Rozdział 5

2.7K 113 18
                                    

Musiała się zgodzić, tak to sobie tłumaczyła. Lorie wyjaśniła jej sytuację w taki sposób, że aż bała się, co by się stało, gdyby rzeczywiście nie dostarczyła klientowi tego... towaru. Nawet nie macie pojęcia, jaki strach obleciał ją w dzień, kiedy miała się z tym kimś spotkać.

W pierwszym odruchu miała ochotę udać jakąś chorobę, ale myśląc o prośbie swojej przyjaciółki, nie potrafiła się na to zdobyć. Choć prośba raczej to nie była, Lorie po prostu doskonale potrafiła manipulować swoją współlokatorką. Jakkolwiek źle to nie brzmiało.

Debby spodziewała się bardziej spektakularnej akcji. Wyszła w końcu normalnie, spacerkiem udała się do parku, mocno pilnując, by żadna z paczuszek nie wypadła jej z kieszeni. Było ciemno, więc praktycznie nikt nie zwracał na nią uwagi. Dotarła do miejsca spotkania, orientując się, że jakiś koleś już tam był. Tak, jak dokładnie wytłumaczyła jej Lorie - usiadła obok niego, udając, że w ogóle się nie znają. Bo nie znali, gwoli ścisłości.

Pogrzebała w swojej torebce, udając, że szuka telefonu. Tak naprawdę grała na czas, bo jakaś staruszka przechodziła z kotem na smyczy.

- Może jakoś pomóc? - spytał mężczyzna obok niej, a ona dopiero wtedy zorientowała się, że nie był taki stary, za jakiego go z początku wzięła.

Może to przez posturę, choć gdy przypatrzyła się dokładniej, stwierdziła, że jbył raczej patyczakiem i to ta bluza go pogrubiła.

Trzęsła się niemiłosiernie, specjalnie upuszczając opakowanie chusteczek na ziemię. Bała się, co mógł zrobić jej ten chłopak, jeśli nie wszystko pójdzie zgodnie z planem. I co może stać się Lorie.

Bluziasty podniósł przedmiot z ziemi, a ona niepostrzeżenie wsunęła mu dwie paczuszki do bluzy. Miała wrażenie, że zrobiła to tak ślamazarnie, że prawie na nią warknął.

- Dziękuję - powiedziała, gdy chusteczki wpadły z powrotem do jej ręki, wraz z plikiem banknotów.

- Nie ma za co - odparł chłopak. - Cała przyjemność po mojej stronie - mruknął, dosłownie po chwili odchodząc.

Posiedziała na ławce jeszcze chwilę, wysyłając wiadomość o sukcesie do przyjaciółki i na tym tak naprawdę się ta akcja skończyła.

Wydawać by się mogło, że poszło łatwo. Za łatwo. Debby zrzucała to na doświadczenie chłopaka i dokładne instrukcje, jakie dostała od Lorie. Gdyby miała sama niepostrzeżenie mu to przekazać... Cholera, chyba by się posikała ze strachu. Nie wspominając o tym, że prawie to zrobiła, ledwo co pakując towar do swojego płaszcza.

Wróciła do domu, nadal lekko drżąca z emocji. Dopiero, gdy zabarykadowała się w pokoju, mogła odetchnąć z ulgą. Ona, Debby Clarke właśnie złamała prawo.

Ale i tak tłumaczyła to strachem o zdrowie swojej przyjaciółki.

***

Zdawać by się mogło, że nic się nie zmieniło. Obie chodziły do pracy, obie jadły, obie oglądały telewizję, a jednak... Zaczęły się mijać. Mimo, że była niedziela, żadna z przyjaciółek nie miała ochoty na coś słodkiego i nie wstawiły się w swojej ulubionej kawiarni. Lorie specjalnie gdzieś wyszła, by nie siedzieć w domu, a Debby straciła wszelkie chęci na spotkania i najzwyczajniej w świecie zaczęła kombinować w sprawie nowego ciasta.

Było ciężko. Zwaliła już na samym początku, ale w sumie się sobie nie zdziwiła. Piec umiała tylko jedno ciasto z paczki, a gotować - foliowane gotowce ze sklepu. Nic dodać, nic ująć. Wydawać by się mogło, że taki łakomczuch, jak ona, potrafi upiec chociaż babeczki. Nie, za każdym razem wychodziły jej zakalcowate gówienka.

Nacja: Brzask PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz