Japan.

39 4 24
                                    

Wstałam z łóżka lekko się ociągając. Nie miałam ochoty na nic. Dobijał mnie fakt że muszę zostać na zajęciach dodatkowych z geografi. Mogłam przecież te 2 godziny spędzić na czymś przyjemnym. Drzwi od mojego pokoju delikatnie się uchyliły i zobaczyłam w nich twarz Amy.

- Ej bo...mogłabyś zapleść mi warkocze? Mama robi śniadanie...
*Zaczęła patrząc na mnie delikatnie*

- Jasne że tak chodź tu.

Dziewczynka wskoczyła na łóżko a ja sięgnęłam po szczotkę i gumki. Wzięłam jej włosy w dłonie i zaplotłam długiego warkocza.

- Jak się czujesz? *Zapytałam*

- Jest dobrze, trochę słabo ale jest dobrze. Mama obiecała że dziś po wizycie u lekarza pójdziemy kupić mi tą lalkę o której marzyłam. *Uśmiechnęła się*

- Cieszę się jak ja nazwiesz?

Nie była warta tego świata. Ten świat nie zasługiwał na nią. Dlaczego akurat ją sięgnęła ta choroba? Czym zawiniła? Zapięłam gumkę na końcu warkocza.

- Hope. Chce żeby nazywała się tak jak ty. *Odwróciła się do mnie i przytuliła mnie*

- Dziękuję słonko.

- Mam pytanie...mogę? *Spojrzała na mnie poważnie. Za poważnie jak na dziecko*

- Wal śmiało.

- Tylko powiedz prawdę. Czy ja umrę? *Zapytała smutnym głosem*

Zamarłam. Nie była głupia, potrafiła dużo wyciągać z rozmów dorosłych nawet jeśli nie rozumiała słów. Ale nigdy nie powinna wynieść z nich że jest śmiertelnie chora i może umrzeć. Popatrzyłam na nią z czułością. Nigdy nie zostałam przeszkolona co odpowiedzieć siostrze umierającej na raka kiedy zapyta czy umrze. Przecież odbędzie operacje przeszczepu szpiku i przeżyje prawda? Przełknęłam ślinę.

- Skąd takie pytanie Amy?

- Słyszałam jak rozmawialiście. I co krzyczałaś. Ja nie chcę żebyś oddawała za mnie życie. Chce żebyś była szczęśliwa. *Rzekła cichutko*

Popatrzyłam na nią ze zbierającymi się w moich oczach łzami. Była za dojrzała na swój wiek. Objęłam ją mocno przyciągając do siebie.

- Kocham cię tak bardzo.. pójdziemy dziś na plac zabaw dobrze? Razem. *Przytulałam ja do siebie*

- Takkk! *Zawołała*

Kiedy wyszła z mojego pokoju pozwoliłam sobie na płacz. Po mojej twarzy pociekły łzy. Tak bardzo nie chciałam by coś jej się stało. Chciałam zaprowadzić ją na jej pierwszy dzień w szkole. Pomagać w nauce tabliczki mnożenia. Słuchać o jej pierwszej miłości i smutkach. Kryć kiedy będzie chciała wyjść na imprezę. A potem bawić jej dzieci kiedy będzie potrzebować odpoczynku. Wstałam i chwiejnym krokiem skierowałam się w stronę szafy. Nie miałam siły na makijaż. Ubrałam czarną bluzę Willa i czarne dresy. Rozczesałam włosy i zeszłam po schodach. Nie miałam humoru. Kiedy Will spojrzał na mnie uśmiechnęłam się cierpko.

- Spałaś?

- Tak, udało mi się zasnąć. *Zaczęłam zakładać buty*

- Bardzo się cieszę ale wyglądasz jakbyś przeżyła co najmniej 5 rozwodów. *Spojrzał na mnie*

- Nie zamierzam przeżyć ani jednego. A już bez nich wyglądam jak wyglądam. Nie będę ryzykować. *Wyprostowałam się spoglądając na chłopaka*

Oczywiście on wyglądał idealnie jak zawsze. Włosy ułożone, spodnie leżące na nim jakby był do nich stworzony. Do cholery czemu to nie mogłam być ja?

Do not lose hope.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz