Zbliżały się urodziny Jeffa. Może nie mogła odbyć się impreza taka jak zawsze, ale i tak wszyscy starali się jak mogli, by chociaż załatwić skromny prezent i mały tort. Mieli różne pomysły co do tego. Aż po grupowych naradach, zgodnie ustalili co mogą mu dać. Zaczęły się przygotowania. Każdy był za coś odpowiedzialny. Masky i Hoodie poszli szukać odpowiedniego pudełka, LJ wraz z Sally zajmowali się ciastem, a EJ miał specjalne zadanie, na które o dziwo po namowach się zgodził
|**********|
Nadszedł w końcu wspomniany dzień. Woods obudził się będąc samemu w salonie. Na zewnątrz było ciemno, a deszcz turkotał po rynnach. Na ziemi nagle zapaliły się świece, tworząc płomienną ścieżkę do jednego z pokoi. Na początku czarnowłosy drgnął na widok ognia, przypominając sobie co się stało z domem, ale po chwili widząc, że wszystko jest zabezpieczone, ruszył za iskrami. Sunął ostrożnie w stronę drzwi, uważając jednak na każdy krok. Nie był pewny o co z tym wszystkim chodzi, choć pamiętał o swoich urodzinach. Gdy w końcu wszedł do pomieszczenia, stanął trochę zaciekawiony. W środku nie znajdowało się nic innego, oprócz wielkiego pudła z czerwoną wstążką obwiązaną wokół. Podszedł bliżej i delikatnie pociągnął rubinowy materiał, otwierając tym samym prezent i ukazując jego zawartość. W sekundę na jego policzkach pojawiły się rumieńce, a z nosa poleciała stróżka krwi. Jego oczom ukazał się, nie kto inny jak Jack, zasłonięty jedynie czerwonym jedwabiem, oplatającym jego krocze, uda, klatkę piersiową i nadgarstki
- Najlepszego w urodziny Jeffrey~ - wyszeptał zmysłowo, uśmiechając się zawadiacko
Z pudełka wysypało się również parę innych zabawek dla dorosłych, na których widok Woods jeszcze bardziej poczerwieniał
- To najlepszy prezent jaki mogłem dostać - odezwał się w końcu podchodząc do chłopaka i przy okazji zrywając z siebie białą bluzę
Podniósł z ziemi lubrykant i przybliżył się do bezokiego. Silnym uściskiem chwycił jego związane nadgarstki i przyszpilił go tak do ściany pokoju. Zębami otworzył butelkę i wylał zawartość na tors zakneblowanego. Zaczął składać pocałunki na umięśnionym ciele, a dłonią rozsmarowywał płyn
- Ah Jeff... Więcej... Jeff!
|**********|
- Jeff!!! Pobudka!
Donośny głos wyrwał go z zamyśleń. Podniósł się z ciepłego łóżka i rozejrzał
- No wreszcie. Lubisz mdleć ostatnio. Byłeś nieprzytomny tydzień około. Myśleliśmy, że zdechłeś
Małe okienko, komoda w rogu i przyduszone światło brudnej lampy. To nie był pokój jak wtedy
- Gdzie... gdzie jest Jack... - wydusił z siebie w końcu kierując wzrok na obecnego tam LJa
- Ten zdrajca? Nie mam pojęcia. Od momentu pożaru nie pojawił się tutaj ani razu. I dobrze. Bo bym go nakarmił cukierkami - roześmiał się klaun i potarł dłonie - Ale dobrze, że żyjesz. Głupio by było, być nieprzytomnym we własne urodziny, nie?
- To wszystko... nie było prawdziwe..?
- W sensie? Mówię, że byłeś nieprzytomny od momentu pożaru. Wyniosłem cię z budynku, położyłem na trawie i zemdlałeś prawie natychmiast
- Czyli... to był tylko sen...
- Pewnie tak. Jak się ogarniesz zejdź na dół. Mamy coś dla ciebie~ - uśmiechnął się ponownie i wyszedł stamtąd
- Tylko sen... - powtórzył i skulił się chowając głowę w ramiona
*Hewwo!
Też was kocham bardzo bardzo. Nie ma za co~*Deathcup
![](https://img.wattpad.com/cover/302844525-288-k318825.jpg)
CZYTASZ
Black & White Flames (JeffTheKiller x EyelessJack)
FanfictionOd dawna w lesie można było wyczuć smród martwych ciał. Bestia krąży i zabija pozbawiając swoje ofiary nerek. Jednak sprawca pozostaje ukryty. Ale na jak długo?