Rozdział 28

90 4 0
                                    

Bez względu na to, czy obchodzicie Święta, czy nie, życzę wam miłego dnia i w ogóle wszystkiego najlepszego :)

A teraz zapraszam was na Rozdział 28, który mam nadzieję, że wam się spodoba. Widzimy się za tydzień <3

___________

JACQUES

Dobrze pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz miałem styczność z umową o zachowaniu poufności. Było to siedem lat temu. Udałem się na spotkanie do wytwórni, z którą właśnie miałem podpisać kontrakt. Pierwszy w moim życiu prawdziwy kontrakt muzyczny. I to nie z byle kim, a z dużą, szanowaną wytwórnią, która ma swoje oddziały w prawie czterdziestu krajach. Nie obiecywano mi może natychmiastowej światowej kariery, ale pięć albumów, trasy koncertowe oraz promocja na terenie całej Francji brzmiały obiecująco. Całkowicie zaślepiony wizją spełnienia swoich marzeń i skuszony wielkimi pieniędzmi, podjąłem parę idiotycznych decyzji. Przede wszystkim popełniłem wielki błąd w postaci współpracy z zasugerowanym mi prawnikiem. Ów prawnik, chroniąc interesów korporacji, przedstawił mi różne podpunkty kontraktu w taki sposób, że miałem wrażenie, że właśnie złapałem najlepszą życiową okazję. Wszystkie kruczki prawne przemknęły mi obok nosa. Dopiero jakiś czas później zdałem sobie sprawę, że miał wtedy miejsce klasyczny konflikt interesów, a artysta i wytwórnia, której podlega, nigdy przenigdy nie powinni mieć tego samego prawnika. Lecz było już za późno na takie przemyślenia. Musiałem jakoś znieść fakt, że tak szybko nie zarobię grubych tysięcy, które mi obiecano, bo przecież najpierw muszę „spłacić" wytwórnię, która te tysiące we mnie zainwestowała.

W skrócie – początkujący muzyk rzadko kiedy zbija kokosy, nawet jeśli jego singiel znajduje się na szczycie listy przebojów. Moment, w którym sobie to uświadomiłem, był jak oblanie się kubłem zimnej wody.

I właśnie tego samego dnia, kiedy podpisałem swój pierwszy muzyczny kontrakt, podpisałem też pierwsze NDA. Nie była to osobna umowa, a zwykła klauzula będąca częścią kontraktu. Według tej klauzuli nie mogłem przekazać osobom trzecim żadnych tajemnic handlowych, o których usłyszę jako pracownik wytwórni oraz nie mogłem zdradzić nikomu szczegółów swojego kontraktu. Nie widziałem w tym nic złego. Rozumiałem, że wytwórnia chce chronić swoje interesy, a ja i tak nie miałem zamiaru streszczać nikomu swoich rozmów z Cloutierem. Zresztą prawnik wyjaśnił niedoświadczonemu mnie, że to tylko formalność i standardowa część kontraktu. Nie miałem jednak pojęcia, że wkrótce ta „formalność" stanie się czymś tak powszechnym, że Bruce zacznie łazić za mną jak cień z zapasem umów pod pachą. „Wszystko dla twojego dobra", jak zawsze mówił. Po latach z całą pewnością mogłem stwierdzić, że to raczej dla dobra wytwórni, a nie mojego.

To nie tak, że Bruce wciskał umowę każdej osobie, która ośmieliła się podać mi rękę. Nigdy nie traktował mnie jak zwierzę zamknięte w klatce i mogłem zadawać się, z kim tylko chciałem. Kazał mi być ostrożnym przede wszystkim w sytuacjach biznesowych oraz wśród ludzi, którzy potencjalnie mogliby namieszać w moim wizerunku. Wszystko zmieniło się, kiedy na mojej drodze stanęła Beatrice. Ze wszystkich osób, które spotkałem robiąc karierę i z którymi mogłem podpisać NDA, a tego nie zrobiłem, ona była moim największym błędem. Zaślepiła mnie swoim urokiem osobistym, sprawiła, że przestałem logicznie myśleć i straciłem grunt pod nogami. Bruce zareagował w ostatniej chwili, kiedy byłem o krok od wyjawienia Beatrice swojego największego sekretu. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby te informacje ujrzały światło dziennie. Byłem wdzięczny swojemu menadżerowi za interwencję. Ta sytuacja sprawiła, że stał się strasznie wyczulony, a mnie nauczyła, że nie można ufać ludziom. Przynajmniej tak wierzyłem.

Bruce miał rację w jednym. Chyba naprawdę nie potrafiłem uczyć się na błędach. Tak, powinienem dać Billie NDA najszybciej, jak to tylko możliwe. W momencie, kiedy zdałem sobie sprawę, że mi na niej zależy, a jej zależy na mnie. W momencie, kiedy postanowiłem, że chcę z nią być. Kiedy zaprosiłem ją do swojego hotelu, kiedy opowiedziałem jej o Arielle. Kiedy dowiedziałem się, że jest dziennikarką... Jednak czułem w głębi serca, że to niewłaściwe. Że Billie jest inna. Że mogę jej zaufać i powiedzieć wszystko. A jedyna umowa, którą mógłbym kiedykolwiek z nią podpisać, to ta w urzędzie stanu cywilnego. Nie żebym chciał to zrobić teraz, zaraz. Ale kiedyś, w przyszłości...

Kawa w południe ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz