Rozdział 28

2K 115 0
                                    

- Podoba ci się? - spytał z wahaniem Doug, kiedy przez dobrą minutę patrzyła na jedną i tę samą sukienkę.

- Oczywiście, że tak! - zupełnie niepotrzebnie podniosła głos z ekscytacji, już od kilku chwil wyobrażając siebie w nowych ubraniach. - Wszystko jest takie piękne...

- Na pewno? U ludzi panuje zupełnie inna moda - dopytał Nadnaturalny, wzrokiem omiatając wszystko, co zakupił u pani Taylor. Babka może nie była za miła, ale szyć potrafiła. - I w ogóle nosicie ubrania.

Prawdę mówiąc nie podał krawcowej żadnych szczególnych wymagań, prosząc tylko, by uszyła coś na wszystkie pory roku bez względu na koszty. Domyślał się, że kobieta po prostu wyszukała parę inspiracji na internetowej, ludzkiej stronie i stąd pojawiło się parę swetrów, bluzek, spodni, spódnic i dwóch uroczych sukienek, które z pewnością będą dla Douga istną katorgą. No bo jak tu wytrzymać z wiedzą, że wystarczy się tylko schylić, by zobaczyć majtki ukochanej?

Debby też się najwyraźniej podobało, skoro od razu postanowiła przebrać się w wygodne spodnie i mięciutki, wełniany sweter, który był zapewne robotą samej Peggie Taylor. W sumie dobrze, że o tym nie wiedziała, bo pewnie by jej zbrzydł. Po tym, co odwaliła przy drzwiach do ich domu, miała jej naprawdę dość...

Zaczęło się normalnie - rano spotkali się w kuchni na śniadaniu, chwilę porozmawiali, Doug zaczął szykować się do pracy i nagle do ich drzwi zapukała niezadowolona z życia Nadnaturalna. Niezadowolona, bo oczywiście nie uśmiechało jej się dostarczać zamówienia dla wybranki jej crusha, który niedawno ostro na nią nakrzyczał. Ale z drugiej strony mogła na niego popatrzeć, więc... I tak była na niego zła, tak dla jasności.

- A może jednak ten? - Debby nie potrafiła się zdecydować i znów zmieniła górną część ubrania na inną. I o ile wcześniej Doug zdążył się odwrócić, tym razem bezwstydnie lustrował ją wzrokiem.

Oj, jakiż błąd popełnił... Podniecenie w jednym momencie wzrosło do poziomu, podczas którego ledwo potrafił myśleć. Domyślacie się więc, że odruchowo zaczął do niej podchodzić i bezceremonialnie złapał ją od tyłu, zaciągając się jej zapachem.

- Ej! To łaskocze! - zaśmiała się Debby, najwyraźniej uznając to za dobry żart.

Gdyby tego nie zrobiła, zapewne już dawno by ją oznaczył. W jednej chwili się opanował i szybko wyszedł z jej mini pokoju, oznajmiając, że naprawdę musi już lecieć.

Zbiegając po schodach, przeklinał nadchodzącą pełnię, która już na dobre rozpalała jego zapędy wobec ludzkiej dziewczyny. Co z tego, że mógł ją połamać? Miał ochotę rzucać nią po łóżku, jak... Stop.

Odetchnął głęboko, musząc na chwilę przystanąć. Musiał się wreszcie opanować, bo naprawdę tracił nad sobą panowanie, a fakt, że Debby przestała od niego uciekać wcale mu nie pomagało.

I mimo, że tak myślał i tak doprowadził do późniejszej tragedii.

***

- Ah, te ludzkie kobiety... - mruknął Harry po wysłuchaniu całej historii.

Oboje byli na patrolu, na moment rozdzielając się z zazwyczaj towarzyszącym im Charlesem, najczęściej nazywanym po prostu Carlem. Tak naprawdę jak zwykle nic się nie działo i tylko raz musieli przegonić jakiegoś leopada w okolicy, by nie zagrażał dzieciom i starcom w Osadzie. Ale Carl, jak to osoba z wybranką, potrzebował choć raz zajrzeć do Molly, by najzwyczajniej w świecie nie zwariować. Doug też musiał brać kilka minut przerwy właśnie na ten cel, żeby była jasność.

- Nie powiedziałem ci tego, żebyś sobie pomarudził - odparł Doug, kompletnie niezadowolony z faktu, że jego przyjaciel mruczy coś sobie pod nosem, zamiast mu doradzić. - Co niby mam z nią zrobić?

Nacja: Brzask PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz