Rozdział 32

74 4 0
                                    

JACQUES

Mimo lat trenowania perfekcyjnej miny przed setkami kamer, musiałem mocno się wysilić, by zachować przy Billie kamienną twarz. Udawać, że moje serce nie krwawi, bo ona wyjeżdża. Udawać, że nie mam ochoty się rozpłakać widząc jej słone łzy. Wiedziałem, że nie żegnamy się na zawsze i wkrótce znowu będę mieć ją w swoich ramionach, ale to żadne pocieszenie. Nie mogliśmy dalej tak tego ciągnąć. Pragnąłem mieć ją przy sobie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Usypiać przy jej boku, tonąć w jej oczach i delektować się jej aksamitną skórą. Chciałem móc wracać do domu, w którym czuć jej zapach, czuć jej obecność. I wiedzieć, że tak będzie już zawsze. Nawet w najpiękniejszych snach nie wyobrażałem sobie, że nasze wspólne dni w Paryżu będą tak wspaniałe, a to zwiastowało nam cudowne wspólne życie. Nie obyło się oczywiście bez kilku kłód, które los chciał nam rzucić pod nogi, ale ostatecznie daliśmy radę je przeskoczyć. Bo obydwoje wiedzieliśmy, czego pragniemy. Pragnęliśmy siebie. I nie miałem już żadnych wątpliwości, że jestem zakochany po uszy.

Kiedy tylko wróciłem do loftu, przygniotła mnie rzeczywistość. Billie wracała do Anglii, a to oznaczało, że ja również wracałem do swojego życia. Już następnego dnia czekało mnie spotkanie w wytwórni, a to dopiero początek bieganiny związanej z promocją albumu. Nagranie teledysku do nowego singla, próby przed występami, kilka programów telewizyjnych i wywiadów, parę czerwonych dywanów i masa innych rzeczy.

Kochałem tworzyć muzykę i występować z nią przed publiką, kochałem uśmiechy moich fanów i ich ciepłe słowa, ale cała reszta tej pracy była raczej męczącym obowiązkiem. Sztuczne uśmiechanie się do kamery, odpowiadanie setki razy na te same nudne pytania... Każdy niekonwencjonalny wywiad i dziennikarz, z którym czułem chemię, był jak powiew świeżości, dlatego na samą myśl o występie w C-Star dostawałem cholernych palpitacji serca.

Sądziłem, że Beatrice to zamierzchła przeszłość i już nigdy nie wróci do mojego życia. Oczywiście istniał cień szansy, że kiedyś znowu na siebie wpadniemy – w końcu ona była dziennikarką, a ja obiektem zainteresowań ludzi z jej branży. Mogliśmy się spotkać na jakiejś gali, imprezie, gdziekolwiek. Do tej pory jakoś udawało mi się jej unikać i wierzyłem, że tak już pozostanie, ale musiałem być przygotowany na wszystko. Przez ten czas zdołałem przekonać samego siebie, że ta kobieta już kompletnie mnie nie obchodzi i gdy ewentualnie znów staniemy naprzeciwko siebie, to po wzięciu kilku głębokich oddechów dam radę traktować ją jak powietrze.

Pomyliłem się.

Wystarczyło, że zobaczyłem jej twarz na ekranie telewizora, by moje płuca zostały zmiażdżone przez niewidzialną siłę, a żołądek podszedł do gardła. W ciągu paru sekund wróciło do mnie wszystko, każde wspomnienie, każdy najdrobniejszy szczegół. Nasze sekretne randki, bo przecież w oczach publiki miałem być singlem i nie mogliśmy się ujawnić (co było jej na rękę). Jej bystre spojrzenie i czarujący uśmiech, który działał na mężczyzn jak lasso. Rzucane w moją stronę komplementy i wyrazy uznania. „Fascynujesz mnie, Jacques"... Te słowa tygodniami wypełniały moją głowę. Fascynowałem ją, a ona fascynowała mnie. Trzymała mnie na dystans i robiła to w taki sposób, że zamiast się irytować, zapragnąłem zbliżyć się do niej jeszcze bardziej.

A potem poznałem źródło jej dystansu i tej przerysowanej fascynacji. Moje serce zostało wyrwane z piersi i wrzucone do żrącego kwasu. Przez długi czas sądziłem, że nie dam rady go uleczyć i nie wierzyłem, że kiedykolwiek zabije ponownie.

Nie, nie kochałem jej. Może tylko oszukiwałem sam siebie, bo nigdy nie wypowiedziałem tych słów na głos, ale prawdą jest, że zawróciła mi w głowie. Bez względu na to, jakimi uczuciami ją kiedyś darzyłem, teraz pewien byłem jednego – tych uczuć już nie ma. Wspomnienia, choć niektóre przyjemne, to tylko wspomnienia, ich nie da się wymazać. Zresztą w jakiś dziwaczny sposób byłem jej nawet wdzięczny. Związek z nią, o ile można nazwać tę szopkę związkiem, stał się nieocenionym źródłem inspiracji do napisania Ciel Nocturne. Spędziłem wtedy długie godziny na samotnych spacerach, albo siedząc przy gitarze z kartką papieru i długopisem. Podczas komponowania towarzyszyły mi takie motywy jak kłamstwo, samotność czy melancholia i urodziło się z tego kilkadziesiąt utworów. Te najmroczniejsze nigdy nie ujrzały światła dziennego. Już i tak zaryzykowałem dużo pokazując Cloutierowi Menteuse. Jeden taki kawałek na albumie to wystarczająca ilość.

Kawa w południe ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz