62. Wszyscy dzisiaj umierają, nie mogłam przepuścić takiej okazji i nie dołączyć

477 50 83
                                    

Myśliwy mógł wybrać tylko jedną drogę. Na górę. Każde piętro niżej było oblężone i aby wydostać się z budynku, musiałby przedrzeć się przez całą masę demonów i walczących Jaśniejących. Nie miałam wątpliwości, jak daleko zajechał Myśliwy, zostało jedynie ostatnie piętro. Dach.

Z dachu budynku widać było całą masę rozświetlonych latarni i poruszających się światełek. Wszystko współgrało ze sobą, dzięki czemu miasto wyglądało jak jeden wielki organizm. Zimno wydawało się dużo bardziej przeszywające, kiedy dochodził do niego silny wiatr. Na górze było ciemno, światło dawały jedynie gwiazdy które słabo wyglądały zza chmur.

Byłam potwornie zmęczona. W prawej ręce trzymałam mocno swój sztylet, bojąc się, że wypuszczę go z ręki. Chciałam czerpać przyjemność z zabicia Myśliwego, zatopić nóż w jego ciele i sprawić, żeby cierpiał. Wiedziałam, że dobrze trafiłam. Czułam go. Coś musiało się stać, zanim weszłam na szczyt wieżowca, ponieważ w powietrzu unosiła się spora ilość mocy należąca do Myśliwego, przez co nie mogłam określić, gdzie dokładnie się znajduje. Cały budynek był nim przesycony. Nie miałam pojęcia do czego wykorzystał swoją energię, lecz wiedziałam, że musiał po tym znacznie osłabnąć.

– Czekasz na specjalne zaproszenie? – zawołałam głośniej. Nie musiałam się ukrywać. Myśliwy również wyczuwał moją aurę i wiedział, że pobiegłam za nim.

– Czekam na coś lepszego. – Usłyszałam gdzieś niedaleko. Możliwe, że to właśnie z tego powodu potrzebował tyle mocy. Wezwał kogoś?

– Nie wyjdziesz? – Rozglądałam się powoli, próbując dostrzec w ciemnościach zarys jego sylwetki.

– Żebyś użyła swoich sztuczek? Widziałem co zrobiłaś moim łowcom! Takie harpie jak ty nie powinny mieć wstępu do żadnego Świata! – Czyżby się mnie obawiał?

– Jeśli chcesz to utrudniać, to proszę bardzo! – Ruszyłam do przodu. Postanowiłam, że sprawdzę każdą zatęchłą dziurę na dachu. Budynek był spory i klimatyzowany, więc na płaskiej powierzchni znajdowało się sporo mniejszych i większych skrzynek i obiektów, których nie potrafiłam w ciemności zidentyfikować.

– Mam już po dziurki w nosie wszystkich Jaśniejących... – mruknęłam sama do siebie. Wiedziałam, że zdradzam swoją pozycję. Tak samo jak miałam nadzieję, że Myśliwy zacznie działać, zanim przekonam się, po co zużył tyle energii. – Popełniłeś błąd zabijając Gretę. – Stąpałam cicho, aby móc słyszeć jego kroki, gdyby jednak postanowił się do mnie zbliżyć. – Ale nie martw się! Nie zabiję cię od razu. Mam nadzieję, że jesteś odporny na ból i potrafisz dużo znieść, bo mam zamiar pozbawiać cię kolejnych części ciała i karmić nimi demony. Mogę cię zapewnić, że się nie zmarnujesz. – Mimo mojego dobrego wzroku wokół panowała ciemność. Gwiazdy i księżyc zostały całkowicie przesłonięte przez chmury, przez co nie miałam szans, aby dostrzec cokolwiek, co znajdowało się dalej. Miałam jedynie nadzieję, że nie skończy mi się grunt pod stopami. Kiedy część adrenaliny opadła, poczułam bicie mojego własnego serca. – Wszystkie twoje Jaśniejące ścierwa również rozdzielę między moje demony. – To było kłamstwo. Żaden z demonów nie był tak naprawdę mój.

Ruch powietrza sprawił, że odwróciłam się i zrobiłam unik w bok. Myśliwy zatoczył się do przodu, lecz szybko odzyskał równowagę i stanął na szeroko rozstawionych nogach z czymś ostrym w dłoni.

– Nie tkniesz już żadnego Jaśniejącego!

– A założysz się?

– Nie masz prawa... – wysyczał przez zęby.

Bez ostrzeżenia rzucił się w moją stronę z nożem. Jego ruchy nie były tak płynne jakby sobie tego życzył, lecz wciąż posiadał szybkość i siłę długowiecznych. Znów zrobiłam unik, pozwalając, by przemknął obok mnie. Delikatny napływ nowej mocy powiedział mi, że coś było nie tak. Odwróciłam się, gotowa na atak. Myśliwy wpadł na mnie z całym impetem. Zanim oboje wylądowaliśmy na ziemi, kątem oka zauważyłam w jego prawej dłoni ostrze. Przetoczyliśmy się kilka metrów dalej. Wszystko stało się szybko. Myśliwy leżał na mnie, przygważdżając swoim ciężarem do ziemi. Uniósł się, podpierając rękoma i ciężko dysząc, żeby móc zobaczyć swoje dzieło. Ostrze, które trzymał, gdzieś zniknęło. Na jego skroniach perlił się pot, a grymas twarzy mówił mi, że miał już dość. Wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnął się. Wiedział, że wygrał.

Na rozkaz Ciemności (TOM I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz