Rozdział 35

2K 98 10
                                    

Świadomość, co takiego wyprawiała w łóżku Douga, dotarła do Debby dopiero z samego ranka, kiedy mozolnie wybudzała się ze snu. Niby wszystko fajnie, cieplutko, milutko... Ale mimo doskonałej pamięci i tak nieco przestraszyła się na  widok Nadnaturalnego oddalonego na dosłownie kilka centymetrów.

- Wyspana? - wymruczał sennie, mocniej przyciągając ją do siebie.

- Yhm...

Wbrew pozorom, było jej bardzo przyjemnie. Nie tylko jeśli o tamtą noc chodzi, ale poranek tuż po. Chociaż prawie codziennie miała serwowane śniadanie pod nos, tym razem procedura ta nabrała jakiegoś większego znaczenia. W końcu dostała je do łóżka.

- Nie za bardzo mnie rozpieszczasz? - zaśmiała się, patrząc na słodkie placki na talerzu. Już od samego rana miała jeść słodycze...

- Raz nie zaszkodzi - odparł, składając lekki pocałunek na jej skroni. - Jedz, ja lecę do pracy.

- Już? - Bardzo się zdziwiła. Zwykle zdążali chociaż krótko porozmawiać, a akurat wtedy, gdy pragnęła mieć go przy sobie przez cały dzień, musiał iść na patrol.

- I tak jestem już spóźniony - westchnął, mimochodem wskazując na zegar. - Widzimy się wieczorem.

- Uhm...

No i została sama. Z ognistymi wspomnieniami i łomoczącym sercem na samą myśl.

***

- Cole! - krzyknęła z oburzeniem, kiedy ponownie dostała kawałkiem mięsa w twarz. Tym razem naprawdę wypadło mu przypadkiem...

- Przepraszam, Debo. - Chłopczyk z należytą czcią podniósł gulaszowy kawałek z podłogi i szybko wpakował sobie do ust.

Westchnęła, nawet nie wiedząc, co sądzić o niesfornym Nadnaturalnym. Kiedyś, jak grali w Mundurowego i złodzieja, powalił ją na ziemię z taką siłą, jakby pakował od niemowlaka. Gdy wyobrażała sobie swoje dzieci z Dougiem... Czekaj, stop. Dlaczego myślała o ciąży?

Choć z drugiej strony... Ona nie brała tabletek. A on... O boże, czy on się zabezpieczył?!

Ta myśl uderzyła w nią z taką siłą, że przez moment nawet nie mrugała.

- Mamo! Deba się zacięła! - krzyknął Cole zupełnie poważnie, choć nadal nonszalancko przeżywał końcówkę gulaszu z miski.

Rina powoli wychyliła się zza framugi, kątem oka nadal zerkając na zasypiającego Marcela. I rzeczywiście, Debby wyglądała, jakby znalazła się w innym świecie.

- Co jest? - spytała, niepewnie dosiadając się obok niej. - Coś nie tak?

- Zrobiliśmy "to". Z Dougiem - odparła Debby, niemal szepcząc.

- Ooo... To cudownie! - Kobieta wydała się naprawdę z tego faktu uradowana. - Tylko kurczę... Przegrałam zakład.

- Jaki znowu zakład?

- Założyłam się z Molly, w jakim czasie wreszcie do tego dojdzie. Strzelałam dopiero za miesiąc...

- Naprawdę się o to zakładałyście? - oburzyła się Debby. - Zresztą nawet nie o to chodzi... Nie wiem czy Doug się zabezpieczył.

- No i co? - mruknęła Rina. - U Nacji to normalne, że idziemy w naturalność.

- Co?! Jak możesz tak spokojnie do tego podchodzić? - krzyknęła, ale widząc karcący wzrok Nadnaturalnej, od razu ucichła. - A co jeśli będę w ciąży? Przecież to dość możliwe.

Blondynka z ciężkim westchnięciem złapała się za głowę. Naprawdę nie chciała mieć teraz dzieci. Jeszcze nie teraz.

- Doug się ucieszy. - Rina wzruszyła ramionami.

Nacja: Brzask PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz