FORTY FOUR | MORTEM

216 17 15
                                    

Minęło kilka dni od niepowodzenia misji z otruciem Dumbledore'a. Narine zaczęła swój dzień lekcją ze starożytnych run. Stała pod klasa trochę nieobecna, pochłonięta swoim wymyślonym planem nad którym pracowała.

-Cześć Narine - Hermiona się przywitała, a jej worki pod oczami były wręcz sine co zauważyła dziewczyna, ale nic nie powiedziała tylko uważnie się jej przyglądała - Narine...pomóż mi - nagle jej oczy wypełniły się łzami.

-Pomóc? - zapytała jałowo.

-Ron on...na przyjęciu nagle zachorował, może wcześniej się przeziębił, ale było z nim na prawdę źle-

-Był chory... - Narine uśmiechnęła się pod nosem, była z siebie dumna, że jednak jej eliksir wywołujący przeziębienie działał, Hermiona nie zauważył tego podstępnego uśmiechu i kontynuowała patrząc cały czas na swoje buty.

-Dumbledore go zaprowadził do swojego gabinetu, mówił, że miał kiedyś lekarstwo, bardzo  skuteczne dzięki któremu nie będzie musiał zaglądać do skrzydła szpitalnego - powiedziała pociągając nosem.

-Dał mu to lekarstwo? - zapytała zaskoczona pomocą dyrektora.

Myślała, że te lekarstwo do którego wlała truciznę  przyda się na inną okazje której użyje sam na siebie, nie spodziewała się takiego zwrotu akcji.

-Tak... i wiesz pomogło, ale nazajutrz to jakby wszystko wróciło ze zdwojoną siłą, ciężko mu się oddychało, później dostał gorączki, a wczoraj cały się trzęsie, jest strasznie blady, w ogóle jakby nas nie słuchał...

Hermiona się rozpłakała na dobre, a Narine martwo wpatrywała się w dziewczynę.

-Wczoraj został w łóżku, przyjął leki które poprosiłam od Pani Pomfrey, mam nadzieję, że mu się poprawi...a jeżeli nie? Co mam robić? Narine - spojrzała na nią dusząc się łzami - co wtedy mam zrobić? Znasz jakieś zaklęcie? Proszę powiedz mi jeżeli tak... jestem taka bezsilna, a Ron udaje, że wszystko jest dobrze, ale nie jestem ślepa!

-Nie wpadłaś na to, że może umiera? - zapytała podchwytliwie, a dziewczyna niedowierzając rozczuliła lekko wargi.

-Żartujesz Narine? - zapytała słabo.

Brunetka nie odezwała się ani słowem, a Hermiona nie potrafiła przetrawić jej słów, odbijały jej się jak echo. Sama nie wiedziała czy dziewczyna sobie zażartowała czy też była poważna, nie dało się tego odczytać z jej twarzy, kamienna jak zwykle, wszelkie emocje są nie do odgadnięcia.

-On nie może umrzeć - szepnęła pod nosem Granger, a jej głos drżał.

-Smierć jest łatwiejsza niż życie - stwierdziła Narine.

-Przestań... - Hermiona była przerażona jak ktoś może mówić o śmierci w sposób naturalny.

-Ile dni minęło od przyjęcia? - zapytała nagle Dale.

-Dziś będzie czwarty, co to ma do rzeczy? - przejechała palcami po policzkach zbierając swoje łzy.

-Spodziewam się finału - mruknęła, a jej oczy błysnęły dziwnym blaskiem.

-Ty mnie tylko straszysz prawda? - ścisnęła swoje palce na książce.

Dzwon na lekcje rozbrzmiał po całej szkole zostawiajac za sobą ciekawe, a także dla innych przerażajace wieści.





Za moment miała się odbyć wspólna lekcja ślizgonów i gryffindoru, eliksiry. Narine nie mogła się doczekać tego momentu, aż na własne oczy zobaczy Ron'a.

Hermiona stała zmartwiona przy dziewczynie wylewając swoje żale, aż nagle pojawił się wyczekiwany przez Narine chłopak prowadzący przez Potter'a.

Uratuj mnie ku wolności |DRACO MALFOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz