Rozdział 8

2.5K 128 9
                                    

Nie wiedziała, co było gorsze. Samo to, że przez moment była całkowicie bezwładna, czy to, że nie mogła nabrać powietrza. Upadek wraz z nurtem wodospadu nie był aż tak bolesny, jak się spodziewała. Gorzej było na dole, gdzie zahaczyła o kilka ukrytych w wodzie kamieni. Dobrą chwilę walczyła ze sobą, by nie nabrać wody do ust. Nigdy wcześniej nie pragnęła odetchnąć zwykłym powietrzem, jak wtedy, kiedy się topiła.

Jej noga ugrzęzła pomiędzy jakimiś wodnymi zaroślami, więc o wydostaniu się na brzeg nie było mowy. Traciła siły.

Życie przeleciało jej przed oczami, gdy w końcu jakimś cudem wydostała się spod wody. Kaszlnęła, nawet nie zwracając uwagi na łzy lecące z jej oczu. Ostatkiem sił dopłynęła na brzeg, choć postrzelony obojczyk odmawiał posłuszeństwa.

Kurczowo trzymając się lądu, łapczywie łapała oddechy, próbując uspokoić wyskakujące z piersi serce. Tak naprawdę gdyby nie prądy w rzece, nie zdołałaby tu dopłynąć. I zginęłaby pod wodą.

Orientując się, że coś ociera się o jej nogi, szybko wyczołgała się dalej, wynurzając nogi z wody. Spojrzała na wodospad z niedowierzeniem, nawet nie do końca łapiąc, co się właśnie wydarzyło.

Gdy jednak prawda uderzyła w nią bezlitośnie, wstrząsnął nią jeszcze większy płacz. Dryblas, który próbował z nią uciec, zginął, ona już nigdy nie zobaczy rodziców... A to wszystko przez jej byłą przyjaciółkę, która ją w coś wrobiła! Debby już na dobre zaczęła ją nienawidzić.

Po dosłownie kilku minutach płakania i czkania na zmianę, zeszła z niej adrenalina. Dopiero wtedy zaczęła odczuwać jakikolwiek ból. Pierwsze i zarazem najgorsze, co czuła, to rana postrzałowa, w której dość głęboko utknęła kula. Czuła ją za każdym, choć minimalnym poruszeniem prawej ręki.

Nie dość, że była cała mokra, a na dole zdawało się być o wiele chłodniej, to jeszcze całkowicie podarła sobie więzienny kombinezon, który okrywał jej ciało. Przypominając sobie o nadajniku w kiczowato pomarańczowym stroju, od razu go z siebie ściągnęła, jęcząc z bólu. Całe szczęście była na tyle ogarnięta, że rano włożyła pod spód cywilne ubrania. Klęła na siebie tylko, że wybrała zwykłą bluzkę na ramiączkach i długie, nieco wymięte spodnie. Było jej tak zimno, że gdyby przewidziała, że parę dni temu złapią ją Mundurowi, tego dnia ubrałaby pięć wełnianych swetrów.

Ale nie przewidziała. Nie przewidziała też tego, że po spadku adrenaliny, rana postrzałowa zacznie tak mocno krwawić. Nigdy nie umiała pierwszej pomocy, jej opatrywanie ograniczało się tylko do zaklejania plastrem. A plastrów tu nie miała!

Spanikowała, myśląc tylko o tym, że zaraz umrze. Przez głowę przemknęła jej myśl, że lepiej byłoby po prostu mocno oberwać w głowę i nie musząc cierpieć tak, jak w tamtym momencie.

Z płaczem sięgnęła po brudny i mokry kombinezon, z trudem odrywając z niego jakikolwiek kawałek. Szkoda tylko, że nawet nie potrafiła prawidłowo go na sobie zawiązać. Podchodziła do tego dobre kilka razy, finalnie nieapetycznie wszystko związując. Tak naprawdę nie dało to żadnego efektu, ale Debby czuła się odrobinę pewniej, gdy dziura z kulą została zasłonięta.

Nie wiedziała, ile siedziała przy samym brzegu rzeki i obserwowała wodospad. Wiedziała tylko, że dobre kilka razy zrobiło jej się ciemno przed oczami i nie miała pojęcia, co się dzieje. Czuła przerażający chłód, który nie przestawał jej doskwierać nawet, jeśli siedziała w słońcu.

Przebudziła się na dobre dopiero wtedy, gdy zapadał zmrok. Dalej była zmarznięta, mokra i dygocząca z bólu, który zdawał się roznieść na całe ciało. Ciągle płakała, klnąc na swój własny los.

Nacja: Brzask PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz