31. Panie przodem...

539 48 26
                                    

Mijaliśmy kolejne kamienice, wjechaliśmy w wąskie, ciemne uliczki. I jak mogłam się już tego spodziewać, znaleźliśmy się w mniej ciekawej części miasta. Miejsce było mi już znajome, nie mogłam jedynie skojarzyć, skąd znam te smętne i brudne alejki. Nie miałam pojęcia, jak Śmierć znalazł ostatnie ciało i wolałam nie pytać.

– Tutaj – powiedział Śmierć, wskazując na podniszczony budynek.

Na parterze mieścił się bar, którego miałam już okazję odwiedzić wcześniej. Z przerażeniem stwierdziłam, że znalazłam się przed lokalem, w którym ukrywał się ostatni raz Hektor. Miasto było duże, nie mogłam uwierzyć, że to cholerne ciało znajdowało się akurat u nekromanty, którego niechcący poturbowałam. Chociaż, nie zrobiłam tego osobiście i to wcale nie była moja wina. Hektor powinien wiedzieć, że takie zaklęcia mogą być niebezpieczne. Skrzywiłam się. Powiedział, że mam mu się nie pokazywać więcej na oczy. Spojrzałam z niepewnością na brudne szyby lokalu.

– Coś się stało? – spytał Śmierć, wpatrując się we mnie uważnie.

– Nie – powiedziałam stanowczo, wychodząc z auta. – Wychodź. Chcę to już mieć za sobą.

Stanęliśmy przed wejściem . Zauważyłam, że Śmierć z niesmakiem wszedł do środka. Widocznie jemu również nie odpowiadał wystrój lokalu. Nic się nie zmieniło. Może przybyło troszkę więcej kurzu i brudu, ale cała reszta była na swoim miejscu. Nawet bezzębny barman, który okazał się żywym trupem. Śmierć minął go, zapewne domyślając się, że barman jest jedynie narzędziem i od razu skierował się do kolejnych drzwi. Zombie nie protestował.

– Byłeś tu już wcześniej? – spytałam, próbując uspokoić bijące serce. Miałam nadzieję, że nekromanta nie miał w zanadrzu jakiegoś iście śmiertelnego czaru, którym mógłby mi się odwdzięczyć.

– Nie.

Śmierć otworzył drzwi. Na wszelki wypadek stanęłam zaraz za nim.

– Hasło... – usłyszałam Hektora.

– Hasło? – Nie widziałam twarzy Śmierci, ale byłam pewna, że w tej chwili uśmiecha się do Hektora. I to wcale nie był miły uśmiech. – Znam kilka. I żadne by ci się nie spodobało.

– Co? Zaraz... Kim ty jesteś? – Głos nekromanty brzmiał niepewnie. Kiedy mnie zobaczył pierwszy raz, był zdecydowany i próbował ze mnie szydzić. Prawdopodobnie w Śmierci dojrzał kogoś więcej niż człowieka i może nawet kogoś więcej niż „zwykłego" długowiecznego. Mogłam sobie tylko wyobrazić strach w jego oczach.

– Cześć! – wychyliłam się zza Śmierci, uśmiechnęłam przyjaźnie i ochoczo pomachałam na przywitanie.

Wyraz twarzy nekromanty w jednej chwili się zmienił. Z przerażenia wpadł we wściekłość.

– Wynoście się! – wrzasnął, wstając zza biurka i opierając cały swój ciężar na jednej nodze. Właśnie takiego powitania się spodziewałam.

Dopiero teraz mogłam zobaczyć jego posiniaczone ręce. Nawet tatuaże nie mogły zamaskować tak wielkich obtłuczeń. Jedna ręka zwisała mu bezwładnie w temblaku. Prawdopodobnie zwichnął również nogę, ponieważ spod nogawki wystawały bandaże.

Skuliłam się za plecami Śmierci. Może, ale tylko może, czułam niejakie wyrzuty sumienia. Gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że to była moja wina. Chociaż czy powinnam była się przejmować losem Hektora? Nie był dla mnie nikim ważnym. I wziął sobie za zlecenie okrągłą sumkę, która wynagradzała mu straty. Od razu poczułam się lepiej. Nikt nie potrafił mnie tak pocieszyć jak ja sama.

– Znasz go? – spytał Śmierć.

– Może... – odparłam niechętnie.

– Może?! – huknął nekromanta. – Miałaś tu więcej nie przyłazić! Masz w ogóle pojęcie, co mi zrobiłaś?!

Na rozkaz Ciemności (TOM I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz