Rozdział 14

2.2K 121 9
                                    

Doug nie był zadowolony z faktu, że w końcu musiał wybrać się po zapasy. Nie było mowy, by zwlekać z tym do końca pobytu Debby - dziewczyna jeszcze nie wyzdrowiała i nie byłaby w stanie wrócić z powrotem na swój teren. A jeść coś jednak musiała. O ile Nadnaturalnemu wystarczyłoby mięso z lasu, ona miała inne potrzeby.

Już z samego rana napisał do swojego przyjaciela, że na chwilę zjawi się w Osadzie, a następnie wróci do swojego azylu jeszcze na tydzień, czy dwa. Harry'emu przemknęło przez myśl, że Doug coś ukrywał, jednak nie pozwolił sobie na wtrącanie się w nie swoje sprawy. Mężczyzna mógł więc odetchnąć z ulgą.

Nie uśmiechało mu się dzielenie faktem, że odnalazł swoją wybrankę, skoro za niedługo miał rozstać się z nią na dobre. Nie należała do jego świata, ani do niego samego. Choć czasami bardzo by tego chciał...

Nie informował dziewczyny o swojej małej wyprawie, dopóki nie było to konieczne. Przemilczał swoje przygotowania, jedynie w nocy pakując wszystko, co potrzebne i układając w głowie plan działania. Nie powinno być ciężko - co prawda całą drogę planował iść pieszo, jednak dla niego była to akurat pestka. Co innego czas, jaki mu to zajmie.

- Deborah - odezwał się, gdy nie zdążyła zwrócić na niego uwagi.

Coraz częściej znajdowała sobie jakieś proste zajęcia, chociażby robiąc ludziki z żołędzi. Nie komentował tego. Ważne, że aż tak się nie nudziła.

- Tak? - spytała niepewnie, gdy najzwyczajniej w świecie usiadł obok niej.

Dla niego było to w pełni normalne, a wręcz przyjemne, dla niej - nieco niekomfortowe, skoro był tak przystojny, że czasem leciała jej ślina.

- Muszę wrócić do Osady - oznajmił bez ogródek, przy okazji ogarniając wzrokiem jej nowe "dzieła". Był pewien, że dziecko zrobiłoby to lepiej od niej.

- Osady? - powtórzyła ze zdziwieniem.

- Tam, gdzie mieszka Nacja - wyjaśnił, wzdychając. - Kończą nam się zapasy, twoja kawa również.

Pokiwała głową, choć nie potrafiła sobie wyobrazić chociażby kilku minut bez Douga przy boku. Owszem, nadal nieco się go obawiała, jednak coraz częściej dawał jej poczucie bezpieczeństwa w tak niebezpiecznym lesie, jak Puszcza. Choć tam, gdzie aktualnie się znajdowali, Cienie w ogóle nie zaglądały.

- Musisz?

Doug zdziwił się na niepokój w jej głosie. Wzruszył ramionami, przez moment nie wiedząc, co powinien powiedzieć.

- Wyruszę dziś w nocy i wrócę, jak najszybciej się da.

- Czyli rano - stwierdziła, od razu nieco się uspokajając. Jednak wyraz twarzy mężczyzny utwierdził ją w przekonaniu, że wcale nie miała racji.

- Twoim tempem doszedłbym do Osady dopiero w pięć dni. Swoim zajmie mi to dwa, wliczając powrót.

- Tak dużo?

- Wytrzymasz - mruknął. - W moim domu jesteś bezpieczna.

Przynajmniej w teorii.

***

Debby nie kryła wzruszenia, gdy Doug wręczył jej do dłoni koszyczek pełen słodziutkich malin. Domyśliła się, że zbierał je podczas ostatniego zapoznania z terenem przed wyprawą. Jak powiedział - chciał wyczuć, czy dzikie zwierzęta nie kręcą się w pobliżu. Na szczęście były gdzieś o wiele dalej i nie powinny stanowić dla dziewczyny zagrożenia.

Gdy w końcu nadszedł czas chwilowego pożegnania, Doug siłą woli powstrzymał się, by nie wgryźć jej się w kark. Kusiła go, tak bardzo go kusiła...

Nacja: Brzask PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz