Rozdział 9- Na ratunek cz. 2

145 23 5
                                    

Coś szarpnęło ją w bok, poczuła jak Leonardo ją puszcza a ona spada w nieskończoną ciemność. Wszystko wokół po sekundzie znowu nabrało przestrzeni. Upadła na coś twardego, co boleśnie zakuło ją w rozwalone trzewia. Przeturlała się w bok i znowu z czegoś spadła, jak z jakiegoś ogromnego podestu. Ścisnęła całe ciało w bólu chcąc opanować krzyk, który się z niej wyrywał.

Otwarła oczy i pierwsze co zobaczyła to czarne niebo pokryte licznymi gwiazdami. Spojrzała w obie strony, dostrzegając że znajduje się w zupełnie innym miejscu niż jeszcze sekundę temu. Była pewna że jej przyjaciele muszą gdzieś tam być, ale nigdzie ich nie widziała. Z lewej strony dostrzegła tylko ścianę kontenera na który musiała spaść i z którego się sturlała. Po prawej był kolejny kontener, widziała jego drzwi które były otwarte bo na ziemi leżała kłódka. Usłyszała za sobą szum wody a z daleka jakieś rozmowy o ściśle nieokreślonej tematyce.

- Kto tam?!- znała ten kobiecy głos. Ale to nie była ani Marcy, ani Lauren. Miała dziwny akcent, i trochę obskurny ton jakby pochodziła z niskich sfer. Kobieta położyła swoje ręce na brzuchu i dostrzegła że krew przestała się sączyć, a w miejscu otwartej rany pojawiła się błona która miała stanowić zalążek zranionego mięśnia. Jej zdolności regeneracyjne zawsze ją zachwycały.

Nie wiedziała gdzie jest, ani kim jest kobieta która zaciekawiła się dźwiękiem który wydała spadając z kontenera. Musiała się schować, dlatego spięła wszystkie mięśnie barków i próbowała chociaż usiąść. Ból z brzucha nadal był ogromny, więc jęknęła pod nosem ściskając się w tym miejscu.

- To ty! –wrzasnął ktoś ze sporym zdenerwowaniem. Usłyszała zbliżające się do niej kroki. Spojrzała dalej i dostrzegła Margaret Iris która szła do niej spinając w nerwach całe ciało. Wyglądała jakby chciała ją zabić. Wspaniale, chyba nie mogła trafić gorzej. To się nazywa spod deszczu pod rynnę. Podniosła rękę, a doświadczona Celest już wiedziała co to znaczy. Szybko przeturlała się w bok mijając tym samym energetyczną kulę którą chciała nią poturbować. Wstała na równe nogi korzystając z kolejnego wybuchu adrenaliny w jej ciele.

Margaret szykowała się do kolejnego wyładowania, ale Celest ją zaskoczyła i wskoczyła na kontener. Zaczęła skakać po nich i omijać kolejne kule energii które w nią wymierzała. Była naprawdę słabym strzelcem, co dawało wampirzycy sporą przewagę. W końcu wskoczyła na kontener znajdujący się tuż przy Margaret, i kolejnym niemal tym samym ruchem zeskoczyła z niego wskakując na wiedźmę. Przyłożyła swoje przedramię do jej gardła a drugą ręką przycisnęła ją, zamykając w ten sposób jej drogi oddechowe. Wiedźma zakrztusiła się a wampirzyca dostrzegła jej pulsującą tętnice. Wiedziała że musi coś zjeść, i nie wiele się nad tym zastanawiając wgryzła się w jej szyje wciąż dusząc czarodziejkę. Ta próbowała wydać z siebie krzyk, ale ścisk Celest jej to uniemożliwił. Poczuła przekochany smak żelaza w ustach, który z wielką intensywnością wpływał do jej gardła. Połykała go szybko nie wiele myśląc o konsekwencjach, bo wiedziała że liczy się każda sekunda. Usłyszała jakieś krzyki nadbiegające z daleka. Na chwile przerwała swój posiłek, i dostrzegła jak biegnie w jej stronę kilka osób. Była pewna że to nie wróży nic dobrego. Odrzuciła wiedźmę jakby była tylko przedmiotem, huknęła mocno o blaszaną ścianę kontenera. Coś oślepiło ją z boku, wywołując stan podobny do migreny. Zgięła się i schowała oczy przed światłem. Wiedziała że musi uciekać bo nie da rady pokonać ich wszystkich. Nie zdążyła policzyć, ale mogło być ich nawet dziesięciu. Coś trzasnęło ją z boku i spowodowało że się przewróciła. Poczuła jak jakąś lina zaczyna ściskać jej tchawicę. Otwarła oczy i dostrzegła inną kobietę, ciemnoskórą z czarnymi warkoczykami i ciekawą urodą. Trzymała w rękach świetlistą linę, która zapewne była wytworem jakiegoś zaklęcia, a samą Celest uporczywie paliła w przełyku.

Szkarłatne odbicieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz