When everything's fucking

185 9 4
                                    

Kiedyś musiało się to stać choć zawsze wypierałam ten fakt.  Nie wierzyłam że nastanie choć rozsądek podpowiadał co innego. Po prostu żyłam z dnia na dzień i trzymałam się nadzieii. Wmawiałam sobie że to się nigdy nie stanie, a jednak los bywa przewrotny i to w najmniej spodziewanym momencie. Nic nie cofnę niezależnie od tego jak bardzo bym chciała i się starała.

Otwieram okno w ten prawie jesienny poranek. Mimo że jest 2 września wszechświat usłuchał mojej prośby o deszczowy dzień. Babcia kochała deszczowe poranki, zawsze siadała na tarasie pijąc swoją ulubioną żurawinową herbatę i słuchając piosenek z młodości. Kochała .... Forma przeszła. Boli cholernie nie powiem że nie. Tak wiem każdy kiedyś umrze jednak nie myślałam że ta kobieta zrobi to tak szybko i bez pożegnania.

Czuje delikatny powiew wrześniowego wietrzyku na mojej twarzy. Wiem że babcia była gotowa, często powtarzała że jest już zmęczona i chce znów obudzić się jako mała dziewczynka pełna siły, która nie będzie miała schorowanych kolan. Za to ja nie byłam gotowa na to w żadnym stopniu.

Była dla mnie najważniejsza i jako jedyna w pełni mnie rozumiała. Wiecie jak to jest być cały czas wśród ludzi i być samotnym? Doświadczam tego cały czas oprócz momentów kiedy wracałam ze szkoły i widziałam ją stojąca w progu domu z ciasteczkami.

Była i jest cudowną kobietą. Zapinam lekką, kolorową sukienkę w kwiaty. Obiecałam jej że ubiore się kolorowo i będę się uśmiechała najwięcej ze wszystkich. Prosiła też o kolorowy pogrzeb pełen kwiatów które uwielbiała. Jednak moi rodzice stwierdzili że ładniej będzie wyglądać zwyczajna uroczystość na ustach naszej rodziny.

Bo co by sobie pomyśleli ludzie jakbyśmy zaczęli puszczać ulubione i wesołe piosenki babci kiedy powinniśmy opłakiwać jej śmierć?

Mama  chciała wcisnąć mnie w czarną okrponą sukienkę na co jednak nie wyraziłam jakiejkolwiek zgody. Poprawiłam dół sukienki i przeczesałam wolno spuszczone włosy po czym założyłam na twarz jeden z moich słynnych fałszywych uśmiechów. Ten brzmiał "Będzie dobrze". Otworzyłam drzwi i razem z moim uśmiechem zeszłam po schodach na dół.

Zobaczyłam jak rodzice ubrani cali na czarno z ponurymi minami stoją w grobowej ciszy. Przygryzam delikatnie wargę i zeszłam z ostatniego stopnia. Na kanapie siedział mój starszy brat, klikał coś w telefonie wyraźnie przejęty. Ucieszyłam się widząc że ubrany jest w sweter który kiedyś zrobiła mu babcia na drutach. Wzięłam delikatny wdech i spojrzałam na mamę.

- Jestem gotowa, możemy jechać *mówię przyglądając się kobiecie na co ona z niezadowoleniem pokręciła głową*

- Myślałam że zmądrzejesz i ubierzesz się jak każdy
* Zaciska usta w wąską kreseczkę, zawsze tak robi kiedy jej się coś nie podoba*

William wzdycha cicho, spodziewam się że zrobili mu reprymendę na temat stroju.  Sama zakładam moje znoszone Conversy na stopy, kątem oka zauważam krzywy grymas na twarzy ojczyma. Prostuje się i patrzę mu w oczy chłodno , usuwając też mój fałszywy uśmiech. Nic nie mówi za to odwraca wzrok podnosząc moją młodszą siostrę Amy na ręce i otwiera drzwi wejściowe

- Wychodzimy

Na te słowa Will posłusznie wstaje z kanapy i omija mnie. Jest wysoki i dobrze zbudowany, ładne rysy twarzy odziedziczył ewidentnie po moim ojcu. Wychodzę z domu przymykając oczy przez kropiący deszcz, schodzę po schodkach i łapie chłopaka za rękę na co on delikatnie ścisnął moją dłoń. Pogoda była idealna , deszczowa ale nie było zimno. Wsiadłam do auta marząc o brutalnym wypadku samochodowym jednak nic takiego nie nastąpiło i dojechaliśmy bezpiecznie na miejsce.

Do not lose hope.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz