Rozdział 20

2.4K 115 3
                                    

Czuła się mocno skrępowana, gdy nosił ją bez przerwy od ponad godziny. A przynajmniej tak jej się wydawało, bo przecież zegarka przy sobie nie miała. Była pewna, że jej policzki są bezlitośnie różowe, a ciało rozgrzane od jego bliskości. Jakby nie patrzeć, siedziała mu przecież na barkach, jak małe dziecko. Aż dziwne, że się jeszcze pod nią nie załamał...

Choć w sumie był Nacją, więc dodatkowy balast w postaci jakiejś tam dziewczyny nie robił mu różnicy. Bardziej przejmował się jej reakcją na jego wielką rodzinę. Albo odwrotnie, bo Osada mogła wcale jej nie zaakceptować, w co wątpił, ale wolał przygotować się na taką ewentualność.

- Daleko jeszcze? - spytała niepewnie, rozglądając się dookoła.

Słońce schodziło ku horyzontowi, więc domyślała się, że za niedługo nastanie wieczór, a co za tym szło - będą musieli ponownie rozbić obóz. Co prawda sposobem Douga poruszali się o wiele szybciej, ale i tak pozostały im jeszcze dwa dni drogi.

- Prawie połowa. Do nocy powinniśmy dojść do tablicy - odparł, ani na moment nie zwalniając.

- Tablicy? - spytała wyraźnie zdziwiona.

- Można powiedzieć, że znaku. Ułatwią nam drogę we właściwym kierunku.

- Potrzebujesz znaków, by wrócić do domu?

- Nie. - Doug przewrócił oczami. - Potrzebują je takie oślełąki, jak ty.

Nie skomentowała ani słowem jego dziwnego określenia. Zamiast tego jeszcze raz rozejrzała się po okolicy, z niepokojem stwierdzając, że las znacząco się zagęścił. O ile na początku drogi mogła coś jeszcze dostrzec, w tamtym momencie czuła się, jakby znów znalazła się w Puszczy.

Przestraszyła się nie na żarty, gdy Doug nagle stanął w miejscu.

- Coś się...

- Cicho - przerwał jej półszeptem. - Złaź. I trzymaj się blisko mnie. - Kucnął, od razu odstawiając ją na ziemię.

Debby nerwowo zacisnęła dłonie, robiąc to, co kazał. Nie widziała niczego podejrzanego, ale skoro oczy Douga zaczęły złowieszczo świecić, a z jego ust automatycznie wysunęły się kły, wiedziała, że coś było na rzeczy.

- Co się... - Chciała zadać pytanie, ale zanim zdążyła je dokończyć, tuż przed nią pojawił się ogromny zwierz. A mianowicie leopad grasujący w okolicy.

Krzyknęła głośno, momentalnie przyczepiając się do pleców Nadnaturalnego.

- Doug! - zapłakała, ze strachem zaciskając palce na jego koszulce.

- Spokojnie - uciszył ją, ciągle mierząc zwierzę wzrokiem. - Zaraz go odgonię.

Zawarczał głośno, ale drapieżnik postanowił oddać mu tym samym, jeszcze bardziej się wkurzając. Oczywiście Doug nie dał wyprowadzić się z równowagi i zanim leopad zdążył na niego skoczyć, mocno przestraszył go udawanym atakiem. Zwierzę uciekło z głośnym rykiem, a mężczyzna westchnął z irytacji.

- Wyczuł cię - oznajmił, nawet nie ruszając się z miejsca. Jego wybranka przykleiła się przecież do jego pleców. - Ale już po wszystkim.

Debby pokręciła głową, nie przestając wylewać z siebie żałosnej ilości łez. Doug przewrócił oczami, odwracając się do niej i biorąc ją w ramiona. Nie protestowała, więc korzystał.

- Przecież mówię, że nic ci nie grozi - oznajmił cicho, lekko głaszcząc jej plecy. Oh, jak bardzo mu się to podobało... - Uspokój się, Deborah.

Dziewczyna niepewnie się od niego odkleiła, w razie czego jeszcze raz rozglądając się dookoła. Mogła zginąć zagryziona przez jakieś nieznane sobie zwierzę!

Nacja: Brzask PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz