【XXV】Środki zaradcze

99 7 15
                                    

*POV Jack*

Udało mi się dobiec na miejsce. Silny smród smoły wdzierał się do mojego nosa. Nie było jednak słychać krzyków Jeffa. Pod tym względem jedyny głos, który tak pragnąłem usłyszeć. Odciągając od siebie wszystkie myśli, zamknąłem oczy. Bicie serca... bicie serca... jest! Musiałem działać szybko. Odsunąłem lej, z którego nadal lała się gęsta ciecz. Następnie bez chwili namysłu opuściłem się na linie, uprzednio drugi koniec przywiązując do drzewa. Skąd ją miałem? Od momentu, gdy Jeff chciał się powiesić, mocno pilnowałem wszystkich sznurów, które mieliśmy w domu. Więc to była tylko kwestia sięgnięcia do plecaka, z którym się nie rozstawałem. Zapas nerek przecież muszę gdzieś trzymać... Do czego to ja... a tak! Gdy byłem na odpowiedniej wysokości, wsunąłem dłoń w ciecz, szukając jakiegokolwiek znaku, że ukochany tam jest. Ale to jak szukać igły w stogu siana... przez jedną krótką chwilę chciałem się poddać i pogodzić i ze stratą. Tylko dlaczego... dlaczego w takiej chwili, najmniej zależało mi by go uratować. Rozmyślania przerwała mi dłoń, mocno łapiąca tą moją, jak i cichy, acz nagły zachłyst powietrzem

- Trzymaj się teraz!

Szarpnąłem raz, drugi, trzeci... Nie miałem na tyle siły... I nawet wiem czemu... wtedy do głowy wpadł mi jeden pomysł

- Zostań tam gdzie jesteś-! Znaczy nie ruszaj się-! W sensie zaraz wracam!!!

Serio Jack? Nie ruszaj się? Do osoby utkniętej w smole? Brawa dla ciebie stary. To jak powiedzieć do Silvera "weź przybij piątkę"

Skoro jest nafta, gdzieś musi być budowa. Wsłuchałem się ponownie w otoczenie. A i owszem. Plus robotnicy mają przerwę i zostawiają sprzęt bez nadzoru. Ah odpowiedzialność. Pobiegłem tam i wsiadłem do jeden z koparek. Kluczyki... są! Dzisiaj chyba wyczerpię dzienną dawkę szczęścia. Odpaliłem maszynę i po chwili ogarniania sterowania, ruszyłem, słysząc za sobą krzyki wściekłych pracowników. Wszystko co stało mi na drodze, odtrącałem ramieniem koparki. Czy ludzi? Owszem ludzi też. Wbiłem w końcu łyżkę w gęstą ciecz i zagarnąłem najwięcej jak się dało. Powtórzyłem czynność następnych kilka razy, aż do momentu, gdy nie usłyszałem głośnego dyszenia. Zeskoczyłem na ziemię i natychmiast znalazłem się przy ledwo żywym chłopaku

- Już dobrze. Już wszystko dobrze. Jestem przy tobie

Pomogłem podnieść się Jeffowi i podtrzymując go na swoim ramieniu, uciekliśmy pozostawiając za sobą niemały bałagan. W domu ściągnąłem ubrania z jeszcze sparaliżowanego strachem chłopaka i posadziłem go w wannie, a sam usiadłem na jej brzegu. Puściłem ciepłą wodę i zacząłem delikatnie zmywać ciecz z jego ciała, a ten tylko na to mruczał. Moje dłonie zaczęły błądzić po jego torsie, co jakiś czas zahaczając o podbrzusze, a czasem nawet niżej. Zacząłem przygryzać płatek jego ucha i delikatnie, acz zmysłowo szeptałem miłe słowa. Ciche mruczenie powoli zmieniało się w głośniejsze jęki, a powolne gładzenie skóry, w mocniejsze drapanie. Chłopak pode mną wiercił się niespokojnie, widocznie czekając na coś więcej. Odsunąłem jedną rękę i położyłem ją na jego podbródku, kierując tym samym głowę w swoją stronę. Złączyłem nasze usta w pocałunku, nie przerywając pieszczot. Nie trwał on długo, gdyż jego dłoń złapała moją

- Przestań się bawić... Tyle na to czekaliśmy. A ja dłużej nie dam rady...

Jego głos... tak pięknie przerywany jękami. Mnie również zaczęło to nakręcać, zresztą tak samo, jak i uczucie nieregularnego oddechu na skórze. Dreszcze emocji przeleciały po moim kręgosłupie, gdy wyobraźnia powędrowała w krainę rzeczy, które mogą się teraz wydarzyć. Wróciłem na ziemię jak i do pieszczot. Przesuwałem paznokciami po jego żebrach, co jakiś czas delikatnie schodząc coraz bliżej krocza. Droczyłem się tak, słuchając przeróżnych reakcji. Zacząłem całować jego szyję, co jakiś czas tworząc płomienne malinki, które naznaczą go na dość długi czas. Jeff ciągle zmieniał pozycję siedzenia, próbując znaleźć odpowiednią, która zachęciłaby mnie do kroku na przód. Zamierzałem przejść do konkretów, gdy z ust chłopaka wydobył się krzyk. Niestety nie taki, jakiego by się spodziewać po zabawie

- Coś cię boli. I to coś czego mi nie powiedziałeś na samym początku

Odsunąłem się od razu, a mój ton z wodzicielskiego, przeszedł na poważny. Killer chciał się tłumaczyć, ale nie zdążył, gdyż znowu krzyknął, próbując usadowić się tym razem wygodnie

- Skręciłem kostkę... przejdzie mi zaraz.. po prostu zignoruj i kontynuuj błagam cię...

Te słowa nie bardzo mnie przekonały, więc w milczeniu wyszedłem z łazienki, zostawiając go w dość nietypowym stanie. Wróciłem po paru minutach, gdy Woods ogarnął swój problem

- Kiedy złamałeś tą nogę. Muszę wiedzieć ile czasu minęło

- W momencie upadku ale... czemu nie mogłeś skończyć. Tak się nie robi. Nie zostawia się człowieka samego po tak zajebistej grze wstępnej!

- Nie zostawia, to się człowieka bez wiedzy na temat poważnych ran. Wolałbyś bym się dowiedział w trakcie, czy może po, gdy mogło ci się pogorszyć?

Milczał już. Typowe dla osoby winnej i skruszonej. Zająłem się opatrzeniem rany, nie chcąc dalej drążyć tematu. Nie była aż tak poważna, więc zwykle usztywnienie powinno wystarczyć

- Przepraszam... za to, że ci nic nie powiedziałem... i za to, że nie wierzyłem... wiesz... wtedy co słyszałeś owe głosy...

W tych słowach czułem szczerość. Zresztą i tak nie mógłbym się długo na niego gniewać. Wziąłem głęboki wdech, gdy skończyłem zakładać prowizoryczny gips

- Najważniejsze, że teraz jest wszystko dobrze. Pomogę ci się ubrać, pójdziesz się położyć, a jutro odwiedzimy Smileya, by dokładniej cię zbadał

Dokładnie w taki sposób minął nam wieczór. Po eskorcie do jego pokoju, sam udałem się na dach budynku. Wiele bym dał by zobaczyć gwiazdy, czy chociaż sam blask księżyca. Położyłem się i zamknąłem oczy, mogąc jedynie wrócić wspomnieniami do czasów, gdy miałem wszystkie pięć zmysłów głównych. Otaczała mnie przyjemna cisza, z lekka przerywana melodią, którą w oddali grały świerszcze. Tylko jak długo to może trwać? Jak dużo czasu mi zostało? Jak wiele uda mi się jeszcze zrobić? Banalne pytania, a jednak męczyły mnie co jakiś czas. Jedno przynajmniej wiem na pewno. Udało mi się znaleźć osobę, z którą chcę spędzić resztę mojego życia

*Hewwo!

Guess who's back. Back again. Deathcup's back. Tell a friend

Mam nadzieję, że udało mi się wrócić na dłużej, i że rozdział się podobał! Choć wiem, że część z was mnie zabije, jak bardzo lubię urywać smexy momenty. Ale przynajmniej najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam! Chociaż tyle~

Dobrego dnia my shrooms!

*Deathcup~

Black & White Flames (JeffTheKiller x EyelessJack)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz