THIRTY SIX | VIS MAIOR

369 29 17
                                    

Śnieg prószył tuż za oknami zamku. Był chłodny i mroźny poranek. Wielka sala była już udekorowana różnymi rozmaitymi dekoracjami. Śnieg spadający z sufitu był przede wszystkim tą jedna z najlepszych.

Draco siedział sam jak palec oczekując dziewczyny. W swojej kieszeni miał zapakowany w papier naszyjnik z klątwą. Czuł jak jego ciało całe się trzęsie, a jednocześnie nie mógł się ruszyć, siedział prosto i nieruchomo. Był blady, niczym porcelana.

-Draco.

Chłopak się przestraszył i spojrzał na Teodor'a który wpatrywał się w niego.

-Wszystko dobrze stary? - zapytał - nie chciałem cię przestraszyć.

-Ta...

-Wyglądasz tak blado, wchodząc widziałem już twoją białą twarz, dobrze się czujesz? Mąką się może obsypałeś? - musiał skusić się na żart.

-Co się tak czepiasz? Czego ty chcesz Teodor? - zmarszczył brwi.

-To tylko przyjacielska troska, nie ma Narine, ani Blais'a, ktoś musi o ciebie dbać, na pewno nie będą to Crabbe i Goyle którzy bawią się z pierwszakiem na śniegu - pokręcił głową.

Nott dobrze wiedział jakie zadanie dostał od samego Lorda Voldemort'a. Zresztą jego ojciec był śmierciożercą z czego nie za bardzo chciał się szczycić, dużo opowiadał w domu o Narine która bezwstydnie prowadzi rozmowy z Czarnym Panem. Jednak Draco za dużo nie mówił, jedyne co wiedział to o szafce zniknięć, Blaise któregoś wieczora opowiedział mu o naszyjniku, chłopak tylko przytaknął. Od wielu dni był markotny, coraz bladszy. Rozumiał, że jego zadanie wymaga dobrej psychiki, kiedyś mógł pomyśleć, że Malfoy taką posiada, ale w tym roku kompletnie zmienił zdanie.

-Nie idziecie dziś do Hogsmade? - zagadał.

-Hogsmade...- Draco przełknął ślinę.

-Ja nie wiem co ty zrobiłeś Blaise'owi, ale tej cymbał ciągnie mnie do biblioteki...

-Do biblioteki? - zapytał Draco czytając z jego ruchów warg.

-Oszalał - podsumował Teodor - o, o wilku mowa, szaleniec idzie - prychnął pod nosem.

-Dzień doberek, panowie - przywitał się Blaise w skocznym humorze podchodząc do stołu i zgarniając kiełbaskę ze stołu.

-Blaise, na prawdę idziesz do biblioteki? - zapytał Draco wpatrując się w przyjaciela.

-Ty...- zmierzył Teodor'a wzrokiem - ale z ciebie papla Nott! Różdżka ci w oko!

-Co to za tajemnica? Panie staje się mądry?

-Ahh..chciałem tylko poczytać o tych mugolskich narzędziach, nie za wiele się znam - wytłumaczył chłopak.

-Jaja sobie ze mnie robisz?! - Draco już na prawdę myślał, że przyjaciel chcę sam kontynuować przygodę z szukaniem zaklęcia do naprawy szafki, czego on się spodziewał.

-Na merlina...przecież Narineczka dokładnie powiedziała, że tego się nie naprawi żadnym zaklęciem, głuchy jakiś jesteś? Oj Draco, Draco...jeszcze mi podziękujesz- przewrócił oczyma.

Draco już milczał, nie chciał wdawać się w tą bezsensowną dyskusje o mugolskich narzędziach do naprawy.

Do sali weszła Narine po krótkiej pogawędce z Hermioną. Miedzy nimi wszystko było tak jak powinno, dziewczyna nie wyglądała teraz na zainteresowaną miłością lecz zwykła przyjaźnią. Potter codziennie szukał swoich zagubionych rzeczy, nie wiedział kum jest sprawca, miał prawie każdego gryfona na oku. Hermiona miała już tego na prawdę dość, ale musieli odnaleźć zaginione zguby, jej zdaniem nie powinny trafić w niczyje ręce.
Narine pomyślała, że to zabawne. Niczego nie świadoma...poza tym...w jej rękach te rzeczy okażą się pomocne, odda je później.

Schowała mapę do kieszeni płaszcza, wcześniej sprawdziła jak działa, niesamowity wynalazek, żałuje, że dopiero teraz ją dorwała. Wieku uczniów zaczęło się zbierać do wyjścia. Tym lepiej dla nich, im większe skupisko ludzi tym mniejsze niebezpieczeństwo ujawnienia się. Według mapy Dumbledore dziś wyruszył do Hogsmade, szedł w stronę trzech mioteł wraz z profesor McGonagall.

Wchodząc do wielkiej sali natknęła się na Blaise'a prawie stykając się niezdarnie czołem.

-O, Narineczka! - Blaise uśmiechnął się i utrzymał równowagę, chociaż bardziej pomógł mu w tym przyjaciel obok - weźmiesz mi bryły nugatu na powrocie? - uśmiechnął się urokliwie trzepocząc rzęsami.

-Bryły nugatu? Jeżeli wszystko wyjdzie tak jak ma wyjść... - odparła.

-Trzymam kciuki - miał na prawdę ochotę na słodycze, poprosił już Nathaniela, ale co jak mu zabraknie.

-Co ma wyjść? - zapytał ciekawsko Teodor.

-Pozbawienie kogoś życia - mruknęła i odeszła od przyjaciół.

-Co? - Nott wpatrywał się w dziewczynę wskazując na nią palcem - ona żartuje tak? - uśmiechnął się głupio - nie wychodzą jej żarty...


Draco siedział sparaliżowany strachem. Tępo wpatrywał się w swój pusty talerz trzymając ten przeklęty najszyjnik w kieszeni. Wiele uczniów wychodziło już ze śniadania roześmiani i w znakomitym humorze do Hogsmade.
Chłopakowi te śmiechy strasznie przeszkadzały, było radośni, niczego nie świadomi, że któryś z nich dziś ma zostać ich ofiarą. To również było dla niego straszne, zaczarować kogoś żeby wykonał za niego czarną robotę. Jeżeli ktoś ich przyłapie w niekorzystnej sytuacji? Co wtedy zrobią?

-Draco.

Blondyn podniósł głowę i wyciszył całkowicie swój umysł wpatrując się w czarne oczy swojej ukochanej.

-Chodźmy - wystawiła do niego rękę po przeciwnej stronie stołu.

-Co...co jeżeli się nie uda? - zapytał czując ucisk w gardle.

-Zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji - powiedziała poruszając palcami.

Draco w końcu złapał jej dłoń wstając z miejsca.

-Czego się boisz? - zapytała przejeżdżając po jego cieplej zewnętrznej dłoni kciukiem - nawet jeśli sam nie wierzysz w siebie...to ja zawsze w ciebie będę wierzyć - powiedziała cicho, ale ciepło.

Draco stał tak w milczeniu, jej słowa zawsze były otulone przyjemnym ciepłem w jego sercu, zawsze go dopingowały, ale niestety nie na długo, musiał sobie przyznać jedno.

Był słaby.

Był cholernie słaby.

Jednak chciał walczyć, miał motywacje, aby nadal iść przed siebie i podołać.

Jego motywacją była Narine.

-Chodźmy - mruknął przygotowany na wszystko.





Miasteczko w zimę prezentowało się na prawdę niezwykle magicznie, wyglądała jak mała kraina śniegu. To był jej urok w czasie zimy. Wielu trzecioklasistów urządzali opodal wrzeszczącej chaty bitwę na śnieżki.

Gdy już zbliżali się do pubu Narine zaciągnęła chłopaka za sklep Zonka.

-Masz pelerynę? - zapytał Draco obserwując jak Narine wyciąga mapę z kieszeni.

-Nie - dotknęła różdżką mapy i wypowiedziała ciche zaklęcie które należało wypowiedzieć -Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego - szepnęła.

-Jak to nie?! - podniósł głos - byłoby łatwiej i bezpieczniej, dlaczego jej nie zabrałaś? - złapał się za czoło.

-Uświadom sobie, że mamy do czynienia z takim czarodziejem jak Dumbledore. Wątpię żeby nas nie zauważył w pelerynie, a gdyby tak się stało, czy nie wyglądało by to zbyt podejrzanie? - zapytała wpatrując się w jego oczy.

-Przecież ona jest niewidzialna, jak ma nas zauważyć? - podirytował się.

-Z ostrożnymi ludźmi lepiej nie igrać Draco - spojrzała ostatni raz na mapkę i ją zamknęła - mamy problem.

Uratuj mnie ku wolności |DRACO MALFOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz