【III】Pierwsze spotkanie

182 11 19
                                    

- No oberwałeś nieźle - rzekł skrzat siedzący przy jego łóżku

- A ty tu po co... - mruknął Jeff - zresztą nie odpowiadaj mam to gdzieś- dopowiedział i sie podniósł

- Nie radzę. Ale twoja sprawa - Ben wzruszył ramionami i sam również wstał

Killer już milczał i tylko morderczym wzrokiem wyprosił topielca ze swojego pokoju. Gdy został sam podszedł do swojego lustra które miał na wewnętrznej stronie drzwi od szafy. Podkrążone oczy i bandaż na czole przypomniały mu co zaszło niedawno. Jedyne czym się tak naprawdę przejął to to że jedzenie już jest zimne a lenistwo nie pozwala mu je podgrzać. Z niezadowoleniem jak już miał otwartą szafę wziął czyste ubrania bo czuł że zaczyna śmierdzieć i poszedł powoli do łazienki. Ponownie ku jego ucieszeniu nie spotkał nikogo. Zamknął się i rozebrał ubrania rzucając na pralkę. Wlazł jeszcze zaspany pod prysznic i pozwolił by gorąca woda spływała powoli po jego łopatkach a później po głowie. Oparł się dłońmi o ścianę i gdyby mógł zamknąłby powieki. Minęło dobre dziesięć minut gdy w końcu zaczął myć swoje włosy. Gdy to miał za sobą powoli i delikatnie badał swoje ciało opuszkami palców przejeżdżając po każdej bliźnie i każdej małej ranie. Popatrzył na swoją rękę gdzie jeszcze do niedawna czuł dziwny ból jakby koszmar który przeżył był prawdziwy. Odsunął jednak te myśli na bok i wyłączył strumień wody.

|**********|

Spacerował po lesie nadal nie słuchając się zakazów które panowały w rezydencji. Po dłuższym dość czasie usiadł pod starym drzewem i nałożył swoją opaskę nocną na oczy. Zamierzał się zdrzemnąć i odpocząć. Całe ostatnie dnie nie mógł spać więc teraz gdy słońce przyjemnie grzało po twarzy był idealny moment na to. Nie zajęło to długo by chłopaka zmorzył sen i odpłynął w krainy wyobraźni. Piękna polana, trzy trupy ze starannie wyciętymi krwawymi uśmiechami i on stojący pośród nich śmiejący się w niebo głosy. Sielanka nie trwała długo bo obudziło go dziwne uczucie... gdyby tylko bycia obserwowanym. Uczucie czegoś ostrego przy gardle. Szybko jednym ruchem zerwał swoją opaskę z siebie. Kilka centymetrów przed sobą zobaczył ciemno granatową maskę. To koniec. Przestał być czujny i tak właśnie zginie...

Postać jednak odsunęła się i kucnęła metr od niego lekko przekrzywiając głowę na bok jakby czegoś chciała.

- Kim ty do cholery jesteś - wycedził przez zęby Jeff kładąc dłoń na swojej lekko naciętej szyi

Jednak mężczyzna przed nim nadal nie odezwał się słowem. Jego tajemniczość i skrywanie się za maską było czymś co lekko podniecało czarnowłosego. Kochał być w niebezpieczeństwie i czuć adrenalinę gdy nie wie co będzie dalej.

- Odpowiedz kurwa! - Nie wytrzymał i zwinnym ruchem wyjął nóż z kieszeni bluzy... Ale skoro on ma broń... to znaczy że tamten albo to przeoczył albo specjalnie jej nie zabrał

- Jeff tak? - w końcu chłopak w czarnej bluzie odezwał się lekko zachrypniętym głosem

- Czego szukasz na naszym--MOIM terenie

- Schronienia - odpowiedział jakby to było oczywiste

- Zabijając nie swoje ofiary i narażając nas na policję swoimi nieprzemyślanymi poczynaniami?

- Zwróciłem twoją uwagę. Czyż nie? Więc to zawsze coś

*Hewwo!
Dzisiaj tak krótko ale treściwie~

*Deathcup

Black & White Flames (JeffTheKiller x EyelessJack)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz