Otwierając oczy poczułam przeszywający ból przechodzący przez moje ciało. Mimo że nie chciałam martwić się jednak moja głowa wytwarzała za dużo myśli. Sama przeprowadzka w normalnej sytuacji była dla mnie czymś stresującym. Nigdy nie należałam do osób cieszących się z nagłych zmian następujących w moim życiu a wręcz można powiedzieć byłam ich przeciwniczką. Wolałam kiedy wszystko miałam poukładane i w jak najlepszym porządku. Odnosiłam wrażenie że nad wszystkim panuje i mogę wszystko. Kiedy jednak nawet najmniejszy szczegół wydostawał się z mojej kontroli popadałam w lekką panikę. Więc teraz kiedy tak dużo się zmieniło powoli nie daje rady. Czy nowe liceum będzie w porządku? Albo czy nie podpadnę nikomu i czy ktoś nie będzie chciał mnie dobić na każdym kroku? Albo jeśli nie będę dawać rady z nauką. Najgorsze jest to że moja mama musiała planować zmianę miejsca zamieszkania wiele wcześniej a ja nic o tym nie wiedziałam ponieważ niedawno znalazłam w historii wyszukiwania kilka domów opieki dla osób starszych. Automatycznie zaczęłam się wtedy trząść.
Potrząsam lekko głową mając nadzieję że otrząsnę się z nieprzyjemnych myśli. Rozejrzałam się. Mój pokój był pusty, koło mojego łóżka leżało kilka pudel z moimi ubraniami. Nawet meble zostały już wyniesione przez firmę przeprowadzkową. Czułam się nieswojo, jakbym była w więzieniu, na pewno nie czułam się bezpiecznie jak kiedyś. Zeszłam z łóżka , kiedy moje stopy dotknęły zimnej podłogi przeszedł mnie dreszcz. Opatulając się kołdrą podeszłam do lustra. Moje sine oczy i suche usta prezentowały się mizernie na mojej bladej twarzy. Tak bardzo zazdrościłam już od dziecka tym wszystkim opalonym brunetkom o pięknych rysach twarzy. Czemu nie mogę być jedną z nich? Kątem oka zobaczyłam jak Will zagląda do mnie przez uchylone drzwi. Odwróciłam się w jego stronę i uniosłam brew.
- Jak się czujesz? *Zapytał opierając się o framugę drzwi*
Prychnęłam cicho wiedząc że to rutynowe pytanie które zadaje prawie co rano od niedawna.
- W porządku nie planuje na razie skakać z dachu *mówię usmiechając się ironicznie i rozczesując włosy*
- Uspokoiłaś mnie w takim razie *mówi niezadowolony* Jedziemy dzisiaj sprzedać parę rodzinnych przedmiotów jeśli pamiętasz. Chciałem zapytać jak się trzymasz. *Mówi przyglądając mi się*
Słysząc jego słowa zamieram na chwilę. Rodzinne pamiątki to sprawa w której nieźle pokłóciłam się z moją mamą i Mariuszem. Uważają że dobrze mi to zrobi jeśli sprzedamy wszystkie rzeczy babci a ja nie mogę na to pozwolić. W niczym mi to nie pomoże a wręcz wszystko pogorszy.
- Więc nie zmienili decyzji? *Pytam cicho ledwo łapiąc oddech*
- Wczoraj przy kolacji na której stwierdziłaś że nie będziesz oznajmili ostateczną decyzję *powiedział cicho nie spuszczając ze mnie wzroku*
- Jasne *wdycham cicho* Zaraz zejdę na dół *zapewniam i kiedy chłopak wychodzi przymykam oczy*
Cała się trzęsę. Ale wiem że muszę tam pojechać żeby ocalić chociaż parę przedmiotów takich jak jej perły i filiżanka. Naciągnęłam na siebie bluzę i dresy po czym zbiegłam po schodach do salonu.
- Jadę z wami *oznajmiam ostrym tonem ubierając tenisówki*
- Mówiłaś co innego, coś się zmieniło od tego czasu? Zdążyłaś tak szybko zmądrzeć?.*zapytał Mariusz kpiąco*
Zignorowałam jego słowa i ruszyłam do auta.
~~~~~~~~~
Zatrzymaliśmy się przed budynkiem. Weszłam niepewnie i od razu uderzył mnie starodawny zapach. Lokal był bardzo przyjemny ale okoliczności w jakich tu przyjechaliśmy nie pozwalały mi na jakiekolwiek miłe myśli o tym miejscu.
CZYTASZ
Do not lose hope.
Ficção AdolescenteByliśmy tylko dziećmi ze złamanymi duszami bez marzeń, gwiazdy miały dla nas jedno zadanie któremu nie byliśmy w stanie podołać. Tracąc czas na myśli traciliśmy siebie w oceanie pełnym naszych łez. TW samookaleczanie, zaburzenia odżywiania, problem...