10.

551 38 8
                                    

- Profesor Snape? - Spytałam zdziwiona nieco za głośno, bo mężczyzna aż podskoczył z wrażenia. Szybko ogarnął się, poprawił, tłuste jak zwykle włosy.
- Rose. Czekałem na ciebie. - Oznajmił chłodnym, bez jakichkolwiek uczuć
- Jak widać. - Zadrwiłam sobie z nauczyciela jednak zignorował to.
- Musiałem sporządzić ci eliksir, który postawi cię na nogi i pilnować. - Powiedział nie wzruszony profesor. - -15 punktów dla Gryffindoru za szlajanie się po zamku nocą. - Powiedział mężczyzna wstając po woli. - Profesor Dumbledore kazał mi przekazać żebyś zjawiła się w jego gabinecie jak już będziesz w stanie młoda panno. - Rzucił mi na łóżko zapieczętowany list. Wszędzie rozpoznam tą pieczęć. To od rodziców. Ucieszyłam się i nie zauważyłam nawet kiedy Snape opuścił skrzydło szpitalne. Otworzyłam szybko list i zaczęłam czytać.

Droga Rose,
Piszemy do ciebie z tatą w bardzo ważnej sprawie. Nie chodzi o ciebie, nie musisz się niczego obawiać skarbie. Otóż wczoraj rano twoja babcia, odeszła. Przepraszam najmocniej, że napisałam to tak odrazu ale nie mam siły opisywać tego. Za trzy dni odbędzie się pogrzeb. Nie mam siły napisać nic więcej. Przepraszam.
Kochamy Cię, mama i tata.

Serce mi pękło. Moja babcia, najmądrzejsza osoba w rodzinie, najbardziej wyrozumiała i kochająca za sposób bycia osoba odeszła. Jedyny, pozostały rodzic mojej mamy. Pismo na liście nie było idealne jak zawsze. Mamie drżała ręką, papier był lekko pogięty. To dopiero początek roku a już się tyle wydarzyło. Nie będzie to szczęśliwy rok. Czuje to, najchętniej zapadłabym się pod ziemię, przeczekała te najgorsze chwile. Z oczu leciały mi łzy. Jedna za drugą bez przerwy. Zgniotłam kartkę i wyrzuciłam ją. Skuliłam się i zaczęłam głośno płakać. Nie obchodziło mnie to czy ktoś jeszcze śpi a była niedziela, wiec to możliwe. Nie obchodziło mnie to czy ktoś weźmie mnie za idiotkę. W tej chwili liczyła się tylko ona. Usłyszałam jak ktoś siada na moim łóżku. Zobaczyłam Malfoya z kamienną twarzą. Nie chciałam, żeby mnie teraz widział. Bez makijażu, podkrążone, czerwone oczy, rozczochrane włosy. Zawsze widzi mnie poukładaną, pomalowaną z idealnie ułożonymi włosami. To musiał być dla niego szok zobaczyć mnie w takim stanie.
- Słuchaj. - Powiedział cicho chłopak. Uspokoiłam się trochę. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Co on tu w ogóle robił? Nie mógł zająć się swoimi rzeczami? Dziewczynami, które się za nim oglądają bez opamiętania? Albo tą swoją ważną sprawą?
- Po co przyszedłeś? - Odparłam zachrypniętym głosem. Chłopak zaśmiał się krótko.
- Miła jesteś. - Odparł ironicznie. - Gdyby nie ja, całą noc spędziłabyś na tej lodowatej podłodze.
- Co ty tam robiłeś? - Spytałam zdziwiona a łzy już przestały mi lecieć.
- Wracałem. - Odparł obojętnie chłopak.
- Wracałeś skąd? - Przeklęty Malfoy.
- Nie ważne. - Wtrącił szybko. Oczywiście arystokrata musi być tajemniczy. Wywróciłam oczami.
- No dobra a co teraz tu robisz? - Chciałam usłyszeć powód dla którego tu siedzi.
- Chciałem zobaczyć czy żyjesz. - Uśmiechnął się złośliwie. - Po za tym usłyszałem twój dość głośny płacz. A kultura Malfoyów nakazuje pomóc płaczącej kobiecie. - Parsknęłam z politowania. Na szczęście do skrzydła weszła pani Pomfrey i mogliśmy zakończyć tą bezsensowną konwersację.
- Jak się czujesz Rose? Mam nadzieję, że dobrze zajął się panią pan Malfoy. - Kobieta uśmiechnęła się i podała mi coś do wypicia. Po samym zapachu chciało mi się wymiotować ale wiedziałam, że to postawi mnie na nogi.
- Powiedz mi kochanie, jadłaś coś ostatnio? - Popatrzyła się na mnie kobieta z troską w oczach.
- Tak. - Powiedziałam szybko. - W sumie to nie za dużo. - Pochyliłam głowę w dół.
- No właśnie! Trzeba pamiętać na przyszłość, że na pusty żołądek nie można się upijać! - Powiedziała zabawnie kobieta. - Ty musisz jeść! Sama skóra i kości. - Zaśmiałam się a kobieta wyszła z pomieszczenia. Siedziałam z Malfoyem jeszcze chwilę w niezręcznej ciszy.
- Chyba musze już iść. - Powiedział chłopak przerywając ciszę. Wstał i zaczął iść w kierunku wyjścia.
- Ślizgon! - Zawołałam chłopaka. Stanął i obrócił się do mnie. - Dzięki - uśmiechnęłam się i puściłam mu oczko. Chłopak zaśmiał się i wyszedł.
Oj Rose Rose. Tyle w twoim życiu się zmieniło i zmieni pewnie się jeszcze dużo rzeczy. Kiedy już poczułam się na siłach wstałam i powędrowałam do dormitorium. Tam umyłam się i przebrałam w świeże ubrania. Kiedy już miałam wszystko gotowe poszłam do profesora Dumbledore. Zapukałam nie pewnie i usłyszałam ciche "proszę". Weszłam do pomieszczenia, starzec stał tyłem do mnie i wpatrywał się w duże okno.
- Czekałem na ciebie Rose. - Powiedział uprzejmie dyrektor i obrócił się do mnie. - Herbaty?
- Dziękuję. - Odmówiłam i uśmiechnęłam się serdecznie.
- Domyślam się, że dotarła do ciebie wiadomość od rodziców? - Spuściłam głowę i zacisnęłam wargi. Nie lubiłam rozmawiać o ciężkich dla mnie tematach. Nie było takiej osoby, która by mnie zrozumiała. Czasem myślałam, że jak mówię komuś o moich problemach to oni mają je za bezsensowne, niedojrzałe. Po prostu jestem strasznie wrażliwa i nawet najmniejsza obelga od kogoś na kim mi zależy kuje mnie w serce.
- Wiem jak się czujesz. Nie jeden raz przeżyłem śmierć bliskiej mi osoby. - Uśmiechnął się starzec i podszedł do mnie. - Znałem dobrze twoją babcię. Wspaniała kobieta. Bardzo inteligenta i utalentowana czarownica.
- Boje się - Przerwałam na chwilę. - Boje się, że czegoś mi w życiu zabraknie właśnie przez stratę babci. Ona jedyna mnie rozumiała. - Powiedziałam ze łzami w oczach.
- Myślisz, że umarli, których kochaliśmy, naprawdę nas opuszczają? Myślisz, że nie przypominamy sobie ich najdokładniej w momentach wielkiego zagrożenia? Twoja babcia żyję w tobie. Kiedy będziesz na prawdę potrzebować pomocy ona ci ją da. - Powiedział mężczyzna. Co jak co ale Dumbledore miał niesamowite rady. Westchnęłam i usiadłam na fotelu stojącym obok mnie.
- Nie powiedziałem ci jeszcze po co cię wezwałem. - Przytaknął na mnie profesor. - Przed śmiercią rozmawiałem z twoją babcią. Wiedziała, że umrze jednak nie było to żadne zabójstwo. Zapisała oddzielny testament dla ciebie ale nikt nie wie gdzie on jest. Przepuszcza, że w odpowiedniej chwili go znajdziesz. - Otworzyłam szeroko oczy. Ta kobieta jest cudowna. Kocham ją, ale o co chodzi? No cóż nie miałam czasu na dalszą rozmowę. Był pora obiadu a ja przegapiłam śniadanie. A żołądek wołał o jakiekolwiek pożywienie. Zeszliśmy oboje do wielkiej sali. Kiedy usiadłam przy stole Gryfonów przyjaciele i znajomi zaczęli wypytywać się o moje zdrowie. Na szczęście nic mi się poważnego nie stało.

The Dark HeroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz