Rozdział 21

102 5 0
                                    

BILLIE

— Idę na pokaz. Nie szykuje mi się potem żadne spotkanie, więc nie powinnam wrócić późno. — Lauren stała w progu mojego pokoju i zapinała swój musztardowy płaszcz. — Może wieczorem wyskoczymy razem na obiad? Chyba, że masz już inne plany?

— Na dzisiaj nie. Jestem wykończona po wczorajszej imprezie, ale obiad brzmi dobrze.

— Właśnie widzę twoje wory pod oczami. — Omiotła mnie wzrokiem od góry do dołu. — Późno wróciłaś?

— Nie wiem. Około... jedenastej.

— Och, myślałam, że gdzieś nad ranem. W takim razie musiała być intensywna zabawa.

— W rzeczy samej. Intensywna.

Powoli dochodziła pierwsza. Lauren za godzinę miała swój pokaz, więc uprzednio żegnając się ze mną opuściła mój pokój, a ja wróciłam na łóżko i położyłam się na nim plackiem, co robiłam niezmiennie od samego rana. Tego dnia nie miałam nic w planach, więc zamierzałam tkwić na materacu, dopóki nie zrobią mi się odleżyny. Mogłam oczywiście pokręcić się po mieście i spróbować dostać się na dodatkowy pokaz, ale nie miałam ochoty. W ogóle nie miałam ochoty na nic, ani na zwiedzanie Paryża, ani na jedzenie. Przed dziewiątą zjadłam niewielkie śniadanie w postaci naleśników i na razie na myśl o lunchu robiło mi się niedobrze.

Leżałam tak przez kolejną godzinę, aż w końcu postanowiłam się ruszyć. Stwierdziłam, że jednak wolę uniknąć odleżyn, a poza tym nareszcie zrobiłam się głodna. Nie potrafiłam leżeć zbyt długo w jednym miejscu i nic nie robić. Bezczynność mnie dobijała. Dlatego fakt, że całe przedpołudnie spędziłam na bezcelowym wpatrywaniu się w sufit oznaczał, że byłam w wyjątkowo złym humorze. Najwyższy czas aby go sobie poprawić, zamiast wiecznie użalać się nad losem.

Ubierałam się, czesałam i jednocześnie wymieniałam wiadomości z Reą, której pokrótce opowiedziałam o swojej pierwszej dobie w Paryżu. Ominęłam oczywiście całą historię z Jakiem i wszystko, co działo się w klubie Manko, bo działy się tam rzeczy, które musiałam zatrzymać dla siebie. Umierałam w środku, bo nie mogłam wygadać się własnej przyjaciółce. Mimo że nadal byłam trochę obrażona na Jacques'a, to nie zamierzałam zrywać mojej obietnicy i nagle zacząć rozgadywać o nas na lewo i prawo. Zawsze starałam się być słowna i lojalna.

Od czasu imprezy w Manko nie odezwaliśmy się do siebie. Powiedziałam Jacques'owi, że napiszę pierwsza, kiedy będę gotowa na rozmowę, a on najwyraźniej to szanował i cierpliwie czekał. Naprawdę nie miałam siły na tę konfrontację. Jeszcze nie teraz. Musiałam najpierw ochłonąć i zaprogramować swój mózg na trzeźwe myślenie. Musiałam też przygotować sobie całą listę sensownych pytań i jeszcze sensowniejszych kontrargumentów, bo gdybym kierowała się tylko sercem, to byłabym w stanie uwierzyć we wszystko, co usłyszę z ust Jacques'a. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybym błędnie zaufała mu tylko dlatego, bo ma cholerny urok osobisty i charyzmę.

Wyszłam z hotelu i ruszyłam przed siebie. Tym razem skręciłam w inną ulicę, niż poprzedniego dnia. Planowałam zwiedzić kolejny, mały wycinek miasta. Podobno niecałe dwa kilometry stąd znajdował się Luwr, więc po cichu liczyłam, że uda mi się tam trafić. Drogowskazy dla turystów okazały się bardzo przydatne i szybko okazało się, że idę w dobrym kierunku. Po drodze jednak zatrzymałam się w restauracji, bo głód już nie dawał mi spokoju.

Usiadłam przy stoliku z talerzem, na którym znajdował się łosoś ze szparagami oraz z kieliszkiem lekkiego, czerwonego wina. Danie było pyszne, wino również, ale jadłam bez większego entuzjazmu. Przed przyjazdem tutaj wyobrażałam sobie, że będę spożywać takie posiłki w towarzystwie Jacques'a. Że razem będziemy spacerować po mieście, odwiedzać restauracje i pić półwytrawne, francuskie wino. Teraz mogłam zapomnieć, że to kiedykolwiek się zdarzy i wycieczka po Paryżu nagle stała się mniej ekscytująca. Po pierwsze, Jacques raczej nie był człowiekiem, który ot tak może sobie chodzić po mieście. A po drugie, zaczynałam mieć wątpliwości co do przyszłości tego związku, który oficjalnie nawet jeszcze nie był związkiem. Nie mogłam być niczego pewną i musiałam porzucić jakiekolwiek plany związane z tym mężczyzną. Może Arielle była jego dziewczyną, może nie... Ale na pewno łączyła ich jakaś relacja, która bez wątpienia wybiegała poza zwykłą znajomość między muzykami.

Kawa w południe ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz