Rozdział 4- Szacunek cz.3

316 38 0
                                    


5

Droga którą przemierzali nie była zbyt długa, i prowadziła w samo centrum niewielkiego miasteczka. W zasadzie cała okolica pokryta była wyrastającymi zewsząd drewnianymi domkami, gdzie każdy z nich miał inny kolor, co było typowe dla skandynawskiej architektury. Nie było między nimi żadnych płotów ani ogrodzeń, więc granica terenu mieszkalnego była bardzo elastyczna. Iglaste drzewa i szron oblepiający ciemno zieloną trawę sprawiały, że wszystko wyglądało dość niecodziennie. Celest wydawało się, że nie mogła zbyt często bywać na północy Europy, bo zimy które pamiętała były szare i ponure, ale na pewno nie lodowate i śnieżne. Wydawało jej się że całe życie spędziła w letnich kurortach i na wiosennych spacerach, w trakcie których długimi godzinami zażywała kąpieli słonecznych.

-Inaczej zapamiętałam ludzkie miasta – odparła, wyrzucając swojego towarzysza z nostalgicznego zamyślenia. Gdy tylko minęli całodobową stacje benzynową, domy zaczęły robić się coraz wyższe a niekiedy zastępowały je budynki usługowe takie jak sklepy, kosmetyczka czy biblioteka miejska. W nocy wszystko wyglądało, jakby było martwe, ale kobieta była pewna że nawet w dzień nie kręci się tamtędy wielu ludzi.

-To idealne miejsce dla wampirów – skomentowała, wiedząc że w takim miejscu ciężko dostrzec coś niezwykłego i paranormalnego, gdyż większość ludzi wieczorami zamykała się w swoich ciepłych domostwach.

-Ciszej – upomniał ją, wiedząc że w każdym momencie skądś może wyjść człowiek. Ale ona wiedziała że nikt nawet się do nich nie zbliża, bo była pewna że z daleka wyczułaby słodki zapach ludzkiej krwi. Tymczasem ulice były puste i ciche.

Szli jeszcze chwilkę i wkrótce dotarli do centrum miasta, które również różniło się znacznie od miejsc pamiętanych przez Celest. Była to tak naprawdę kilka alejek na których znajdowały się sklepy, bary i restauracje, ale przejście wszystkiego spokojnym krokiem zajęłoby maksymalnie piętnaście minut. Ulice usługowe otaczały niewielki skwer, który w dzień musiał być miejscem spotkań miłośników psów i dzieci. Wkrótce Paulo przystanął przy drzwiach niewielkiego przeszklonego budynku, w którego środku znajdował się bar, dwa stoły bilardowe oraz niewielka scena. Z okien klubu dało się dostrzec zielony park, przykryty szarym szronem. W środku siedziało trzech mężczyzn w średnim wieku oraz dwie kobiety – będące zapewne przyjaciółkami. Paulo nacisnął na plastikową klamkę, ale Celest zatrzymała go.

-Czekaj. Jesteś pewien? – zapytała przerażona, dostrzegając że za ladą pojawił się przystojny młody barman którego umięśnione ramiona przykryte były tatuażami.

-Spróbujmy – zasugerował, choć niepewność kobiety wzbudzała także jego nieufność. Otworzył lekko drzwi jakby chciał upewnić się, że dziewczyna choć w najmniejszym stopniu nad sobą panuje. Z pomieszczenia wyleciało ciepło, które wraz z zapachem piwa i wódki przyniosło także zapach świeżej krwi.

-Boże... - pomyślała, i zamknęła oczy. Z całej siły spięła każdy mięsień swojego ciała by nie ruszyć się z miejsca. Czuła że każda sekunda roztargnienia, może kosztować kogoś życie. – Ten pyszny zapach... - mruknęła, ale czym prędzej odgoniła te myśli.

-Staraj się na tym nie skupiać –Paulo bardzo chciał pomóc dziewczynie, ale wiedział że ta walka należy przede wszystkim do niej samej. Nie chciał otwierać drzwi szerzej, dopóki wampirzyca się nie uspokoi. Ale ponaglający wzrok barmana nieco go niecierpliwił. Nikt nie lubił zimnego powietrza wdzierającego się do rozgrzanego lokalu.

-To czego się napijesz? – zapytał chcąc w jakiś sposób zmienić perspektywę kobiety. Otworzył drzwi szerzej i wszedł do środka. Ona westchnęła głośno i wkroczyła tuż za nim. W barze było dużo cieplej, a niewielka przestrzeń sprawiała że zapach krwi był bardzo intensywny. Kobieta miała wrażenie że prócz głośnej muzyki popowej słyszy także bicia ich serc. Każdego z osobna.

Szkarłatne odbicieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz