41. Jak to jest, że o mały włos, a załatwiliby cię zwykli ludzie?

535 47 53
                                    

Moje ciało zostało okrutnie potraktowane przez wstrząsy niewiadomego pochodzenia. Już wcześniej byłam poturbowana, lecz to, co przechodziłam w tej chwili, zdecydowanie mogłam nazwać torturami. Otworzyłam jedno oko, próbując rozeznać się w sytuacji.

Znajdowałam się w swoim własnym aucie, tyle, że na tylnym siedzeniu. Rany, które nabyłam w Pałacu wciąż piekły, lecz wydawały się raczej niegroźne. Odrętwienie powoli odchodziło, zaczęłam odzyskiwać pełnię władzy nad ciałem.

– To dosyć dziwne, nie sądzisz? – usłyszałam.

Uniosłam się na łokciu. Śmierć prowadził auto, całkowicie nie zważając na ograniczenia. Progi zwalniające również nie były dla niego problemem. Pierwszy raz widziałam go za kółkiem. Mogłam się założyć, że nie miał nawet pojęcia, jak wyglądało prawo jazdy.

– Śmierć... – mruknęłam pod nosem. – Jedziesz zbyt szybko.

Zwolnił. Odwrócił się w moją stronę.

– Mogłoby się wydawać, że podziałała na ciebie trucizna, której używają łowcy.

– Patrz na drogę! – krzyknęłam.

Szarpnął kierownicą, wyrównując samochód. Mało brakowało, a wjechalibyśmy w słup, który wyglądał na całkiem solidny. Stanowczo nie podobała mi się ta przejażdżka.

Dopiero po chwili doszedł do mnie sens jego słów. Usiadłam, opierając się wygodnie o skórzane siedzenia. Cieszyłam się, że Śmierć postanowił zwolnić. Każda nierówność wywoływała u mnie mdłości.

– Jak to jest, że o mały włos, a załatwiliby cię zwykli ludzie?

– Było ich tam zbyt dużo. Przywykłam do tego, że mam tylko jednego przeciwnika, a nie cały tuzin. Nie jestem tak silna i szybka jak ty, nie oczekuj cudów. – Śmierć milczał. Oznaczało to, że prawdopodobnie miał własne zdanie na ten temat i całkowicie odbiegało od mojej wersji. – Gdzie jedziemy?

– Do ciebie. Trzeba jak najszybciej postawić cię na nogi.

– Zawieź mnie do Grety. – Już nieraz przychodziłam do niej w marnym stanie, licząc na jej umiejętności pielęgniarskie. Wiedziała jak zająć się ranami, powiedziałabym nawet, że dzięki mnie zdobyła już poziom eksperta.

Śmierć gwałtownie skręcił. Nie sprzeczał się ze mną, co wydawało mi się dosyć dziwne.

– Masz pojęcie, co zrobiłaś?

– Co masz na myśli? – Zagryzłam wargę. Spojrzałam na opaskę, która zakrywała pieczęć.

– Jak zwykle wchodzisz w ciemno w podejrzane układy i nawet nie zapytasz, jaką rolę miałabyś pełnić. Nie wiesz, co Lucyfer chce zrobić, ani czego od ciebie oczekuje.

– Co ty nie powiesz... Znam przynajmniej jeszcze jedną osobę, która działa w podobny sposób co on. – Łupieżca przynajmniej jasno określił swój cel. Likwidacja Agencji. Śmierć natomiast zawsze zapominał wspomnieć mi o swoich zamiarach. Czasami przebąkiwał coś niezbyt wyraźnie, wykręcając się pobieżnymi wyjaśnieniami. – Ty mnie w to wpakowałeś. – Lubiłam, kiedy winę dało się zrzucić na kogoś innego. – Symulowanie śmierci, żeby osiągnąć swój cel jest dosyć bezczelne.

– Tak bardzo ci na mnie zależy, że chciałaś rzucić się, aby mnie ratować? – Po tonie jego głosu mogłam domyślić się, że się uśmiechał.

– Nigdzie się nie rzucałam.

– Ale miałaś na to ochotę. I uwolniłaś swoją moc.

– Twoje niedoczekanie. – Prychnęłam niezadowolona. – Chciałam pomóc sobie. Z tego, co pamiętam, gdybyś przypadkiem umarł, mnie również spotkałby ten sam parszywy los.

Na rozkaz Ciemności (TOM I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz