Jakaż ona była głupia! Jak mogła tak po prostu dać się pocałować po tym, co się stało? Ba, dlaczego powoli zaczęła puszczać swoją prawie-śmierć płazem? Gdzie jej resztki zdrowego rozsądku? Jakby w ogóle jakiś posiadała...
Nie rozumiała ani trochę, co się z nią działo. Z jednej strony obawiała się siły Douga i tego, do czego był zdolny. Z drugiej jednak miała ochotę się do niego przytulić. Paranoja, nie?
Nie dość, że dawał jej tyle słodkości, ile tylko zapragnęła, to jeszcze odurzał przesadną troską, która w przeciwieństwie do tej od rodziców, mocno jej schlebiała. I niby jak miała z nim normalnie mieszkać, skoro co chwilę myślała o czymś zdecydowanie dla niej zbereźnym?
Nie, żeby Doug był oazą spokoju. Owszem, po oznaczeniu swojej wybranki stał się nieco bardziej spokojny, ale i tak strasznie go pociągała. Dla przykładu najzwyczajniej w świecie siedząc z nią w kuchni i oglądając, jak marnie zajmuje się rysunkami, które najwyraźniej chciała podarować dzieciom Willa, prawie wyrywał jej kartki z ręki i zaczynał... Nie, nawet wolał sobie nie przypominać, co miał ochotę rozpocząć.
- To żaba? - spytał, próbując odgadnąć, co takiego w tam szkicuje. Bo tak, Debby była w tym wręcz do dupy.
- Nie. Kot, nie widać? - burknęła, po chwili ze złością wyrzucając zmiętą kartkę do kosza.
Doug westchnął, nie wiedząc, co powinien jej w takiej sytuacji powiedzieć. Owszem, nudziła się, a akurat ten wieczór był jednym z nielicznych, jakie spędzali we dwójkę.
Ostatnie dwa dni spała u Molly, kiedy on najzwyczajniej w świecie chodził na patrole. O ile jego przepływ informacji był na odpowiednim poziomie, dziewczyny zajmowały się jakimiś babskimi bzdetami, ale Debby była jak najbardziej z tego faktu zadowolona. O tyle dobrze, że jeszcze nie spaliła nikomu domu ani nie rozwaliła kanapy. Nie, stop. Kanapę zdążyła już popsuć, wylewając na nią trochę borówkowego soku. Ups...
Dziwił się sam sobie, że chciał być z taką niedorajdą jak ta ludzka dziewczyna. Niby było to na swój sposób urocze, ale w tego typu związku musiał się starać jak za dwóch.
- Nudzi mi się... - mruknęła, opierając głowę o stół. - Doug...
- Co? - westchnął, kręcąc głową.
- Chodźmy gdzieś...
- Już nie boisz się Nacji? - Uniósł brew, a ona wzruszyła obojętnie ramionami.
- Po prostu chodź, a nie...
- Jak będziesz tak jęczeć, to długo z tobą nie pociągnę - warknął pod nosem. Oczywiście był bardziej pobudzony, aniżeli zły.
I tak wyszli, choć tylko na kilka chwil, bo Debby oczywiście zaczęło być cholernie zimno gdzieś dwadzieścia metrów od domu. Co prawda miała na sobie najcieplejszą jak się tylko dało kurtkę, ale jej natura zmarzlucha i tak ją pokonywała. Napili się ciepłej kawy i herbaty, zjedli dość obfitą kolację i położyli się spać. Ku boleści Douga, nadal osobno.
Oczywistym było, że nie mógł jej do niczego zmuszać. Już samo to, że udało mu się skraść od niej aż dwa pocałunki było istnym cudem. Ale Debby oczywiście nie zamierzała jasno wyrażać, co tak naprawdę czuje. Daje się całować i wcale go nie lubi? Coś tu Dougowi nie grało...
Cieszył się na samą myśl, że mogli stworzyć razem coś pięknego. Była taka niezdarna, dziecinna, nieporadna, durna... Dobra, bardzo często wkurzała go swoją osobowością, ale przecież połączyła ich więź, prawda? Nawet gdyby miała dziwne zapędy i tak by się w niej zakochał! Wbrew woli tak naprawdę!
Cóż... Tego, co ich łączyło, nie dało się w żaden sposób zerwać.
Ale Peggie Taylor miała na ten temat inne zdanie...

CZYTASZ
Nacja: Brzask Przeznaczenia
FantasyDebby to dziewczyna zawsze żyjąca zgodnie z zasadami. Kto by pomyślał, że pewnego dnia zostanie skazana? I jakim cudem znajdzie się na terenie potworów chodzących po tej ziemi? Nieokrzesana Puszcza znalazła dla niej nowy cel. Oraz kogoś, kto miał zo...