Rozdział 9 cz. 1- Na ratunek

213 24 4
                                    

Przygotowania do odzyskania księgi nieumarłych idą pełną parą... czy myślicie, że wszystko pójdzie zgodnie z planem?

Jeśli jesteście ciekawi, czytajcie dalej :D


Komnata była ciemna, nie paliło się tam żadne światło, więc jedynie pełen księżyc oświetlał drewniane panele wkradając się przez okno. Jak zwykle panował tam przeszywający chłód. Eligiusz, bardzo nie lubił ciepła i systematycznie wychładzał swój pokój. Celest zaczęła szukać go wzrokiem, ale znowu bawił się z nią i był niewidoczny. Drzwi od sypialni pozostawały lekko uchylone, ale nie chciała tam wchodzić bez wyraźnego pozwolenia. Miała wrażenie że ta część pomieszczenia była zarezerwowana tylko dla niego, chyba że pozwoli inaczej.

- Panie? – zawołała go cicho. Nie chciała, by poczuł się pospieszany. Ale każda kolejna sekunda bez niego, była bardzo stresująca. Bała się, że wyczyta w jej myślach o sytuacji z Aaronem. Dlatego starała się być tu i teraz, lecz natrętne myśli nieraz wracały do niej wbijając się z każdej strony.

-- Jak idą twoje poszukiwania? – jego głos był melodyjny i przeszywający. Miała wrażenie że nie ma go obok, ale dźwięk wychodzi gdzieś z wnętrza jej głowy. Chwyciła się za czoło, nie rozumiejąc tej dziwnej sytuacji.

-- Nie idą. Marcy dopiero zaczyna uczyć się lokalizowania przedmiotów. Ale ponoć ta księga jest bardzo dobrze chroniona – tak przynajmniej mówiła jej Lauren. Sama nie za bardzo się na tym znała, więc nie dopytywała o cały proces bardzo dociekliwie. Miała nadzieje że problem sam się jakoś rozwiąże.

- KOŃCZY NAM SIĘ CZAS, CELEST!- wrzasnął przed jej oczami, pojawiając się nagle. Cały czas stał przed nią i przyglądał się jej. Spojrzała w jego czarne oczy- wyglądał jak ktoś komu powoli kończą się inne opcje. Był okropnie wściekły, a zarazem zmartwiony swoją żałosną sytuacją.

- Przepraszam, że tak to się wszystko przedłuża. Ale Marcy... -próbowała powiedzieć coś więcej ale jej głos nagle się ugiął. Bijące serce zagłuszało wszystko wokół. Była zmuszona zacząć oddychać, bo adrenalina znowu buzowała w jej żyłach.

- SPÓJRZ NA MNIE CELEST!- wbił swoje paznokcie w jej podbródek, i pociągnął wyżej by spojrzeć jej w oczy. Coś zablokowało ją od środka. To był strach. – JEŚLI ZABIJĄ MNIE, TO Z TOBĄ ZROBIĄ TO SAMO!- wrzasnął jej prosto w twarz. Poczuła jak zaczyna drżeć. Nie mogła na niego patrzeć, spojrzała w dół choć on nadal silnie trzymał jej brodę.

Patrzył na nią, a potem jęknął i odwrócił się na pięcie. Podszedł do biurka i zrzucił z niego wszystkie papiery.

- Wszystko co budowałem... wali mi się pod stopami! – powiedział zagryzając swoje zęby. Chwycił jakiś notes i zaczął niszczyć go w rękach. Gdy wydarł kilka kartek rzucił go w ścianę, a ten odbił się i upadł na podłogę z dość głośnym trzaskiem.

Po raz pierwszy usłyszała jego oddech. Był szybki i rytmiczny, tak samo jak jej. Musiał się bardzo zdenerwować. Stała i przyglądała się mu, a on wyglądał jakby starał się wszystko jakoś zaakceptować. Ale rzeczywistość była zbyt ciężka, by po prostu się na nią godzić. Nie chciał stracić wszystkiego, co stworzył. A czuł że jego upadek jest rychły. Już w końcu ten który uznany był za nieśmiertelnego, będzie musiał umrzeć.

- Nikomu już nie mogę ufać... - pisnął pod nosem. Jego głos drżał, jakby był bliski płaczu. Zaczęła powoli się do niego zbliżać, choć bardzo bała się tego że zaraz ją skrzywdzi. Nie wyglądał na obliczalnego. –Ci którzy mi służyli... teraz mną gardzą – zamknął oczy i podniósł głowę jakby próbował się uspokoić. Stanęła przy jego boku. Zobaczyła że ten, kto bez problemu szasta życiem innych istot, sam boi się własnej śmierci.

Szkarłatne odbicieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz