45. Chcesz urządzać krwawą łaźnię na samym środku ulicy?

487 47 66
                                    

Odeszłam od okna, bojąc się, że mogła mnie dosięgnąć jakaś zbłąkana kula. Łowca wiedział, już gdzie mieszkam. Nie mogłam dłużej trwać bezczynnie, nie wiedziałam również, co zamierzają łowcy w związku z moim mieszkaniem. Usiadłam na kanapie i odgarnęłam włosy do tyłu. Ściągnęłam kurtkę, żeby sprawdzić, czy nie jestem ranna. Na szczęście byłam cała.

Znalazłam się w dosyć niekomfortowej sytuacji. Sio przycupnął na stoliku.

– Jeśli Sio pójdzie i się podda, to odejdą?

– Oni nie chcą ciebie, tylko mnie. – Spojrzałam na niego. – Jeśli jeszcze raz Sio powie coś o poddawaniu się, to osobiście ukręcę mu kark. Czy Sio rozumie? – Skinął głową.

Oparłam się wygodnie, próbując uspokoić oddech. Zamknęłam oczy.

– Śmierć.

Policzyłam do dziesięciu, przyrzekając sobie, że jeśli się nie zjawi, sama się zabiję, tylko po to, aby on mógł chwilę pocierpieć. Otworzyłam oczy.

Stał na samym środku pokoju, wpatrując się we mnie z grymasem niezadowolenia. Widocznie jeszcze nic nie znalazł i nie było mu na rękę, kiedy go wezwałam.

– Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, próbuję pracować, a ty mi przeszkadzasz – powiedział. – Co znów się stało?

– Ależ nic, nie krępuj się, wracaj do swoich poszukiwań – warknęłam. – Ale najpierw wyjrzyj przez okno.

Uniósł brwi zdziwiony i podszedł do okna. Miałam nadzieję, że któryś z niesubordynowanych łowców wystrzeli w Śmierć. Nic takiego jednak się nie stało. Zamiast tego Śmierć odszedł od szyby i przysiadł na drugim końcu kanapy.

– Cholera – mruknął.

– Masz mi coś jeszcze do powiedzenia?

– Nie możesz tu zostać.

– No co ty nie powiesz! – Cała sytuacja wydawała się być przegrana. Nie miałam zamiaru dłużej czekać, aż Śmierć raczy posunąć się w swoim śledztwie. – Jak zdążyłeś już zauważyć, za oknem znajduje się całkiem spora grupka Jaśniejących i mogę cię zapewnić, że nie przybyli tutaj w celach rekreacyjnych. Może byłbyś tak uprzejmy i się nimi zajął?

– Chcesz urządzać krwawą łaźnię na samym środku ulicy?

– Wszystko mi jedno, jeśli to sprawi, że zagrożenie zniknie, to możesz zachlapać krwią nawet pół miasta!

Wstałam zdenerwowana. Jeszcze raz podeszłam do okna, chcąc policzyć wszystkich Jaśniejących. Na ulicy znajdowało się ich jedynie siedmiu, widocznie reszta postanowiła się wycofać. Myśliwego również nigdzie nie widziałam. Nawet jeśli teraz zajęlibyśmy się tymi, którzy pilnowali mojego mieszkania, nie dorwalibyśmy samego Myśliwego. I krwawa łaźnia, jak ją nazwał Śmierć, stałaby się bezużyteczną krwawą łaźnią. Żaden radiowóz nie nadjeżdżał, więc przypuszczałam, że Jaśniejący musieli maczać w tym palce. Czy to możliwe, aby trzymali ręce na policji?

– Musimy się stąd wydostać – powiedziałam.

– Czyżbyś zmieniła zdanie?

– Bawi cię to? – Podeszłam do komody, gdzie leżały moje noże. – To zabrnęło już za daleko. Podczas, gdy ja czekałam, aż skończysz zabawę w detektywa, on zdążył przysłać Jaśniejących do tego świata. Teraz już nie mamy do czynienia tylko z uzbrojonymi ludźmi. – Jedno z ostrzy, to, które podarował mi Śmierć, przymocowałam do zewnętrznej strony uda. – Słyszysz jakieś syreny? Po ilości strzał, jakie zostały oddane, już powinno się tutaj roić od policji, a jak dotąd nie przyjechał ani jeden radiowóz. Nie mam zamiaru już dłużej czekać, jeśli ty nie chcesz pomocy Lucyfera, to pójdę sama!

– A gdzie pójdziesz, jeśli można spytać?

Zastygłam w bezruchu. Miał rację. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie znajdował się teraz Lucyfer. Zanim dowiedziałam się, w którym hotelu przebywa, zdążyłam bohatersko zemdleć. Podeszłam do Śmierci, zmieniając swoje ofensywne nastawienie. Mogłam się założyć, że zabrał wizytówkę, którą zostawił wtedy Lucyfer.

– Śmierć, sami nie damy rady. – Usiadłam obok niego. – Jest ich zbyt wielu, mają też Jaśniejących i cholera wie co jeszcze. Nawet nie wiemy, gdzie się ukrywają! Nie mamy czasu już dłużej błądzić po omacku, w nadziei, że uda ci się coś znaleźć. Nie mam już nawet domu, do którego mogłabym bezpiecznie wrócić. Potrzebujemy Lucyfera...

– Wiem. Podjąłem tę decyzje, kiedy wyjrzałem przez okno.

– Więc czemu...

– Ładnie prosiłaś, nie chciałem ci przerywać. – Wstałam. Byłam piekielnie zła na Śmierć. Wyciągnęłam ostrze, które od niego dostałam, chcąc wbić je prosto w jego udo. Nie mógł od tego umrzeć, ale przynajmniej miałabym satysfakcję z jego cierpienia. Złapał mój nadgarstek, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. – Ale z tym to ostrożnie. Jeszcze mogłabyś tym kogoś zranić. – Bez najmniejszego problemu wyjął mi nóż z ręki i odłożył na stolik. – Wiem, gdzie znajduje się Lucyfer. Pozostaje jedynie problem, jak masz zamiar się stąd wydostać?

– Teleportujesz mnie. – Moja złość zbyt długo się nie utrzymała. W tej chwili cieszyłam się z faktu, że poszło tak gładko.

– Mogę przenosić tylko siebie, bez pasażerów na gapę.

– Sio pomoże! – zaoferował się demon. – Sio wyjdzie na zewnątrz.

– Co ci mówiłam o poddawaniu się?

– Sio się nie poddaje. Sio odciągnie uwagę, jest szybki.

– Problem rozwiązany – mruknął Śmierć. – Musicie działać szybko, bo nie minie dużo czasu, zanim zorientują się, że to podstęp. – Puścił mnie i wstał z kanapy. – Gdzie się spotkamy?

Zastanowiłam się przez chwilę. Musiałam zdobyć więcej broni, jeśli chciałam w najbliższym czasie zwiedzić Agencję.

– U Leona.

Śmierć skinął głową.

– Zgoda. Radziłbym się jednak pośpieszyć. – Uśmiechnął się niewinnie. – Wydawało mi się, że któryś z Jaśniejących trzymał coś na kształt granatnika.

– Co?!

Nie minęła chwila, a już go nie było. Zostawił mnie samą, razem z demonem.

Musieliśmy radzić sobie we dwójkę i mieć nadzieję, że Jaśniejący okażą się niezbyt bystrymi nieludźmi.

Na rozkaz Ciemności (TOM I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz