Jeff wbiegł w końcu do miasta. Otoczony ciemnością ulic szukał swojego przyjaciela. Nie był pewien, co tak naprawdę zamierza. Nie wiedział gdzie zacząć, gdzie kontynuować, albo czy w ogóle Jack jest w mieście. Wspiął się na dach jednego z budynków i stamtąd obserwował okolice. Wypatrzył zbiór policji koło jednego z więzień. Udał się tam i zaczął słuchać rozmowy tamtejszych zgromadzonych
- Dzisiaj podobno egzekucja
- Otwarta?
- Tak! Wszyscy będą mogli przyjść i popatrzeć jak ten gnój zdycha na krześle elektrycznym
- Czy to nie aby... zbyt brutalne?
- Proszę cię! Zabijał ludzi, kiedy tylko chciał! Śmierć to najlżejsza kara. Powinien cierpieć dużo dłużej!
- Nie jestem za przemocą...
- Ha! Lamus. Ja bardzo jestem za
Woods zachłysnął się powietrzem, gdy do jego uszu dotarło słowo "egzekucja". Z opisów poznał o kim rozmawiają i się przeraził. Nie miał zbyt dużo czasu. Nawet mało powiedziane. Syreny policyjne zaczęły wyć, ogłaszają godzinę rozprawy. Więc czasu nie było już w ogóle
|**********|
Na placu zaczęło gromadzić się coraz więcej osób. Gdy dźwięki ustały, wszyscy zamilkli. Ich oczy skierowały się na metalowe drzwi, przez które dwóch gliniarzy przeprowadzało bezokiego. Ten nawet nie miał siły się wyrywać. Połamane kości, cięcia po całym ciele, oraz wypalone znamiona jasno dawały znać, przez jakie tortury musiał przechodzić
- To właśnie ten moment! - krzyknął gospodarz całego zamieszania. Głowa policji, i najbardziej odznaczany dowódca - Moment, w którym ta bestia, swoją śmiercią, odkupi swoje grzechy!
Tłum zaczął wiwatować, gdy posadzili ledwo żywego chłopaka, na znanym im już, morderczym krześle. Wielu na nim zginęło. Wielu także niewinnych. Za każdym razem, z coraz większą imprezą
- Zacznijmy odliczanie!
Z tymi słowami Jack zamknął oczy. Pozbawiony maski i godności, czekał jedynie na nadchodzącą śmierć
- Dziesięć!
Wziął głęboki wdech
- Dziewięć!
Wypuścił powietrze z lekkim świstem bólu
- Osiem!
Otworzył oczy, jakby patrząc na tłum
- Siedem!
Uśmiechnął się jedynie
- Sześć!
Prychnął, nie chcąc okazać słabości
- Pięć!
Rozluźnił mięśnie, pozwalając by ból płynął w jego żyłach
- Cztery!
Wykrzywił się w grymasie, czując pasy na nadgarstkach i kostkach
- Trzy!
Serce mu przyspieszyło, gdy odliczanie zaczęło dobiegać końca
- Dwa!
Zacisnął powieki i zaczął drżeć ze strachu
- Jeden!
Dźwięk przełączanej dźwigni, rozległ się echem, gdy wszyscy wstrzymali oddech czekając na widowisko...
- Nie na mojej warcie! - krzyknął Jeff, wyciągając nóż z jednego ze strażników - Żyjesz? - podbiegł do Eyelessa, płynnym ruchem rozcinając skórzane pasy
- Przyszedłeś... - wyszeptał tylko młodszy, padając w silne ramiona chłopaka
- Ta... Jak miałbym nie - przytulił go do siebie i podniósł
Na szczęście wściekły tłum był za metalową kratą, tak samo jak paru innych policjantów. Dwójce udało się wyjść bezpiecznie z budynku. Wielu ochroniarzy wzięło sobie w ten dzień wolne, nie myśląc, że podczas takiego święta cokolwiek się wydarzy
Biegli przez las, aż Jack opadł bez sił na ziemię
- Musisz się podnieść. Znajdą nas tutaj
- Prze... przepraszam... że... że byłem... taki okropny... - brunet wysapał ciężko, biorąc dłoń chłopaka w swoją
- O czym pierdolisz. Teraz wracamy do domu. Na pewno jakiś znaleźli
- Jeff... muszę... coś ci... powiedzieć...
- Nie nie! Powiesz mi na spokojnie później! - Killer krzyknął, ściskając rękę - Nie próbuj teraz umierać! Nie jak cię uratowałem! - po rozciętych policzkach zaczęły spływać słone łzy
- Ja... ja cię... ja cię ko... - nie dokończył. Klatka piersiowa przestała się unosić, a jego twarz nie wyrażała już nic...
- Jack kurwa! - Woods zalany łzami, zaczął szarpać chłopaka za ramiona - JACK!
*Hewwo!
Zabijecie mnie~*Deathcup
![](https://img.wattpad.com/cover/302844525-288-k318825.jpg)
CZYTASZ
Black & White Flames (JeffTheKiller x EyelessJack)
FanficOd dawna w lesie można było wyczuć smród martwych ciał. Bestia krąży i zabija pozbawiając swoje ofiary nerek. Jednak sprawca pozostaje ukryty. Ale na jak długo?