SH-Kwas (#5)

645 10 2
                                    

Był wieczór. Za oknami padał deszcz. Ulice Londynu zaczęły cichnąć. Było słychać jedynie kroki osób przechadzających się z parasolami w dłoniach oraz przejeżdżające samochody i taksówki. W mieszkaniu na ulicy Baker Street 221b na kanapie siedział doktor John Watson. Popijał herbatę pisząc na swoim komputerze kolejny wpis na swoim blogu. Blondwłosy wiedział, że Sherlock pojechał do szpitala w kwestii sprawdzenia zwłok. Obaj mężczyźni pracowali nad nową sprawą. Kradzieżą brylantów u jubilera połączona z morderstwem. W pewnej chwili telefon byłego żołnierza zabrzęczał. Watson westchnął i chwycił telefon. Wyświetlił wiadomość od jedynej osoby która podpisuje się SH.

-Będę za 10 minut. Zrób mi herbatę i zamów cokolwiek do jedzenia. Jestem głodny. SH.- Przeczytał treść wiadomości. Na twarzy pojawił się lekki uśmiech i odpisał na wiadomość Sherlocka. Następnie chwycił telefon i zamówił sobie i Sherlockowi chińszczyznę do domu. Po dokończeniu herbaty wstał i poszedł do kuchni gdzie umył filiżankę po herbacie.  Po upływie 10 minut John zaczął się niepokoić jak pani Hudson. Detektyw nigdy się nie spóźniał.

-No gdzie on może być John? Przecież nigdy nie spóźnia się.- Powiedziała właścicielka domu.

-Nie wiem pani Hudson. Może coś odkrył i zaczął nowe dedukcje toczyć po drodze?- Zapytałem gdy z dołu do drzwi dobiegło pukanie. Młody mężczyzna poszedł otworzyć z nadzieją czy to Sherlock. Niestety był to dostawca. John mu zapłacił zabierając zamówienie. Udał się na górę gdzie na biurko postawił.- To był tylko dostawca. Jeśli za pare minut Sherlock się nie zjawi zadzwonię do kogoś by przyjechał, a ja go wtedy poszukam. Po odnalezieniu go zażądam by leżał w łóżku bo gamoń zapomniał parasola.- Powiedział wkurzony. Mężczyzna niespokojnym krokiem podszedł do kominka i zaczął dokładać drewna. Syknął w pewnym momencie kiedy poparzyłem się się ogniem.

-Wszystko w porządku kochanieńki?- Zapytała się ze zmartwieniem kobieta kiedy John podwinął rękaw swetra. Warknął cicho pod nosem widząc poparzenie. Szybko je ocenił. Poparzenie pierwszego stopnia.

-Jest w porządku pani H. Nic mi nie będzie. Małe oparzenie.- Powiedział John podchodząc do zlewu w kuchni. Zaczął przemywać ranę zimną wodą z kranu. Blondwłosy poszedł następnie do sypialni gdzie zabandażował lekko poparzenie. Widać i tak było lekkie spuchnięcie ręki. Po powrocie do pomieszczenia w którym była pani Hudson zauważył jak ta zaglądała do reklamówki z zamówionym jedzeniem.

-Chińszczyzna? Przecież w lodówce jest zupa.- Powiedziała kobieta. Westchnąłem.

-Popsuta. Wylałem ją wczoraj przed pani pobudką. Znów trzeba zrobić porządek. Z tymi papierami też.- Powiedział były wojskowy przyglądając się bałaganowi na biurku. Kobieta najwyraźniej się wściekła. Oboje nagle usłyszeli otwieranie i zamykanie się drzwi. John pokazał kobiecie by była cicho kiedy kierował się do wyjścia z jego i Sherlocka mieszkania. Po chwili było słychać głośny huk. Doktor podbiegł do schodów. Na podłodze leżał Sherlock.- Rany boskie Sherlock!- Krzyknął z przerażeniem i zbiegł po schodach. Po znalezieniu się przy detektywie posadził Sherlocka na ziemi. Miał poparzenie na kawałku twarzy. Po zdjęciu szalika również zauważył poparzenia. Przerażony jego stanem John rzucił jego rękę przez swoje ramie i szybko zabrał na górę.

-Boże co mu się stało?!- Krzyknęła pani Hudson. Jednak blondyn nie odpowiedział. Zabrał Holmesa do łazienki gdzie pozbył się góry jego garderoby. Posadził go na brzegu wanny i zaczął przemywanie ran zimną wodą. Dodatkowo ujrzał też ranę od noża na jego ramieniu. Była głęboka i krwawiła. Z wywiadu prowadzącego cały czas by młodszy Holmes nie stracił przytomności dowiedział się, że substancja nie dostała się do oczu detektywa. Po upewnieniu się, że wszystko jest lepiej John zabrał kilka ręczników i razem z Sherlockiem wrócili do salonu gdzie Holmes został posadzony na kanapie.

-Może pani przynieść moją torbę?- Zapytał John pośpiesznie kobiety która patrzyła przerażona na stan Sherlocka i całą sytuacje. Jednak kobieta prędko poszła do sypialni. W między czasie Watson dał ręczniki tak by detektyw nie zaplamił swoją krwią kanapy. Po powrocie pani Hudson John odesłał ją na dół domu dodając, że jak skończy zajmowaniem się Sherlockiem ją o wszystkim powiadomi. Gdy kobieta wyszła John zdjął wszystko ze stołu i rozstawił wszystko co miał w torbie. Klasyczny sprzęt do badań. Dodatkowo kilka ampułek z lekami oraz trzy kroplówki. Robił sobie zapasy od 2 do 5 kroplówek na wypadek omdlenia Sherlocka wykończeniem organizmu. Opatrzył ostrożnie poparzenia po czym zajął się ramieniem.

-Piecze.- Wymamrotał Holmes gdy John psikał roztworem do dezynfekcji ran. Blondwłosy wyciągnął saszetkę. Była w niej igła, nić i nożyczki. Mężczyzna zajął się zszywaniem rany mimo, że detektyw krzywił się. Po ukończeniu zszywania rany przemył ją nieco gazikiem po czym zakrył kompresem i owinął bandażem.

-Spokojnie. Musisz odpocząć Sherlocku.- Powiedział Watson przygotowując kroplówkę. Przyczepił ją do jednego z wiszących gwoździ. Następnie położył Sherlocka ostrożnie by nie zrobić krzywdy mu. Poszedł następnie do jego sypialni gdzie wyjął czyste spodnie z szafy. A następnie powrócił do swojego partnera. Zdjął jego spodnie i zmienił na spodnie od piżamy. Zdjął mokre buty i skarpetki. Po wytarciu ręcznikiem bladych od zimna stup nałożył na nie wiszące na grzejniku skarpety. Następnie okrył go kocem. Chwycił stetoskop i zaczął osłuchiwać swojego pacjenta.- Musisz dziś tu zostać. Oby twój stan się nie pogorszył. Wtedy zabiorą cię do szpitala.- Odparł przykrywając Sherlocka kocem, a raczej dwoma kocami starając się nie zakrywać całkowicie ran. Nim okrył Sherlocka podłączył mu kroplówkę. Poszedł na dół gdzie w skrócie powiedział pani Hudson o wszystkim. Następnego dnia John od razu po niespokojnej nocy przebadał Sherlocka który nie potrzebował wyjazdu do szpitala. Dodatkowo przyjechał starszy Holmes zmartwioną informacją o stanie brata. Oczywiście detektyw dostał poważne kazanie od brata, Johna i pani Hudson za zrobieniu im wielkiego stresu.


Wiecie co? Oglądam sobie Komisarza Alexa i wiecie kogo zauważyłam? Puchałę. Poróżnijcie go, a Johna. Podobni są nieco, prawda? Można by powiedzieć, że Puchała to taki Polski odpowiednik Johna 🤣

One ShotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz