4. Rezygnuję z tej roboty

813 64 9
                                    

Obudziło mnie łaskotanie. Rano zawsze miałam zły humor, a już zwłaszcza wtedy, gdy ktoś w bestialski sposób odbierał mi moje godziny przeznaczone na odpoczynek.

Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam pochylonego nade mną Śmierć, który namiętnie kreślił palcem coś na moim brzuchu.

– Większość, która ośmieliła się dotknąć mnie bez mojego pozwolenia, nie żyje.

Śmierć przerwał tylko na chwilę.

– Więc wpisz mnie na listę.

Odepchnęłam go, chcąc wstać. Przytrzymał mnie ramieniem.

– Co ty wyprawiasz?

– Upiększam twoje ciało.

Chwyciłam poduszkę i z impetem cisnęłam w jego głowę. Nie sięgnęła swojego celu. Śmierć nie próbował nawet udawać, że jest człowiekiem. Nie odsunął się ani nie chwycił jej. Poduszka w jednym momencie znalazła się na drugim końcu sypialni. Ogarnęło mnie dziwnie znajome uczucie, którego nie potrafiłam zidentyfikować.

– Twoje metody zabijania zrobiły na mnie piorunujące wrażenie – powiedział.

– Dlaczego kiedy się budzę, widzę ciebie, który ewidentnie próbuje się do mnie dobrać?

– Marzenia zostawmy na później. Potrzebujesz czegoś, co cię naprawdę ochroni, gdy ktoś będzie znów próbował cię wchłonąć.

– I jak to ma mi pomóc?

– Zadajesz zbyt dużo pytań.

Położyłam się z powrotem na łóżku, wspierając się łokciami, by mieć lepszy widok na to, co robił Śmierć. Dopiąłby swego w ten czy inny sposób.

– Próbowałeś mnie wczoraj zabić. – Starałam się zagaić beztroską rozmowę. Przyglądałam się temu, jak ze skupieniem łączył niewidzialne linie palcem. Nie przerwał, kiedy mi odpowiedział.

– Nie miałem pojęcia, że to zadziała na ciebie w tak silny sposób.

– Wiedziałeś jednak, że coś się stanie.

– Powiedzmy, że przypuszczałem. – Nareszcie się do czegoś przyznał! – Zadowolona?

– Nie.

Przyjrzałam się krytycznie jego dziełu, ale jedyne, co zobaczyłam to blada skóra, bez najmniejszej ingerencji sił magicznych.

– Nic nie widzę – stwierdziłam.

– Bo nie skończyłem, zaczekaj jeszcze chwilę.

Delikatnymi ruchami kreślił glify na mojej dłoni. Kiedy dotarł do ramion kazał mi się odwrócić, by móc dokończyć swoje dzieło na plecach. Ostatnie linie zostały dodane na twarzy z czego nie byłam szczególnie zadowolona. Na chwilę glify rozbłysnęły światłem, poruszając się i wijąc niczym niespokojne węże. Wzdrygnęłam się, z przerażeniem przyglądając się temu, co działo się na moim ciele. Potem przygasły i zniknęły całkowicie. Nie było po nich śladu, ale wiedziałam, że tam są. Czułam je.

– Co to było?! – Nie miałam pojęcia, czy powinnam być zaniepokojona, czy wręcz odwrotnie, dlatego wolałam z góry spanikować.

– Coś, co utrzyma cię przy życiu. Nie musisz się o to martwić, to bezpieczna magia. I dostałaś ją całkowicie gratisowo.

Wszystko co wydawało się darmowe, później okazywało się być drogie. Miałam nadzieję, że Śmierć wiedział co robi. Nie działał na moją niekorzyść, a przynajmniej w to chciałam wierzyć.

– Dlaczego Kora mogła dotykać ofiary bez uszczerbku na zdrowiu?

– Bo jest człowiekiem.

– Też jestem człowiekiem.

– To pewnie dlatego, że masz w sobie coś magicznego. Jak ci samozwańczy jasnowidzowie czy wróżki.

Tym razem to ja się zdziwiłam. Domyślałam się od dawna, że mam coś, dosadnie mówiąc, nie tak z głową. Jednakże starałam się odnosić do tego z dystansem, ponieważ na świecie w końcu jest wiele osób, których dusze były silniejsze od innych. Potrafili rzekomo widywać duchy, zginać łyżki siłą woli albo przewidywać przyszłość. Mnie się trafiło parszywe trzecie oko, którym mogłam dostrzec to, co dla innych pozostawało ukryte: aury. Nie byłam jednak na tyle silna, żeby wytwarzać własną.

Wstałam, wyplątując z się pościeli, z dala od niego. Położył się na miejscu, gdzie właśnie spałam, zaplatając ręce pod głową. Wyglądał na wyraźnie zadowolonego. Zbyt zadowolonego jak na mój gust.

Zbyt dużo mogło mnie to kosztować. Posmakowałam już siły swojego przeciwnika i z przykrością musiałam stwierdzić, że to nie była moja liga. Gdybym go spotkała osobiście, zapewne zjadłby mnie na kolację. Jestem tchórzem, trzeba było mi to przyznać. Lubiłam swoją strachliwość i stale ją pielęgnowałam. Dzięki niej moje życie miało się całkiem nieźle. Byłam też skłonna uwierzyć w to, że mogłam być wróżką, zgodziłabym się nawet, gdyby nazwał mnie wiedźmą. Bylebym nie musiała już wracać do Cyrusa.

– Rezygnuję z tej roboty – stwierdziłam. Śmierć się czegoś bał, a więc był to wystarczający powód, żeby się wycofać.

– Wzięłaś już zaliczkę.

– Możesz potraktować to jako wynagrodzenie za straty moralne.

– Dostałaś glify.

– Świetny prezent. Dziękuję.

– Nie obchodzi cię los tych wszystkich ludzi, którzy mogą w każdej chwili umrzeć? – Próbował wziąć mnie na sumienie. Źle trafił. On sam również nie dbał o ludzi. Czasami odnosiłam wrażenie, że jedyną osobą, która mogła go zainteresować, był on sam.

– Równie mocno, co zeszłoroczny śnieg – przyznałam. Nie chciałam przyznać tego głośno, ale najzwyczajniej w świecie się bałam. – A teraz, skoro mamy już wszystko wyjaśnione. – Wyciągnęłam spod niego kołdrę, zmuszając go do wstania. – Możesz już sobie iść.

Posłuchał mnie. Wstał, rzucił mi ostatnie, przeciągłe spojrzenie i wyszedł. Bez gróźb i próśb. To było niesamowicie proste. Zbyt proste. Nie słyszałam, jak trzaska drzwiami. Weszłam do salonu by się upewnić, że go tam nie było.

Salon był pusty.

Na rozkaz Ciemności (TOM I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz