Rozdział 5

189 7 0
                                    

JACQUES

Siedziałem w pokoju hotelowym i jadłem wyśmienity obiad zamówiony przez room service. Szkoda, że nie udało mi się zjeść na mieście w miłym towarzystwie, ale jednocześnie nie mogłem narzekać. Hotelowy szef kuchni był prawdziwym kulinarnym geniuszem i jego krwisty stek z antrykotu podawany z pieczonymi ziemniakami i masłem ziołowym warty był każdej ceny.

Zanim zacząłem jeść, udało mi się zabukować bilet lotniczy do Paryża. Na ten wieczór nie miałem już szans na przelot, ale skoro pokój został opłacony na jeszcze jedną noc, mogłem poczekać do następnego dnia. Dorwałem bilet na biznes klasę na dziewiątą. Do wyboru miałem też godzinę dwunastą i początkowo to właśnie ten bilet chciałem wybrać, by nie zrywać się z łóżka z samego rana, ale z drugiej strony nie widziałem sensu, żeby zostawać w Anglii dłużej. Już nic mnie tutaj nie trzymało.

No dobrze, to nie do końca prawda. Rzeczą, czy raczej osobą, która niewątpliwie mogłaby mnie zatrzymać w Londynie, to Billie. Gdybym tylko nie miał ważnych planów na poniedziałek, zostałbym tutaj na jeszcze parę dni, by móc spędzić z nią trochę więcej czasu. Nasze spotkanie w Concerto, a potem spacer po parku były czymś, co bez wątpienia poprawiło mi humor. Czy wyobrażałem sobie ten dzień trochę inaczej? Być może. Na pewno pragnąłem, aby trwał dłużej. Te cztery godziny spędzone w jej towarzystwie zleciały mi w mgnieniu oka. Szkoda, że nie wpadliśmy na siebie w czwartek albo piątek, wtedy nie musiałaby się spieszyć na to całe launch party. Ale taka już praca dziennikarza. Czasem jest zmuszony do podróży po mieście w nieregularnych porach, aby zdobyć chwytliwy temat na artykuł.

Dziennikarka... Ja to miałem szczęście. Gdy tylko Billie mi o tym powiedziała, doznałem wielkiego deja vu. Moje doświadczenia z dziennikarzami nie były najmilsze, a to wszystko za sprawką niejakiej Beatrice, najbardziej podstępnej kobiety, jaką spotkałem w swoim życiu. To w jaki sposób okręciła mnie wokół palca, zasługiwało na Oscara za rolę pierwszoplanową. Gdyby nie Bruce i jego zmysł psa myśliwskiego, mógłbym wpakować się w niezłe bagno. Byłem o krok od zdradzenia jej swoich brudnych sekrecików, na co Beatrice tylko czekała. Nie interesowało jej nic, poza wypuszczeniem w świat artykułu o prywatnym życiu Jacques'a Chardin, za który dostałaby podwyżkę, awans i uznanie w branży dziennikarskiej. Do tej pory dziękowałem Bogu, że ostatecznie do tego nie doszło.

Po deja vu nadszedł czas na ogromne rozczarowanie. Billie naprawdę mnie zauroczyła i ciężko było mi przełknąć tę gorzką pigułkę. Od razu zacząłem się bać, że nasze spotkanie nie było przypadkowe. Że Billie wszystko dokładnie zaplanowała, że śledziła mnie od wytwórni, dosiadła się do mnie, a potem specjalnie wylała na mnie kawę, by potem przeprosić robiąc maślane oczka. Dopiero po chwili dotarło do mnie, jak absurdalnie i nielogicznie brzmi ta teoria.

Billie nie miała pojęcia, kim jestem. Była młodą, średnio doświadczoną, ale wyraźnie ambitną dziennikarką, która pisała o modzie i kosmetykach. Nie interesowała się światem celebrytów, bynajmniej nie francuskich. Nie miała żadnego ukrytego celu, nie planowała żadnego podstępu i kiedy to sobie uświadomiłem, zrobiło mi się zwyczajnie głupio. Jej zawód nie miał żadnego znaczenia. Nadal bardzo mocno chciałem ją poznać i spędzić z nią jak najwięcej czasu. I już po kilkudziesięciu minutach wiedziałem, że podjąłem słuszną decyzję. Billie była nie tylko piękna, ale też roztaczała wokół siebie pozytywną aurę, dzięki której siedzenie naprzeciwko niej i rozmowa z nią były samą przyjemnością. Wprawdzie zadawała mi dużo pytań, przez co chwilami czułem się jak na kolejnym wywiadzie, ale w końcu pracowała w branży dziennikarskiej. Zapewne dociekliwość i bezpośredniość były cechami, które towarzyszyły jej na co dzień.

I choć świetnie mi się z nią gawędziło, choć pragnąłem być z nią szczery, tak jak i ona była szczera ze mną, nie mogłem całkowicie się przed nią otworzyć. Dopiero co ją poznałem, nie wiedziałem, dokąd ta relacja zmierza i jeszcze nie mogłem zaufać jej w stu procentach. A co jeśli miała długi język i podzieliłaby się gorącą informacją ze swoimi kolegami po fachu? Choć poziom mojej popularności w Wielkiej Brytanii nawet nie dorównywał tej, z którą mierzyłem się na co dzień we Francji, to nie mogłem ryzykować. Już parę osób w tym kraju znało moje imię. Już niedługo miał ukazać się mój angielski singiel i wszyscy liczyliśmy, że jego konsekwencją będzie wielki sukces, a z paru osób zrobi się minimum parędziesiąt tysięcy. Wśród tych osób zapewne znajdzie się i sama Billie, ale do tego czasu wolałem trzymać pozory. Chciałem, żeby poznała mnie jako Jacques'a, a nie gościa z podwójną platyną na koncie.

Kawa w południe ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz