Rozdział 11- W imię stwórcy cz. 4

204 20 7
                                    

Oto nadszedł czas, by sięgnąć po coś na co bohaterka czekała od początku powieści. Czy domyślacie się, o czym mówię? Czytajcie dalej, bo ten rozdział jest naprawdę ekscytujący! Zachęcam do gwiazdkowania i zaobserwowania mnie, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście :D

9

Po dwóch minutach ich głosy ucichły. Celest usłyszała tylko jakiś szelest, a po chwili zza ściany przebiło się także głośne westchnięcie Margaret. Odsunęła półkę i otwarła drzwi za którymi stała wampirzyca. Wyglądała na bardzo zmarnowaną, ale ulżyło jej znacznie gdy wszyscy trzej odeszli.

- Ale żeś narobiła – spojrzała na nią z politowaniem. – Dziwie się, że Caleb cię nie wydał – dodała po chwili nie rozumiejąc, co on w niej w zasadzie widzi. Celest skrzywiła się widząc jej wyraźną zazdrość. Obie za sobą nie przepadały, choć obie z powodu ich dużej dumy nie chciały tego powiedzieć.

- Po prostu przenieś mnie na dwór. Nie chce więcej o tym myśleć – powiedziała nie kryjąc swojego zmęczenia. Jedyne o czym myślała to żeby położyć się w swoim łóżku, najlepiej po konkretnej kolacji. Niczego więcej od życia nie chciała. Wiedziała że nie może czekać na Caleba, bo rozmowa z nim może być tylko problemem. Jak miałaby mu wyjaśnić, że nie chciała skrzywdzić Michela. Tym bardziej że tak naprawdę nie czuła by zrobiła coś źle. Przecież zaatakował jej stwórcę, więc należała mu się kara. Nie mogła przecież dopuścić do zabicia Eligiusza.

- Hola hola. Nie tak szybko – zatrzymała ją wyciągając swoją rękę w wyraźnym geście. – Caleb na pewno będzie chciał zamienić z tobą słówko. Jestem ciekawa, co ci powie. Dlatego nie wracasz na dwór, tylko idziesz do siedziby buntowników – postanowiła stanowczo. Margaret była pewna że dziewczynie mocno dostanie się po uszach. Mężczyzna nie będzie mógł jej wybaczyć tego, co zrobiła Michelowi. Nie mogła się doczekać aż zobaczy, jak się kłócą. Dlatego nie mogła pozwolić jej odejść, co znacznie nie spodobało się wampirzycy. Sama Celest nie lubiła gdy wiedźmy traktowały ją tak instrumentalnie. Ale nie miała także sił się z nią kłócić, dlatego po prostu spasowała.

Przy wejściu do siedziby czekała na nich już Vanessa. Spojrzała na wampirzyce z uśmiechem i otwarła przed nią czerwone mosiężne drzwi. Idealnie pasowały do dość obskurnego budynku, który w środku był znakomicie wyremontowany. Wyglądał przez to bardzo niepozornie.

- Nie sądziłam że do nas wrócisz – Faktycznie, była pewna że dziewczyna więcej się tam nie pojawi. Ale najwyraźniej była bardzo zafascynowana wampirzym magiem. Pewnie dlatego znowu się spotkały.

- Też nie sądziłam – skłamała. Od kiedy opuściła siedzibę buntowników, niemal od razu chciała zjawić się tam ponownie. Ale wiedziała że nie może tego otwarcie powiedzieć. Przecież musiała uchodzić za silną i niezależną. Poza tym, znowu zmuszona była pouchwalać się ze swoimi wrogami. Margaret spojrzała na nią podejrzliwie. Czyżby nie zależało jej na Calebie? Być może nie była dla niej znacznym zagrożeniem.

Margaret gdzieś zniknęła, ich rozmowa bardzo ją znużyła. Vanessa zaprowadziła swoją koleżankę do pokoju gościnnego. Był niewielki, ale w pełni umeblowany. Było tam miękkie dwuosobowe łóżko, biała szafa, toaletka i jakiś puchaty fotel, a także wejście do łazienki. Wszystko utrzymane w biało szarych barwach, tak by nikomu nie przeszkadzała kolorystyka pokoju. W ten sposób był bardzo uniwersalny.

- Znowu wyglądasz tak marnie... - skomentowała niepewnie. Wampirzyca spojrzała na nią zaskoczona jej krytycyzmem. Ona niemal od razu wyczuła, że powiedziała coś nie tak. Czasami powinna ugryźć się w język. – Przyniosę ci coś do przebrania. W łazience masz wszystko co potrzebne. –Jak zwykle jej gościnność zadziwiała kobietę. Bardzo dbała o to, by czuła się jak u siebie. – Zostaniesz u nas dłużej? – zapytała z nutą nadziei.

Szkarłatne odbicieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz