13. Taka niepozorna, delikatna, zabójcza

765 60 42
                                    

Niepewnie przekroczyłam próg. Ku mojemu zdziwieniu w środku było jasno i całkiem przyjemnie. W kątach i na podwyższeniach paliły się świece. Zaraz przy wejściu stały ogromne, kryształowe posągi, przypominające kształtem stwory, których ludzka wyobraźnia nie była w stanie stworzyć. Niektóre były na wpół zwierzęce i na wpół ludzkie, jakby sam stwórca nie mógł się zdecydować, co dokładnie chciał powołać do życia. Jeden z nich miał kilka par oczu, które mimo tego, że wykute były z kamienia, patrzyły na mnie, w ten przerażająco żywy sposób rzeczy martwych. Sylwetki posiadały powykrzywiane i przygarbione kształty, ktoś zdołał nawet wykuć futro. Wydawało się to niemożliwe, by tak dokładnie oddać pojedyncze włosy. Mogłam się założyć, że w grę wchodziła magia. Inna z figur wyglądała jak zastygnięta w trakcie skoku. Wyszczerzone, długie kły i nienawistny wyraz twarzy sugerował, że postać rzucała się do ataku. Zadrżałam, ponieważ każda z nich wyglądała, jakby zaraz miała się rzeczywiście ruszyć.

Ogromne, spiralne schody, wykute z kamienia, znajdowały się po obu stronach jednej z rzeźb, stojącej w samym centrum. Zaskoczyła mnie jej pospolitość. Nie miała nic nadnaturalnego, wyglądała jak zwykły człowiek, stojący w swobodnej pozie, ubrany w długą szatę. Jedynie wyraz jego oczu był dziwny. Pełen pogardy. Sugerujący, że ten, kto wchodził do pomieszczenia, był wart nie więcej, jak robak, którego trzeba zgnieść. Zadrżałam i spuściłam wzrok.

– Chodź. – Koło mnie pojawił się znajomy demon.

– Jak mam do ciebie mówić? – Nie interesowało mnie jego imię, chciałam jedynie wiedzieć, co mam powiedzieć, żeby wiedział, że zwracam się właśnie do niego. W zasadzie, w pomieszczeniu nie było nikogo innego, więc może był to niepotrzebny, uprzejmy gest.

– Sio – powiedział.

– Co „sio"? – Zaczynały mnie męczyć jego zdawkowe odpowiedzi.

– Tak powiedziałaś. Kiedyś. Lubię to słowo.

– Więc teraz będziesz nazywać się „Sio"?

– Tak.

– Zaraz, zaraz. Jakie kiedyś? Powiedziałam do ciebie „sio" kilka minut temu.

– Kiedyś. Chodź – powiedział i ruszył do głównych drzwi, osadzonych zaraz za głównym posągiem.

Wprowadził mnie do wielkiego pomieszczenia. Pewne rzeczy wskazywały na to, że znajdowałam się w sali tronowej. Chociażby ogromne krzesło, które stało na podwyższeniu, w samym końcu sali, ustawione tak, by jako jedyne przyciągało wzrok. Tron został wykuty z kruszcu podobnego do rzeźb, które widziałam wcześniej.

– Kim jesteś? – usłyszałam obcy męski głos.

Na tronie zaczął kłębić się cień, który powoli przybierał ludzką sylwetkę i odniosłam wrażenie, że jest to działanie służące tylko i wyłącznie dla komfortu rozmowy. Byłam mu za to wdzięczna. Żółte kocie oczy spojrzały na mnie wyczekująco. Miały w sobie coś dzikiego, za co wiele kobiet dałoby się poćwiartować, byleby tylko móc to oswoić. Sio również posiadał swoją dzikość, jednakże przywodziła na myśl bardziej nieoswojone zwierzątko niżeli osobę.

Każdy demon, jeśli był wystarczająco silny, mógł ukształtować swoją własną postać. Było to coś, co kreowały na samym początku swojego istnienia i nie mogły jej już później w dowolny sposób zmieniać. Mądrzejsze demony wybierały postacie ludzkie, które sprzyjały im i pomagały w zdobywaniu paktów. Te mniej inteligentne zamieniały się w karykatury, przerażające stwory, które ich zdaniem były na tyle straszne, by wzbudzać trwogę wśród innych. Nie miały jednak już wtedy szans na zdobycie jakiegokolwiek kontrahenta, przez co nie mogły wzrosnąć w siłę, co sprowadzało je na sam dół demonicznej hierarchii.

Na rozkaz Ciemności (TOM I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz