Rozdział 12

2.4K 119 5
                                    

Nadal nie odpowiadała, więc zbliżył się do niej w kilku krokach. Co prawda nie wyglądała, jakby nagle jej się pogorszyło, ale wolał to sprawdzić. Zadrżała na całym ciele, gdy przyłożył jej dłoń do czoła. Natychmiast gwałtownie się podniosła, choć prawie przewróciła przy tym stolik z jedzeniem.

Doug odsunął się nieco, patrząc na nią ze zmarszczonymi brwiami. Nie kontrolował swoich tęczówek, kiedy wyraźnie pobudzone zaczęły lekko się błyszczeć.

- Kobiety u was zawsze są takie strachliwe? - burknął z niezadowoleniem. - Nie łatwiej powiedzieć, o co chodzi?

Musiał natychmiast nad sobą zapanować. Prawie zaczął na nią warczeć, gdy poszła jeszcze kilka kroków w tył.

- Muszę... No wiesz - szepnęła pod nosem, ale i tak doskonale ją słyszał.

- Nie wiem.

- Do toalety. Teraz.

Mężczyzna przewrócił oczami. I o to tyle krzyku?

Bez słowa wskazał jej drzwi frontowe, a ona prawie zdębiała. Miała iść w krzaki, serio?

- Ubierz moje buty - poradził, sam ubierając inną parę, niż zazwyczaj.

Posłusznie, choć ze sporym trudem je na siebie włożyła, powolutku idąc za nim. Całe szczęście nie dostrzegła krzaków, jak się spodziewała, a wychodek na dworze, który był kiedyś zupełnie normalny u ludzi. Kilkadziesiąt lat temu...

- Chyba dojdziesz z powrotem?

Skinęła głową, od razu znikając za drewnianymi drzwiami. Zrobiła to, co trzeba i umyła ręce w misce z czystą wodą, skoro nie widziała tam żadnego kranu, czy zlewu. Wróciła niedługo potem, lekko drżąc z zimna.

Doug właśnie kładł talerz z parującym mięsem na jej miejscu przy stole. Debby aż zaburczało w brzuchu. Okej, było to dzikie zwierzę, było to mięso... Ale cholera, była tak głodna, że zjadłaby wszystko!

Kulawym krokiem doszła do stołu, ściągając w międzyczasie buty Nadnaturalnego. Tym razem gdy ruszyła mięso widelcem, wszystko wydawało się być dobre.

Mężczyzna obserwował ją spod przymrużonych powiek, nie wiedząc, czy powinien w ogóle się do niej odzywać. Była dość nieporadna, więc nie zdziwiłby się, gdyby podczas rozmowy i jedzenia jednocześnie, mięso stanęłoby jej w gardle.

- Jak cię zwą, człowieku?

Debby przełknęła ostatni kawałeczek i spojrzała zaskoczona w jego kierunku.

- Debby. Albo Deb - odparła niepewnie.

- Deborah - mruknął pod nosem. Cóż, nie mylił się. - Zapamiętam.

Oczywiście, że zapamięta imię swojej bratniej duszy. Bratniej duszy, której de facto postanowił się pozbyć.

- A ty?

Z początku nie odpowiedział, wiedząc, że nie jest to zbyt dobry pomysł. Gdyby zaczęła mówić do niego po imieniu... Chyba poczułby się do niej zbyt przywiązany.

- Nie jest ci to do niczego potrzebne - mruknął zamiast tego.

- To nie fair - burknęła pod nosem. - Skoro mówisz, że nic mi nie zrobisz i w ogóle nie jesteś taki, jak mówią...

- Co mówią? - przerwał jej, znów uważnie ją obserwując.

- No... Zabiliście bardzo dużo ludzi. U nas mówi się... Że jesteście zwykłymi potworami, którzy się nami... żywią.

- Stąd twoje wyobrażenia, że mógłbym cię zjeść. - Przewrócił oczami, wyraźnie rozdrażniony. - Wierzysz w to?

- Ty... Wydajesz się być normalny, ale naprawdę bez problemu mógłbyś mi coś zrobić. - Oh, jej gadatliwość udzieliła się na dobre.

Nacja: Brzask PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz