Rozdział 2- Ciężka szkoła cz.2

461 50 10
                                    

2

Coś stuknęło i wyrwało ją z głębokiego odprężenia. Momentalnie ścisnęła wszystkie mięśnie i usiadła na łóżku z lekkim przerażeniem.

- Już wieczór - odparł Santino wyraźnie niezdziwiony jej nagłym przebudzeniem.

– Wieczór - powtórzyła w myślach zdziwiona. Jak to możliwe, że minęło tak dużo czasu, skoro miała wrażenie, że minęła może godzina. Przetarła oczy z przyzwyczajenia, ale nie musiała tego robić, bo czuła się bardzo świeżo i w pełni sił. Nigdy w życiu chyba aż tak dobrze nie spała.

- Szybko minęło – powiedziała zdziwiona i dostrzegła, że tuż za nim wszedł do pokoju ktoś jeszcze. Nie poznała go dotychczas, była tego pewna. Miał bardzo specyficzną urodę, niebiesko farbowane włosy ułożone na żel w dość chaotycznym wydźwięku, oczy o tym samym kolorze i ostre rysy twarzy mocno podkreślające jego wąskie usta i niewielki nos. Kobieta dostrzegła przyglądając się jego porom, że prawdopodobnie ma na sobie trochę makijażu, bo jego skóra była nienaturalnie matowa. Mężczyzna wyglądał na kogoś, kto lubi zwracać na siebie uwagę, bo miał jasnoróżową koszulę i białe rurki wiszące na niebieskich szelkach. W prawej ręce trzymał białą teczkę, z której wystawały jakieś papiery. Cały strój doskonale przylegał do jego szczupłego i lekko umięśnionego ciała. Pierwsze o czym dziewczyna pomyślała widząc go, to to że prawdopodobnie nie jest heteroseksualny.

- Celest, to Maxwell – powiedział przedstawiając jej ekstrawaganckiego mężczyznę, który na oko wyglądał jak trzydziestolatek. Wcale jednak nie zdziwiłaby się, gdyby okazało się, że mógłby być jej pradziadkiem.

- Witaj, Celest - przywitał się z nią, kładąc na swojej piersi dłoń i lekko się kłaniając, czym wielce zdziwił samego Santino. Ten nieco się skrzywił, tak jakby nie przepadał za jego osobą. – Jestem nadwornym stylistą. Pomagam wampirom w zakupie oraz tworzeniu odpowiednich dla ich sylwetki ubrań – oznajmił trochę jak robot o niezwykle wysokiej samoocenie. Duma i pewność swoich umiejętności aż biła od niego z daleka.

- Cóż, zostawię was. Gdy skończycie, zaprowadź ją do mnie – rozkazał beznamiętnie Santino, a Max skinął głową niechętnie. Gdy tylko jej opiekun wyszedł, mężczyzna odetchnął z ulgą i poczuł się, jakby ktoś zdjął z niego kajdany. Rzucił na łóżko kobiety swoją torbę i wyjął z niej miarę krawiecką.

- Musimy cię zmienić – zasugerował, patrząc na kobietę, która nadal była trochę oszołomiona jego niezwykłą osobowością. – No już, już, nie mam całego dnia – dodał ostro, czym wytrącił ją z równowagi. Zmarszczyła brwi, ale nie chcąc robić mu kłopotów, po prostu wstała. Nie wiedziała, czy może pozwolić sobie na to, by być dla niego niemiłą. Domyślała się, że prawdopodobnie nie powinna tworzyć sobie wrogów, mimo że mężczyzna zdawał jej się być bardzo dziwny.

Gdy mierzył jej ciało, szybko przerzucał miarę z jednego obwodu na drugi, mrucząc pod nosem jakieś liczby i czasami dziwnie je komentując. - siedemdziesiąt osiem, mój boże. – odparł, dość głośno mierząc talię, po czym pospiesznie wyrzucił miarę na jej łóżko i chwycił z torby szary, brokatowy notes. Zapisał wszystkie liczby, które zapamiętał i spojrzał na nią ze wzrokiem pełnym litości. Przyłożył długopis do ust i w zamyśleniu zaczął podgryzać jego końcówkę.

- Czerwony, czarny, musztardowy...- zaczął skrobać na papierze kolejne wyrazy nie spuszczając z niej wzroku. – Biały, niebieski, ale nie miętowy, pomarańczowy, różowy, może żółty... - zamyślił się przez moment i szybko skreślił jakąś linijkę tekstu, którą zapisał. – Różowy jednak nie, bo Najstarszy nie znosi tego koloru... - mruknął pod nosem.

- Ale ja lubię różowy – powiedziała uśmiechnięta, chcąc jakoś przerwać ten proces oceniania jej i wymyślania stroju, na który ona nie ma wpływu. Podniósł wzrok znad kartki, ale nic nie odpowiedział. Schował zeszyt z powrotem do torby i wyjął z niej zszyte skrawki różnorakich materiałów, które miały być zapewne próbkami tego, co ma do zaoferowania. Wpatrywał się w nie przez chwile, po czym odłożył je. Usiadł na jej łóżku i zaczął przyglądać się jej sylwetce i coś bardzo głęboko analizując. Wyglądał jakby czymś bardzo poważnie się zmartwił.

Szkarłatne odbicieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz