Rozdział 31

100 4 0
                                    

BILLIE

Wieczór był jeszcze wczesny, ale nastał już zmierzch i na niebie widniały pomarańczowe i różowe pasma zachodzącego słońca. Nie sądziłam, że spacer wiejskimi, francuskimi uliczkami o tej porze będzie aż tak magiczny. Wszędzie panowała błoga cisza, a chłodne, jesienne powietrze było wyjątkowo orzeźwiające. Szliśmy wydeptaną, polną dróżką w nieznanym mi kierunku. Wokół nas nie było nikogo, a najbliższe budynki znajdowały się dopiero kilkaset metrów dalej i widziałam jedynie zarysy dachów i delikatne łuny światła.

Jacques zaskoczył mnie proponując ten spacer. Robiło się późno i sądziłam, że resztę dnia spędzimy w ciepłym, domowym zaciszu, ale Jacques miał trochę inne plany. Chciał pokazać mi okolicę, a ja zgodziłam się. Uznałam, że możemy już nie mieć lepszej okazji na wspólną przechadzkę.

— W ten sposób napisałem sporą część Ciel Nocturne — powiedział Jacques zapatrzony przed siebie. — Udawałem się na spacery za miasto, zakładałem słuchawki na uszy i obserwowałem chmury i gwiazdy. Inspirował mnie wszechobecny spokój, wyjątkowa cisza i blask wieczornego nieba.

— Hmm, po takim opisie spodziewałabym się czegoś ambientowego. A ten album jest bardzo żywy.

— To wyszło naturalnie. Między ciszą a zgiełkiem jest cienka granica. Każdy szept w ciszy brzmi jak krzyk.

— To mógłby powiedzieć tylko artysta.

— Tak się składa, że jestem artystą. — Obrzucił mnie rozbawionym spojrzeniem.

Doszliśmy do samotnej polany otoczonej wysokimi drzewami. Raz na jakiś czas z szeroko rozpostartych gałęzi spadały jesienne liście. Las nocą trochę mnie przerażał, nawet kiedy szłam trzymając Jacques'a pod rękę. Na szczęście szybko zboczyliśmy z dróżki i wkrótce na horyzoncie ujrzałam budynki. Dotarliśmy do małej wioski o długiej nazwie na literę R, której nawet nie próbowałam powtórzyć. Wąskie chodniki pokryte były starym kamieniem, a przy ulicy wyrastały domki z kolorowymi okiennicami; zielonymi czy niebieskimi. Przejście całej wsi zajęło nam zaledwie kilkanaście minut. Na jej skraju znajdował się stary, podobno trzynastowieczny kościółek, który o tej porze niestety był zamknięty. Jacques stwierdził jednak, że nie mam czego żałować, bo w środku i tak nie ma nic ciekawego.

— Nie powiedziałeś mi, który utwór z Ciel Nocturne jest twoim ulubionym — powiedziałam, kiedy zmierzaliśmy z powrotem w stronę w domu.

— Bo nie zapytałaś.

— Więc teraz pytam.

Jacques westchnął przeciągle.

— To tak jakbym miał wybrać swoje ulubione dziecko.

— Każdy rodzic ma ulubione dziecko, ale nigdy nie powie tego na głos.

— Wow. — Zaskoczenie w jego głosie było bardzo wyraźne. — Odważna teoria.

— Nie teoria, tylko fakt podparty badaniami. Analizowaliśmy takie badania na drugim roku dziennikarstwa, na zajęciach ze statystyki. Jasno z nich wynikało, że ponad siedemdziesiąt procent rodziców faworyzuje jedno ze swoich dzieci. I zazwyczaj jest to młodsze dziecko.

— Akurat co do tego ostatniego, to mam wątpliwości.

— A skąd ty to możesz wiedzieć jako jedynak?

— Po prostu... — Tak długo zastanawiał się nad odpowiedzią, że pomyślałam, że z jego ust zaraz padnie: „nie jestem jedynakiem", co było durne, bo przecież Jacques nie miał rodzeństwa. — No wiesz, pierworodny syn, oczko w głowie... Chyba jest coś takiego?

Kawa w południe ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz