Rozdział 6- Retrospekcja cz. 2

251 26 4
                                    

3

Wyjście z Wielkiej Sali kierowało przez werandę na wielki dziedziniec. Bardzo podobny znajdował się z przodu budynku. Na końcu dziedzińca była brama, za którą czekał dość długi korytarz prowadzący dalej do kwater mieszkalnych niektórych z urzędników. Wyjście na końcu korytarza otwierało się na przepiękny ogród, jeszcze bardziej okazały niż ten przed głównym wejściem. Był tam ogromny labirynt francuski otoczony przez liczne zarośla i różnokolorowe tulipany. Wszystko było dokładnie doglądane przez ogrodników, którzy zajmowali się roślinami dzień i w noc.

Celest chwilę pochodziła po ogrodzie szukając protekcjusza. Niestety nie było go, wiec domyśliła się że zapewne czeka na nią w labiryncie. Zmartwiło ją to, bo to oznaczało, że nikt jej nie usłyszy, gdyby potrzebowała pomocy. Był on bowiem okazałej wielkości. Szybko jednak przypomniała sobie że jest wampirem, więc zawsze może stamtąd uciec. A przecież Valentin nie jest chyba na tyle głupi, by robić jej krzywdę, wiedząc jak źle mógłby to znieść Eligiusz. To nie zmieniało faktu że każdy korytarz który przechodziła, był dla niej katorgą. Nie była pewna, czy nagle z zakrętu ktoś jej nie zabije. Wszystko wokół jednak było ciche, i bardzo spokojne. Ciemność która ją otaczała była intensywnie granatowo czarna, dobrze widzialna dzięki jej dokładnemu nocnemu wzrokowi.

Usłyszała jak coś zabiło. Sądziła, że to dzwon, albo zatrzaskiwane pudełko. Ale po chwili zauważyła, że ten dźwięk jest niezwykle rytmiczny i charakterystyczny. To było serce. Więc w labiryncie był człowiek.

Szybko dotarła do źródła dźwięku. To nie było trudne, bo bardzo intensywnie dudnił jej w uszach. Zapach który ciągnął się z środka labiryntu także był bardzo intensywny. Na miejscu zauważyła Valentina, w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Źródło labiryntu było okrągłe, i prowadziło od siebie dwa inne korytarze prócz tego którym przyszła, dzięki czemu Celest zauważyła ze można się z niego wydostać różnymi drogami. Mężczyzna patrzył się na niego bez żadnego ruchu ani słowa. Był zahipnotyzowany. Celest zrobiła krok w tył. Valentin momentalnie dzięki swej wampirzej prędkości stanął za nią.

-Kochana, przygotowałem kolacje – odparł zachęcająco, z sarkastycznym uśmiechem. Wskazał na mężczyznę, który był raczej nie wysoki, i miał nadwagę. Mógł mieć około trzydzieści lat. Nosił okulary, i wyglądał jak typowy mężczyzna z sąsiedztwa. Dostrzegła na jego palcu obrączkę i jakiś tani zegarek z marketu.

-Nie chce – nie zgodziła się. On przycisnął swoją dłoń do jej pleców, w ten sposób blokując jej wycofanie.

-No dalej. Wiem że chcesz – odparł pewnie. Ona poczuła jak każdy mięsień jej ciała, boleśnie się spina. Całą siłą woli musiała być tu i teraz, i przytrzymywać swoje ciało przed atakiem. To było niewyobrażalnie trudne. Wszystko w jej ciele mówiło jej, by go zabiła.

Spojrzał się na mężczyznę, i jednym ruchem ręki przywołał go do siebie. Chłopak bezmyślnie podszedł bliżej, na tyle blisko że jego woń stała się bardzo intensywna. Coś wyrywało się z Celest, i wyglądało to jak bolesne konwulsje prosto z jej środka. Zamknęła oczy by opanować tą myśl. Ten tragiczny pociąg do krwi.

-Nie musisz wypić całego – zasugerował. Tak to brzmiało kusząco. Gdyby jej się udało, może nawet nie miałaby wyrzutów sumienia. W końcu ten mężczyzna, i tak niczego by nie pamiętał.

Popchnął ją lekko palcami i odsunął się od niej, jakby chciał jej dać przestrzeń dla siebie. Wiedział że niektóre wampiry wolą spożywać posiłki, w samotności. Otwarła oczy. Temu mężczyźnie było wszystko jedno. Stał się tylko workiem, wypełnionym krwią.

Poczuła jak coś zabolało ją w szczęce. To były wysuwające się kły. Zrozumiała, że już tego nie opanuje. Jedyne co mogła zrobić, to postarać się go nie zabić. Chwyciła go za kark i przyciągnęła do siebie. Wgryzła się w pulsującą tętnice, która tak głośno ją wołała. Pierwszy łyk, był rozpływającą się po całym ciele przyjemnością. Kolejne, były tylko przedłużeniem tego stanu. Poczuła jak robi się jej ciepło, chłopak nawet nie drgnął, ani nie krzyknął. Był kompletnie otumaniony. To jej pomogło, bo dzięki temu jego serce biło wolno, a on wykrwawiał się dłużej. Miała więcej czasu, by się opanować.

Szkarłatne odbicieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz