Rozdział 29

2K 111 1
                                    

- Doug!

Upajał się nią. Jej zapachem... Jej pięknem... Jej... KRWIĄ.

- Doug! Kurwa, zabijesz ją! - Czyjeś ramiona usilnie próbowały go odciągnąć od jego ukochanej.

Warcząc, wbił w nią kły głębiej, ale Debby nijak potrafiła na to zareagować. W końcu od kilku chwil była już wiotka.

- Chcesz ją stracić?! Chcesz tego, Doug?!

To na moment zasiało w nim niepewność. Harry idealnie wykorzystał tamten moment i odciągnął Nadnaturalnego daleko od niebezpiecznie bladej blondynki. Nie oszczędzał przy tym siły i mocnego ciosu w szczękę, który miał mu trochę pomóc. Ledwo zdążył złapać dziewczynę, kiedy opadała na podłogę, ale kiedy już to zrobił od razu wziął ją na ręce.

Do czarnowłosego dotarło, co takiego zrobił i jakie mogły być tego konsekwencje. Harry spojrzał z obrzydzeniem na zabarwione krwią, wysunięte kły i wściekle niebieskie oczy, które wciąż emanowały szaleństwem.

- Deborah - wydusił z siebie, w odruchowym geście próbując wyszarpnąć ją z rąk przyjaciela. Nawet jeśli było to tylko szarpnięcie za nogawkę, skoro od dobrego uderzenia wylądował na ziemi. - Deborah...

- Opanuj się - warknął do niego Harry, odsuwając się o kilka kroków.

Doug nie mógł w to uwierzyć. Nie musiał być na dobre świadomym, żeby zrozumieć jedno - życie jego wybranki było ogromnie zagrożone. Niemalże cały blat był obryzgany jej krwią, a rozszarpana szyja wcale nie wyglądała dobrze. Można by wręcz rzec, że bardzo, ale to bardzo okropnie, skoro ktoś z boku od razu stwierdziłby, że nie żyje.

- Debby... - Złapał się za głowę, nawet nie panując już nad drżeniem całego ciała. Przecież ona właśnie umierała!

- Uspokój się - powiedział poważnie Harry, szybkim krokiem kierując się do drzwi. - I módl się, żeby to przeżyła.

Doug nawet nie wiedział, kiedy z jego oczu zaczęły kapać łzy.

***

Kurczowo trzymał niebezpiecznie zimną i bladą dłoń, wyobrażając sobie najgorszy z możliwych scenariuszy. Gdyby nie Harry i jego szybka reakcja, dziewczyna już dawno miałaby planowany pogrzeb.

Od razu po przeniesieniu jej do państwa Anderson, którzy prowadzili jedyną w Osadzie klinikę, bardzo szybko zajęto się raną Debby. Krwi było pełno dosłownie wszędzie i Harry dziwił się, że dało radę jakoś zatamować jej potok i uratować dziewczynę. I choć jeszcze się trzymała, medycy nie mieli pewności, czy przeżyje najbliższą noc.

Dougowi ostro oberwało się za cały ten incydent, a czując się winny, nawet nie zasłaniał się przed wściekłymi zamachnięciami swojego najbliższego przyjaciela. Schrzanił tak bardzo, że sam miał ochotę się uderzyć.

Przez dobre kilka minut z przerażeniem zastanawiał się, co z jego wybranką, jednocześnie starając się opanować. Oznaczył ją w najbardziej bolesny i tak zły sposób, że naprawdę nie wiedział, co powinien dalej robić. Na dobre uświadomił się w fakcie, że sam stwarza dla niej zagrożenie, choć łączyła ich nierozerwalna więź. Mimo swojego myślenia, po dotarciu do szpitala, nie potrafił odejść od niej na krok.

Spała, a przynajmniej tak mu mówili. Po godzinie od całego zdarzenia była dokładnie opatrzona, umyta z krwi i przebrana w coś o wiele czystszego niż to, co miała uprzednio na sobie.

Gdybym miała opisywać tu cierpienia Douga, nie wystarczyłoby mi słów. Oddychał i drżał tak niespokojnie, że Harry i Carl co chwila rzucali sobie zaniepokojone spojrzenia. Miał wrażenie, że na przemian robi mu się zimno, a zaraz potem gorąco. Dosłownie co parę minut oczy zaczynały mu się błyszczeć, a kły automatycznie wysuwać ze szczęki. Wyczuwał, że wszystko było nie tak. Wiedział, co mogło się za chwilę wydarzyć.

Nacja: Brzask PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz