- Co to za huk? - spytała Debby, odruchowo zerkając za okno. To, co zobaczyła, na moment ją zmroziło.
Nie dość, że z domu jednego z Nadnaturalnych unosił się dym, to jeszcze do Osady biegło pełno zamaskowanych Mundurowych. Ludzi, którzy znów postanowili przypomnieć o swoim istnieniu i krwawej żądzy.
- O boże... - wyszeptała, a przez paraliżujący strach, nie miała pojęcia, co powinna zrobić.
Czy to zły sen? Dlaczego wszystko działo się tak szybko? Dlaczego strażnicy niczego nie zauważyli? A Doug? A jeśli coś mu się stało?
- Rina, Debby. Bierzcie dzieciaki i uciekajcie - rozkazał Will, nie ukrywając wściekłości. - Poradzimy sobie.
- Kochanie, nie możesz tak po prostu iść z nimi walczyć! - zaprotestowała jego wybranka, tuląc Marcela do piersi i jednocześnie trzymając Cole'a za rękę.
- To nie pierwszy raz, kiedy próbują nam zagrozić - odparł poważnie. - Idźcie.
Niby był pewien zwycięstwa, a lekkie przebłyski w oczach zdradzały jego obawy. Owszem, gdzieś w głębi duszy spodziewał się kolejnych prób ataku, ale nie sądził, że znienawidzeni ludzie przebiją się aż do Osady. Niezauważeni.
Nieco mu ulżyło, gdy zauważył w progu Molly. Brunetka chyba jako jedyna potrafiła zachować zdrowy rozsądek w obliczu zagrożenia. Martwił się jedynie o jej wczesną ciążę, która mogła dać się we znaki w każdej chwili.
- Dziewczyny, idziemy - zarządziła, szybko biorąc obie kobiety za ręce. - Debby, nie maż się.
- Co tu się dzieje? - spytała przerażona blondynka.
- Ludzie atakują. Musimy się ukryć - odparła Molly, ciągnąc ją przez tylne drzwi. - Obie musicie wziąć się w garść.
W akcie przepływu zdrowego rozsądku, Debby wzięła małego Cole'a na ręce. Ważył trochę za dużo, jak na jej kondycję, ale nagła adrenalina, krążąca w jej żyłach, pomogła działać. Kierowała się za Riną, choć w gruncie rzeczy nie miała pojęcia, dokąd zmierzali. Jej umysł zakłócał niepokój o Douga, o stanie którego nie wiedziała nic.
Z przerażeniem oglądała krwawe walki, jakie toczyły się na ulicach niegdyś spokojnej Osady. Oprócz dwóch palących się budynków i skraju lasu, Nadnaturalni walczyli o swoje terytoria. Nigdy, naprawdę przenigdy, nie chciała być świadkiem mordu z ich strony. Ale gdy widziała, co wyczyniali jej pobratyńcy, odruchowo stawała po stronie Nacji.
Mundurowi składali się tylko z silnych mężczyzn, którzy nie mieli zahamowań, by atakować młode kobiety i dzieci. Ba, przecież o to w gruncie rzeczy im chodziło.
- Molly, co z Dougiem? - spytała drżącym głosem, wyobrażając sobie najgorsze scenariusze.
- Spokojnie, Debby. Doug sobie poradzi - odparła opanowana Molly. - Nasi zaraz wszystko opanują. Widzisz, że mamy przewagę, prawda?
Nie, nie mieli. Mogło się tak zdawać pod względem ilości, ale broń palna, którą posiadali Mundurowi przynosiła o wiele więcej strat niż kły Nadnaturalnych.
Blondynka przeczuwała, że ktoś wreszcie zwróci na nich uwagę. Byli już w połowie drogi do schronu, kiedy obok jej głowy śmignęła pierwsza kula. Krzyknęła, odruchowo mocniej zakrywając płaczącego Cole'a.
- Uważajcie, mają nas na celowniku! - Molly celnie unikała lecących w nią pocisków. Co, jak co, nie zamierzała dać się zabić.
- Jeszcze trochę! - krzyknęła Rina z przodu. - Widzę już kilka osób!
- Przyspieszcie!
Debby prawie wypluwała płuca, ale i tak zaczęła szybciej przebierać nogami. Przeraziła się nie na żarty, gdy jej przyjaciółka z tyłu, nagle upadła na ziemię.
CZYTASZ
Nacja: Brzask Przeznaczenia
FantasyDebby to dziewczyna zawsze żyjąca zgodnie z zasadami. Kto by pomyślał, że pewnego dnia zostanie skazana? I jakim cudem znajdzie się na terenie potworów chodzących po tej ziemi? Nieokrzesana Puszcza znalazła dla niej nowy cel. Oraz kogoś, kto miał zo...