【X】Utrata

141 8 8
                                    

- Jack musimy im p-p-pomóc!!! - Toby krzyknął obracając głowę, ale bezokiego nie było nigdzie w okolicy

Uciekł. Uciekł mając poczucie winy, że to on odpowiada za pożar. Choć się wtedy powstrzymał, choć nie on zapalił benzynę, to jednak był jego pomysł. Osobiście spędził godzinę czasu na rozlewaniu paliwa, na dopracowaniu ognistej ścieżki, która teraz poprowadziła do katastrofy

|**********|

Jeff usiadł na łóżku nie wiedząc co robić dalej. Nie mógł przecież wyjść. Z daleka było słychać krzyki niektórych dziewczyn, oraz piski innych chłopaków. Dźwięki żarzącego się drewna komplementowały panikę, jaka ogarnęła całą rezydencję

Wziął się w końcu w garść. Porwał jedynie swój nóż i białą bluzę, po czym obowiązując nią swoją rękę, nacisnął na klamkę otwierając drzwi. Na szczęście korytarz nie był zniszczony całkowicie. Płomienie dobiegały z prawej strony, a z lewej widać było, jeszcze nie przykryte czerwoną płachtą schody. Ruszył do nich szybkim krokiem. Nie zwracał uwagi, czy ktoś może śpi w pokoju obok, lub czy ktoś nie może się wydostać. Myślał o sobie. O tym, że musi się uwolnić z płomiennej pułapki. Paroma skokami pokonał owe schody i znalazł się w salonie. Jednak czarny dym tworzył teraz z niego zawiły labirynt, nie pozwalający wydostać się na zewnątrz. Oczy The Killera zachodziły co rusz łzami, gdy śmiercionośne tango iskier kierowało się w jego stronę. Wkroczył w pożerającą go ciemną otchłań, sunąc na przód. Byle w stronę wyjścia

Nagle krzyki ustały. Dym jakby złagodniał, a sam chłopak stał pośrodku nicości. Wtem usłyszał jeden huk, a zaraz drugi. Otworzył szerzej oczy wybudzając się z transu i uświadomił sobie, gdzie się znajduje. Co chwila z sufitu opadały płonące kasetony, odcinając mu drogę ucieczki. Stał sparaliżowany lękiem. Z tyłu głowy ciągle miał widok wybielacza i jednej zapałki, przez którą jego ciało stanęło wtedy w płomieniach. Gdzieniegdzie, na jego koszulce pojawiały się małe dziury, wypalone przez złośliwe iskry. Języki ognia zaczęły dosięgać jego ciała. Mimo narastającego bólu, wciąż stał nieruchomo, myślami będąc w prześladującej go przeszłości

Poczuł silną dłoń na swoim ramieniu, która szarpnęła nim w ostatnim momencie, gdy reszta sufitu spadła w miejsce, gdzie stał jeszcze przed chwilą. Zdążył wymamrotać jakieś słowa, nim ktoś wziął go na ramiona i zaniósł w bezpieczne miejsce zbiórki w lesie

- Jack to ty...? - wyciągnął dłoń do swojego wybawiciela

- Ta. Ale nie ten, którego masz na myśli - klaun położył go na ściółce, a sam usiadł obok - To wszyscy! - krzyknął w kierunku Operatora

|**********|

Gromada patrzyła, jak reszta starego drewna rozpada się i burzy cały budynek. Zostały ruiny. Nawet nie było szansy na zbieranie ocalałych rzeczy, a co dopiero na powrót. Zostali bez schronienia. Bez domu. Bez niczego

*Hewwo!
Mam sentyment do krótkich, ale treściwych rozdziałów, nic nie poradzę!

*Deathcup

Black & White Flames (JeffTheKiller x EyelessJack)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz