Rozdział 53

75 4 0
                                    

BILLIE

Krótka drzemka dobrze mi zrobiła. Czułam się wypoczęta i gotowa na weekend pełen wrażeń. Byłam też cholernie głodna, więc po szybkiej toalecie opuściłam pokój i ruszyłam na podbój hotelowych restauracji.

Hotel był gigantyczny i łatwo było się w nim zgubić. Na szczęście wiszące wszędzie tabliczki informacyjne pomogły mi znaleźć drogę do restauracji. Niestety informacja o trzech gwiazdkach Michelin oraz menu z kuchnią fusion tak mnie przeraziły, że szybko zawróciłam i ruszyłam na dalsze poszukiwania. Cannes czy nie Cannes, naprawdę nie lubiłam takich miejsc. Chciałam zjeść coś normalnego.

W końcu trafiłam do uroczego bistro połączonego z barem. Drewniane meble w stylu boho i żywe palmy w donicach napawały mnie optymizmem, więc zajrzałam do środka. Szybkie zerknięcie w menu i już wiedziałam, że będę miała co tu zjeść. Niestety już po chwili, gdy podeszła do mnie kobieta z obsługi, natknęłam się na przeszkodę – stoliki dostępne tylko po wcześniejszych rezerwacjach. Cóż, chyba zostawało mi wyjście na miasto i znalezienie jakiegoś McDonalda. Czy w takim miejscu jak Cannes są w ogóle McDonaldy?

— Billie?

Odwróciłam się gwałtownie, gdy ktoś zawołał moje imię. Nie spodziewałam się spotkać tu nikogo znajomego, a już na pewno nie kobiety. Rozejrzałam się po restauracji i szybko dojrzałam ogniście rude włosy oraz ich właścicielkę, która do mnie machała. Tego tym bardziej się nie spodziewałam.

Ruszyłam w kierunku stolika, przy którym siedziała Arielle. Może i nie była pierwszą osobą, którą pragnęłam tu spotkać, ale zawsze miło zobaczyć znajomą twarz.

— Cześć. Jesteś tu z Jakiem? — zapytała.

— Chwilowo jestem sama, ale tak.

— Hmm, nic nie wspominał. Wpadłaś na lunch?

— Chciałam, ale nie mam rezerwacji.

Arielle zaśmiała się cicho. W dłoni miała kieliszek z szampanem, którym cały czas obracała.

— W ten weekend restauracja jest zamknięta dla gości z zewnątrz. Ale ty jesteś tu z Jakiem, więc nie powinnaś mieć problemu. Wystarczy, że powiedziałabyś kierowniczce sali, że chcesz stolik na jego nazwisko.

— Wtedy wzięliby mnie za wariatkę.

— Nie wierzę, że Jacques nie poinformował obsługi, że będzie miał gościa. Mogę się założyć, że twój pobyt jest na jego koszt.

Cóż, Jacques powiedział, że mogę korzystać ze wszystkich hotelowych atrakcji na jego rachunek. Nie wpadłam jednak na to, że posiłkowanie się jego nazwiskiem będzie działało jak „sezamie otwórz się".

— Ale nieważne, możesz dosiąść się do mnie — zaproponowała Arielle po chwili. — Będzie fajnie mieć towarzystwo. Chyba, że moja obecność nie jest ci na rękę.

— Nie, dlaczego. Możemy zjeść lunch razem.

Jak wspominałam wcześniej, miło zobaczyć znajomą twarz, zwłaszcza będąc samą w obcym mieście, obcym kraju, w hotelu pełnym ludzi zapatrzonych w czubki swoich drogich, markowych, butów. Obawiałam się, że rozmowa z Arielle może być niezręczna, ale pomyślałam, czemu nie? Właściwie niewiele o niej wiedziałam, a widziałam ją na oczy tylko raz.

— A ty nic nie jesz? — zapytałam, kiedy kelner przyjął nasze zamówienie. Ja poprosiłam o tagliatelle, a Arielle dolewkę szampana.

— Nie mam ochoty — odparła z grymasem.

Tak jak się obawiałam, szybko zrobiło się niezręcznie. Arielle popijała szampana i bawiła się serwetką, a ja zaczęłam żałować, że się do niej dosiadłam. Niby o czym miałyśmy rozmawiać? Osobiście nic nie miałam do tej dziewczyny, ale jednak okoliczności naszego poznania były... cóż, specyficzne. Mówiąc szczerze, Arielle nie wyglądała wtedy na przyjaźnie nastawioną. Ciekawiło mnie więc, dlaczego zaprosiła mnie do swojego stolika, skoro ewidentnie nie miała ochoty ze mną rozmawiać.

Kawa w południe ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz