Way to hell

81 5 10
                                        

Widziałam go przez szparę w drzwiach, serce biło mi cholernie szybko z przerażenia. Adrenalina dudniła mi w żyłach.

- Gdzie się schowałaś? *Jego głos był cierpki i przerażający co wprawiło mnie w nieprzyjemne dreszcze*

Skuliłam się modląc by mnie nie znalazł .

Następnego dnia obudził mnie dźwięk budzika, lekko otwierając oczy wyłączyłam go. 6:30, wstawanie o tej godzinie powinno zostać zakazane. Zwlekłam się z łóżka, po ubraniu moich ukochanych kapci na moje stopy poczłapałam do łazienki.

Rozpuściwszy moje długie włosy z warkocza moje rude pasma opadły mi na ramiona. Nienawidziłam tego koloru. Przeczesałam je lekko palcami , mogłabym je przefarbować zanim się stąd przeprowadzimy. Nie chcę zyskać w nowej szkole przezwiska "RUDA".

Spojrzałam na moje opuchnięte oczy wyglądałam jak żywy trup. Co  było wyczynem patrząc jak wyglądam na codzień. Przemyłam twarz wodą i umyłam zęby miętową pastą.

Nałożyłam na rzęsy tusz, lekko je podkręcając, po czym na nos ulubiony złoty rozświetlacz. Na usta za to ciemnobordową pomadkę. Dzięki tym 3 produktom wyglądałam o niebo lepiej niż 5 minut temu.

Ubrałam na siebie ciemną bluzę brata i szerokie jeansy, kilka pierścionków i mały srebrny naszyjnik który zawsze znajdował się na mojej szyji. Dostałam go kilka lat temu od mojej przyjaciółki. Niestety nie ma jej już z nami.

Chwyciłam torbę z zeszytami i zbiegłam na dół gdzie o dziwo panowała cisza, mama pewnie wyszła już do pracy. Spakowałam butelkę wody i przypadkowego batonika, którego pewnie i tak nie zjem.  Zaczęłam walkę z moimi conversami które wyglądały już jakby przeżyły 2 wojnę światową ale i tak je uwielbiałam. Kiedy wygrałam to starcie koło drzwi pojawił się zaspany Will. Wyglądał jakby ledwo żył. Gdybym nie znała go tak dobrze przestraszyłabym się go. Jednak ma on dar że gdy wychodzi z łazienki wygląda już jak drugi Leonardo DiCaprio. Czasami zastanawiam się czy naprawdę mamy tych samych ojców. On ma ciemne brązowe oczy i czarne wręcz włosy za to ja rude włosy i jasne niebieskie oczy. Wiem za to jedno. Stał w lepszej kolejce niż ja.

- Dziś poniedziałek ? *usłyszałam zachrypięty i zaspany głos chłopaka*

- Nie, niedziela i właśnie idę do kościoła *powiedziałam uśmiechając się pobłażliwie*

- I po co ta złośliwość księżniczko? *zawołał gdy oparł się o framugę drzwi ziewając*

Nie lubiłam jego przezwisk, a on doskonale o tym wiedział.

- Nie denerwuj mnie grzecznie radzę. *zagroziłam mu palcem i uśmiechnęłam się chwytając torbę* Wrócę wieczorem, zajdę jeszcze do pani Stacy pomóc w cukierni.

Pani Stacy była cudowną kobietą. Przyjaciółką babci, często chodziłam do niej pomagać w pieczeniu ciast lub obsługiwaniu klientów. Pomagało mi to walczyć z moimi ciągłymi myślami, bo mogłam skupić się na czymś innym. Bardzo żałuję że po wyprowadzce już jej nie zobaczę.

- Jasne, jeśli będziesz chciała mogę cię odebrać *powiedział chłopak na co ja kiwnęłam głową i wyszłam z domu*

Od razu poczułam ostre powietrze jakie panowało na dworze mimo tego że dopiero zaczynał się wrzesień.
Ruszyłam wolnym krokiem w stronę szkoły. Do uszu włożyłam słuchawki i włączyłam pierwszą piosenkę z  playlisty. Szłam wolnym krokiem, nucąc słowa piosenki. Totalnie zgubiłam rachubę czasu i kiedy chciałam przełączyć piosenkę mój wzrok padł na godzinę. 7:31. Moje nogi aż same automatycznie przyspieszyły kroku.

Do not lose hope.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz