BILLIE
Wyjazd do Paryża był tuż za rogiem, pozostawały do niego tylko trzy dni. Choć miał on ścisły związek z moją pracą, to po części traktowałam go jak krótki urlop. W końcu jechałam do miasta, w którym nigdy nie byłam i miałam zamiar przeznaczyć każdą wolną chwilę na zwiedzanie i oczywiście spotkania z Jakiem. Powiedział, że przez cały tydzień będzie w mieście, ale obawia się, że wyskoczy mu parę niezaplanowanych spotkań, więc nie zgadaliśmy się na żaden konkretny termin. Zresztą ja też nie miałam jeszcze pełnej rozpiski fashion weeka. Do terminarza mogłam wpisać zaledwie, albo aż, cztery pokazy i wciąż liczyłam, że wpadnie mi ich jeszcze kilka. Umówiliśmy się więc z Jakiem, że będziemy się zdzwaniać i organizować spotkania spontanicznie.
W ostatnim tygodniu zapieprzałam jak mrówka. Produkowałam nadprogramową liczbę artykułów, aby McCollins miała co wrzucać na naszą stronę, gdy będę nieobecna. Mogłam oczywiście pisać teksty siedząc w Paryżu i po prostu przesyłać je szefowej, ale uznałam, że wolę teraz wrzucić piąty bieg, żeby potem móc na chwilę odpocząć.
W tym całym zamieszaniu i napięciu przed wyjazdem, wydarzyła się jedna rzecz, która sprawiła, że aż zaczęłam skakać ze szczęścia. Dostałam wiadomość e-mail, o której mogłam jedynie pomarzyć. Odezwali się do mnie przedstawiciele Balmain i zaprosili na swój pokaz. Balmain! Szłam na cholerny pokaz Balmain! Nie miałam pojęcia, jak do tego doszło. Wprawdzie byli moim priorytetem i naprawdę zrobiłam wszystko, co mogłam, aby się udało, ale chyba nadal to do mnie nie docierało. Może jednak nie byłam tylko zwykłą, nic nieznaczącą dziennikarką piszącą o pierdołach? Może naprawdę zebrane w ostatnich tygodniach znajomości na coś się przydały? Może naprawdę tytuł YouS znaczył w branży o wiele więcej, niż myślałam? Bez względu na to, co zdecydowało o wysłaniu mi zaproszenia, z radości prawie wyrywałam sobie włosy z głowy.
Ostatnie dni przed wyjazdem przeznaczałam na dopieszczanie artykułów, które musiałam oddać przed czwartkiem oraz różne sprawy organizacyjne. Przesłałam Michelle pieniądze za mieszkanie, bo akurat podczas mojej nieobecności miał zgłosić się właściciel po czynsz oraz zrobiłam remanent szafy i powolutku zaczynałam pakowanie. Teoretycznie nie musiałam jeszcze tego robić, ale wolałam nie zostawiać tego na ostatnią chwilę, tylko ogarniać to w przerwach od pisania.
Przez ten tydzień nawet nie miałam wiele okazji, aby porozmawiać z Jakiem. Wymieniliśmy się kilkoma zwykłymi wiadomościami i tylko tyle. Dopiero w poniedziałek oboje znaleźliśmy moment, żeby przez chwilę popisać. Postanowiłam wtedy poprosić go o kilka wskazówek przydatnych podczas podróży do Francji.
Jacques: Chcesz wskazówkę? Naucz się paru słówek po francusku ;)
Billie: Och nie... Czyli to prawda, że nie dogadam się nigdzie po angielsku?
Jacques: Spokojnie. Na pokazach pewnie będzie pełno ludzi z zagranicy, dogadasz się. Z dużą częścią rodowitych Francuzów też, ale na pewno docenią, kiedy powiesz Bonjour, je m'appelle Billie.
Billie: A docenią, kiedy powiem...
Billie: Nie, przepraszam, nie umiem tego zapisać lol. Ale uczyłeś mnie, jak powiedzieć po francusku, że jestem zajebistą dziennikarką.
Jacques: Je suis une grande journaliste.
Billie: A jak powiedzieć... że tęsknię za tobą?
Jacques: Tu me manques.
Billie: No to tu me manques x
Jacques: Ja za tobą też, mon coeur x
Westchnęłam tak głośno, że aż zwróciłam na siebie uwagę Michelle, która właśnie weszła do kuchni. Ja leżałam na kanapie i wgapiałam się w sufit uśmiechając się do siebie jak kretynka.
CZYTASZ
Kawa w południe ✔
RomansaOn jest sławnym piosenkarzem. Ona nie ma o tym pojęcia. Znajomość Billie i Jacques'a zaczęła się w sposób banalny - ona wylała na niego kawę, a wtedy on zauroczył się od pierwszego wejrzenia, zresztą z wzajemnością. Mimo dzielącej ich odległości, ob...