Book

34 5 37
                                    

Kiedy weszłam do domu poczułam zapach zupy pomidorowej. Spojrzałam na mamę gotującą posiłek z zaciętym wyrazem twarzy.

Czy chciałam z nią rozmawiać?
Nie.

Czy jeśli tego nie zrobię będzie mnie męczyć poczucie winy?
Tak.

Czułam się nieswojo zdejmując buty i kładąc torbę na ziemi. Rozmowa z nią nie była dla mnie niczym przyjemnym. Nadal w głowie miałam wszystkie sytuacje w których zawiniła. Jak płakałam po nocach z bólu fizycznego i psychicznego. Westchnęłam cicho. Ale nie mogłam jej zarzucić że źle mnie wychowywała. To że nie umie znaleźć odpowiedniego partnera nie znaczy że jest złą osobą.

Wszczyscy jej faceci pokazali mi ile warta jest miłość. Jak kruche i nieprawdziwe jest to uczucie. Jak łatwo niektórym przychodzą słowa "Kocham cię" i że najczęściej są one kłamstwem. Miłość jest gówno warta. Obiecałam sobie za dziecka że nie chce się zakochać. Nigdy nie zbliżę się do nikogo kto może być potencjalnym kandydatem na partnera. Nie chcę cierpieć ani płakać przez jakiegoś chłopaka.

Spojrzałam na kobietę. Ona wycierpiała tyle przez ten chybiony gatunek. Podeszłam do niej i oparłam się o ścianę i posłałam znaczące spojrzenie Willowi.

- Mariusz mam pytanie. Zepsuła mi się deska. Pomożesz mi? *Chłopak spojrzał na mężczyznę*

- Mówisz o swojej dziewczynie czy siostrze? *Mężczyzna zaśmiał się cicho*

Prychłam tylko cicho krzyżując ramiona na piersi.

- Zabawne ale akurat mówię o innej desce. *Powiedział ostro chłopak zaciskając pięści*

Kiedy wyszli z ulgą odetchnęłam.

- Jak było w szkole? *Zapytała Linda mieszając zupę*

- Myślę że w porządku *powiedziałam cicho a w mojej głowie pojawiła się sytuacja z miłymi kolegami w klasie*

- Cieszę się że odnalazłaś się tam. Nie potrzebuję więcej problemów. *Wzdychneła*

- Coś się stało? *Usieszyłam się że mogę ładnie wejść w temat*

Kobieta spojrzała na mnie. W jej oczach widać było ból. Tląca się pustka krążyła w jej spojrzeniu. Rudowłose oczy opadały niezdarnie na jej ramiona. Wyglądała mizernie i gasła w oczach. Zupełnie jak babcia w ostatnich dniach swojej choroby.

- Wiem że wiesz. Zdajesz sobie sprawę że coś się dzieje. Powiemy wam dzisiaj. *rzekła cicho*

- Dlaczego nie teraz? *Zmartwiłam się lekko*

Poczułam ucisk w klatce piersiowej.

- Bo Will poszedł z wujkiem. *Rzekła*

No tak z wujkiem. Wie że nigdy nie nazwę go ojcem. Statusu wujka też nigdy nie dostanie.

- W takim razie poczekam. Idę się ogarnąć.

Pobiegłam na górę do swojego pokoju. Nie wyglądał ciekawie ale nie mogłam narzekać. Cała chodziłam. Kręciłam kółka w moim pokoju z nerwów. Stres ogarniał moje ciało. Każdy jego milimetr wypełniał mój organizm. Co takiego się stało? Coś poważnego? Kurwa. Nie dam rady. Nagle do pokoju weszła Amy. Była

Do not lose hope.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz