Czuła się mocno skrępowana, gdy nosił ją bez przerwy od ponad godziny. A przynajmniej tak jej się wydawało, bo przecież zegarka przy sobie nie miała. Była pewna, że jej policzki są bezlitośnie różowe, a ciało rozgrzane od jego bliskości. Jakby nie patrzeć, siedziała mu przecież na barkach, jak małe dziecko. Aż dziwne, że się jeszcze pod nią nie załamał...
Choć w sumie był Nacją, więc dodatkowy balast w postaci jakiejś tam dziewczyny nie robił mu różnicy. Bardziej przejmował się jej reakcją na jego wielką rodzinę. Albo odwrotnie, bo Osada mogła wcale jej nie zaakceptować, w co wątpił, ale wolał przygotować się na taką ewentualność.
- Daleko jeszcze? - spytała niepewnie, rozglądając się dookoła.
Słońce schodziło ku horyzontowi, więc domyślała się, że za niedługo nastanie wieczór, a co za tym szło - będą musieli ponownie rozbić obóz. Co prawda sposobem Douga poruszali się o wiele szybciej, ale i tak pozostały im jeszcze dwa dni drogi.
- Prawie połowa. Do nocy powinniśmy dojść do tablicy - odparł, ani na moment nie zwalniając.
- Tablicy? - spytała wyraźnie zdziwiona.
- Można powiedzieć, że znaku. Ułatwią nam drogę we właściwym kierunku.
- Potrzebujesz znaków, by wrócić do domu?
- Nie. - Doug przewrócił oczami. - Potrzebują je takie oślełąki, jak ty.
Nie skomentowała ani słowem jego dziwnego określenia. Zamiast tego jeszcze raz rozejrzała się po okolicy, z niepokojem stwierdzając, że las znacząco się zagęścił. O ile na początku drogi mogła coś jeszcze dostrzec, w tamtym momencie czuła się, jakby znów znalazła się w Puszczy.
Przestraszyła się nie na żarty, gdy Doug nagle stanął w miejscu.
- Coś się...
- Cicho - przerwał jej półszeptem. - Złaź. I trzymaj się blisko mnie. - Kucnął, od razu odstawiając ją na ziemię.
Debby nerwowo zacisnęła dłonie, robiąc to, co kazał. Nie widziała niczego podejrzanego, ale skoro oczy Douga zaczęły złowieszczo świecić, a z jego ust automatycznie wysunęły się kły, wiedziała, że coś było na rzeczy.
- Co się... - Chciała zadać pytanie, ale zanim zdążyła je dokończyć, tuż przed nią pojawił się ogromny zwierz. A mianowicie leopad grasujący w okolicy.
Krzyknęła głośno, momentalnie przyczepiając się do pleców Nadnaturalnego.
- Doug! - zapłakała, ze strachem zaciskając palce na jego koszulce.
- Spokojnie - uciszył ją, ciągle mierząc zwierzę wzrokiem. - Zaraz go odgonię.
Zawarczał głośno, ale drapieżnik postanowił oddać mu tym samym, jeszcze bardziej się wkurzając. Oczywiście Doug nie dał wyprowadzić się z równowagi i zanim leopad zdążył na niego skoczyć, mocno przestraszył go udawanym atakiem. Zwierzę uciekło z głośnym rykiem, a mężczyzna westchnął z irytacji.
- Wyczuł cię - oznajmił, nawet nie ruszając się z miejsca. Jego wybranka przykleiła się przecież do jego pleców. - Ale już po wszystkim.
Debby pokręciła głową, nie przestając wylewać z siebie żałosnej ilości łez. Doug przewrócił oczami, odwracając się do niej i biorąc ją w ramiona. Nie protestowała, więc korzystał.
- Przecież mówię, że nic ci nie grozi - oznajmił cicho, lekko głaszcząc jej plecy. Oh, jak bardzo mu się to podobało... - Uspokój się, Deborah.
Dziewczyna niepewnie się od niego odkleiła, w razie czego jeszcze raz rozglądając się dookoła. Mogła zginąć zagryziona przez jakieś nieznane sobie zwierzę!
CZYTASZ
Nacja: Brzask Przeznaczenia
FantasyDebby to dziewczyna zawsze żyjąca zgodnie z zasadami. Kto by pomyślał, że pewnego dnia zostanie skazana? I jakim cudem znajdzie się na terenie potworów chodzących po tej ziemi? Nieokrzesana Puszcza znalazła dla niej nowy cel. Oraz kogoś, kto miał zo...