej nie miała ulec zmianie.

Mój telefon zawibrował informując o nowej wiadomości. Nadal słuchając Bruce'a, sięgnąłem po komórkę i zobaczyłem, że napisała do mnie Billie.

Kawa w południe ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz