Rozdział 3- Przyjęcie cz.2

348 42 13
                                    

3

Około godziny dwudziestej na korytarzach rozbrzmiewał się już huk związany z próbą muzyczną, bo na przyjęciu prócz jedzenia, picia miała być rzecz jasna jakaś kapela. Celest zastanawiała się co za muzyka może grać na takich wampirzych przyjęciach, ale była niemalże pewna, że będzie to jakaś klasyka.

-Eh, już lepiej wyglądać nie będziesz – stwierdził udając zniesmaczenie Maxwell. Kobieta chciała coś mu odpowiedzieć, ale do pokoju wszedł Santino, który przetarł oczy ze zdumienia widząc wampirzyce. Sam jednak ubrany był dość standardowo jak na siebie- był to jeden z wielu garniturów które wisiały w jego szafie. Nie odznaczał się nawet innym kolorem niż zazwyczaj, bo szare marynarki nosił tak samo często jak granatowe.

-Wyglądasz... - zaczął niepewnie, i ugryzł się w język. Nie powinien chyba zbyt mocno ją chwalić, skoro tuż za jego plecami stała Lauren. Celest nie widziała ją od czasu ich pierwszego spotkania. Tego dnia także miała bardzo długą, tym razem czarną suknie ze sporym dekoltem. –Ładnie- odparł neutralnie gdy poczuł na swoim ramieniu dłoń jego ukochanej.

Lauren uśmiechnęła się niepewnie co zapewne też miało być swoistego rodzaju komplementem. Kobieta poczuła ogromny wstyd, gdy przypomniała sobie o tym, jaka była dla niej nie miła na początku ich znajomości. Może nie powiedziała nic złego na głos, ale przeklinała na nią w myślach. Kobieta patrzyła na nią z taką wyższością, jakby chciała jej powiedzieć że o wszystkim pamięta.

-Nie martw się. – powiedziała Lauren. – Przyzwyczaiłam się do tego typu komentarzy które krążą po myślach innych osób – uspokoiła ją, czym wzbudziła jeszcze większy wstyd kobiety. No tak. Teraz też czytała jej w myślach. Ten fakt bardzo ją krępował, bo bała się tego jak wiele może się o niej dowiedzieć.

-Wyjdź z mojej głowy!- rozkazała jej, czym najwyraźniej rozbawiła całe towarzystwo. Zaczęła wsłuchiwać się w jej serce, które biło głośno tak jak u innych ludzi. Czuła zapach jej krwi, ale nie zdawał jej się być atrakcyjny. Zastanawiała się dlaczego nie wpada w szał gdy ją widzi. Miała wrażenie jakby była tylko manekinem wypełnionym sztuczną krwią.

-Santino, jak to możliwe że nie chce ugryźć twojej ukochanej. – zapytała, a on wyglądał na wyraźnie zmieszanego.

-Cóż, chroni ją zaklęcie... gdyby było inaczej, już dawno ktoś zapragnąłby ją zabić – wytłumaczył jej, a czarodziejka podniosła głowę wysoko jakby chciała pochwalić się swoimi umiejętnościami. Magia była dla Celest nadal czymś niezrozumiałym, o czym nie miała bladego pojęcia. Z tego powodu poczuła chęć lepszego poznania kobiety, jednak nie była pewna czy ona chciałaby tego samego. Źle zaczęły swoją relacje, był to niezaprzeczalny fakt.

-Cóż, przyszliśmy bo Eligiusz poprosił mnie... to znaczy Wielki Pan chciał bym cię zaprowadził do niego – poprawił się gdy zauważył że w pokoju znajduje się Maxwell, który zapewne nie przywykł do nazywania Najstarszego po imieniu. Faktycznie lekko uniósł brew gdy usłyszał jego imię. Było ono co prawda wszystkim znane, ale nie pozwalano tak zwracać się do niego. Był przecież porównywalny do wampirzego Boga, a z Bogiem nie można się pouchwalać.

Celest zgodziła się i bez słowa ruszyła do drzwi. Na początku zmartwiła się że Eligiuszowi nie spodoba się jej ubranie. Ale po chwili stwierdziła, że być może przesadza, w końcu Maxwell miał w tendencji być przewrażliwiony. Po wyjściu z pokoju spotkała Paulo, który uśmiechnął się szeroko widząc kobietę. Cóż, mu najwyraźniej bardzo się podobała.

Przy drzwiach do pokoju Eligiusza stał już On. Strażnicy stali ukłonieni i patrząc się w swoje stopy, wyczekiwali aż będą mogli podnieść się z pokłonu. Musieli być nieszczególnie kimś ważnym, skoro nie mogli patrzeć się na Najstarszego.

Szkarłatne odbicieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz