Rozdział 12

123 4 0
                                    

BILLIE

Dochodziła ósma, a ja byłam w proszku. Włosy potargane, makijaż nieskończony, outfit nieprzygotowany. Chciałam założyć swój nowy kombinezon, ale podczas pokazu i after party tak się spociłam, że nadawał się tylko do prania. Oczywiście uprać go nie zdążyłam, bo wstałam w południe i potrzebowałam jeszcze paru godzin, by dojść do siebie. To była naprawdę szalona impreza.

Zachodziłam w głowę, co na nasze spotkanie zaplanował Jacques. Powiedział tylko, że podjedzie po mnie o ósmej i gdzieś zabierze. Na koniec zaznaczył, że mam się niczym nie stresować i nie martwić, bo nie zamierza zapraszać mnie do żadnej sztywnej restauracji. Cieszyłam się, że zapamiętał fakt, że nie przepadam za takimi miejscami.

Mimo tego i tak chciałam wyglądać ładnie. Nie byliśmy jeszcze na tym etapie, kiedy czułabym się przy nim swobodnie ubrana w dres i mając nieumyte włosy. On zawsze wyglądał w stu procentach perfekcyjnie i przynajmniej po części musiałam dorównywać mu poziomem. Dlatego wyjęłam z szafy najładniejszą bluzkę, jaką miałam, wygodne spodnie, a potem dokończyłam makijaż i związałam włosy. Lubiłam nosić je zaplecione w warkocz i miałam nadzieję, że Jacques'owi też się to podoba.

Jacques chwilę się spóźniał, ale dał mi o tym znać, więc byłam na to przygotowana. Siedziałam na kanapie i w oczekiwaniu na dźwięk domofonu, przeglądałam media społecznościowe. Wtedy dotarło do mnie, że nawet nie obserwuję Jacques'a ani na Facebooku, ani Instagramie, ani żadnym innym portalu. Cholera, nawet nie wiedziałam, jak ma na nazwisko. On też nie znał mojego, chociaż mógł je poznać chociażby przeglądając artykuły w YouS. Jak w ogóle mogłam myśleć o nim poważnie, kiedy nie znałam podstawowych danych na jego temat? Czyżby zauroczenie tak bardzo przysłoniło mi umysł, że zapomniałam, że dowiadywanie się różnych rzeczy, to część mojej pracy? Część mnie? Cóż, dzisiejszy wieczór chyba będzie dobrym momentem, żeby w końcu pogadać od serca i poznać się jeszcze lepiej.

Kwadrans po ósmej w moim mieszkaniu zabrzmiał długo wyczekiwany przeze mnie sygnał domofonu. Podbiegłam do niego tak szybko, że prawie zabiłabym się potykając po drodze o rzucone niechlujnie buty Michelle.

— Już schodzę — powiedziałam do słuchawki, po czym wskoczyłam w buty, chwyciłam torebkę i ostatni raz zerknęłam w lustro. — Michelle, wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę! I schowaj te swoje buciory, prawie sobie nogę złamałam!

Nie czekając na odpowiedź współlokatorki, która prawdopodobnie i tak mnie nie słyszała przez wręcz przyklejone na stałe do jej uszu słuchawki, wyszłam z mieszkania. Już za chwilę, już za moment, jeszcze tylko kilkanaście stopni i spotkam faceta z moich snów. Dosłownie. Śnił mi się poprzedniej nocy, tak często o nim myślałam.

Wyszłam z budynku i od razu stanęłam w miejscu zdezorientowana, bo spodziewałam się, że Jacques będzie pierwszą osobą, którą ujrzę. Tymczasem go tam nie było. Jedynym człowiekiem w polu mojego widzenia, był wysoki, barczysty mężczyzna, który po bliższym przyjrzeniu wydawał się... dziwnie znajomy.

— Ty jesteś Billie? — zapytał podchodząc do mnie. Nie czekając na moją odpowiedź, wyciągnął dłoń, aby się przywitać. — Jestem Bruce, kolega Jacques'a.

No tak... Widziałam go kiedyś w Concerto. Przerwał nam naszą pierwszą pogawędkę. Przyszedł po Jacques'a i razem wyszli. Gdyby nie to, że go zapamiętałam, pewnie nie miałabym do tego gościa zaufania, bo wyglądał groźnie.

— Tak, jestem Billie. — Uścisnęłam jego rękę. — Gdzie jest Jacques? Uhm, czeka w samochodzie?

— Nie ma go tu. Poprosił mnie o przysługę. Mam zawieść cię w jedno miejsce.

Kawa w południe ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz